11.07.2018

Zabrałam Mini John Cooper Works na zlot fanów marki. To auto przekonało mnie do nowych Mini

Zanim zacznę, musicie coś o mnie widzieć – jestem posiadaczką (niejeżdżącego na razie) Mini Classic, a do BMW Mini podchodzę jak pies do jeża. Tymczasem na zlot Mini w Myślenicach pojechałam Mini John Cooper Works i… trudno było mi się z tym autem rozstać.

Do dyspozycji dostałam auto w 3-drzwiowej wersji hatch z silnikiem TwinPower Turbo o pojemności dwóch litrów i mocy 231 koni mechanicznych.

Myślenicki Zlot Mini

Na cel swojej podróży wybrałam VII Myślenicki Zlot Mini. Jestem tam co roku, impreza ciągle się rozrasta a organizator, Władysław Hodurek, zawsze dopina wszystkie szczegóły na ostatni guzik. W tym roku na rynku w Myślenicach prezentowało się kilkadziesiąt samochodów, z czego większość w wersji klasycznej. Pogoda dopisała, atmosfera była niesamowita, a i widzów nie brakowało. To stała atrakcja tego miasta.

Na Rynku w Myślenicach

„Nasz” BMW Mini John Cooper Works też zatrzymywał przechodniów, a kilka osób nawet sprawdzało, jak się w nim siedzi.

Co mnie zachwyciło?

Przede wszystkim auto niesamowicie się prowadzi i doskonale trzyma drogi. Jeśli znacie słynne zakręty na Zakopiance w Chabówce, to musicie wiedzieć, że jazda po nich JCW daje niesamowite wrażenia. Zwłaszcza w trybie Sport, który zamienia miniaka w demona mocy.

Pokaż, co masz w środku.

Ale samo ruszanie ze świateł daje wiele radości, kiedy można posłuchać pomruku silnika. I zostawić w tyle innych kierowców. Zwłaszcza że BMW Mini w tej konfiguracji rozpędza się do 100 km/h w ok. 6 sekund. Dużo frajdy daje też 8-stopniowa automatyczna skrzynia Steptronic, którą można też przestawić na tryb manualny, jeśli ktoś ma ochotę pobawić się manetkami.

W tak pięknych okolicznościach przyrody…

Auto jest dość twarde, ale nie za twarde. Przejechałam nim w sumie ok. 1000 kilometrów i w żadnym momencie nie czułam zmęczenia z jazdy.

Wygodne wnętrze

Wnętrze Mini John Cooper Works to przede wszystkim detale. Zarówno kolorystyka jak i wszystkie wykończenia cieszą wzrok.  Sportowe kierownica z perforowanej skóry ze szwami w kolorze Chili Red i z wyprofilowanymi wyżłobieniami, progi z logo John Cooper Works, elementy stylistyczne w kształcie brytyjskiej flagi to tylko kilka przykładów tego, co znajduje się w środku auta.

Zaglądamy do środka, który aż kipi od stylistycznych detali.

Bardzo wygodne są wyprofilowane fotele, co bardzo ważne nie tylko w dłuższych trasach, ale też na torze. Pierwszy raz miałam do czynienia z fotelami John Cooper Works podczas sportowego szkolenia na torze w Bednarach kilka lat temu. Od tego czasu siedziska wydają się być jeszcze bardziej dopracowane.

Dużo gadżetów

BMW Mini John Cooper Works naszpikowane jest elektroniką i systemami bezpieczeństwa. O wszystkich pisać nie zamierzam, ale o paru warto wspomnieć.

Detale.

Na uwagę zasługuje wyświetlacz Head-Up, który pokazuje m.in. ostatni znak z prędkością na trasie, aktualną prędkość samochodu a także wskazówki nawigacji, dzięki czemu nie trzeba kierować wzroku na bok, aby sprawdzić, kiedy czeka nas kolejny manewr.

Dotykowy ekran też jest bardzo wygodny, chociaż w moim przypadku to pasażer zajmował się jego obsługą, wyborem muzyki itp. Ja wolałam skupić się na prowadzeniu auta.

Kolejne detale.

Zawsze byłam zwolenniczką dużych lusterek bocznych w samochodach, bo jednak to na nich przede wszystkim polegam, prowadząc samochód. W Mini takie właśnie są, a do tego dochodzi kamera cofania z wysokiej jakości obrazem, która naprawdę pomaga w manewrach. Oczywiście system też ostrzega, by nie polegać tylko na niej.

I jeszcze raz detale. I muchy zebrane po drodze. Szybki jest!

Co na minus?

Nawigacja, chociaż na pierwszy rzut oka intuicyjna, wprawiła mnie w konsternację. Nie byłam w stanie wyszukać ulic. Dopiero później okazało się, że zamiast wpisywać „Prosta”, powinnam była wpisać „ulica Prosta”. Kiedy wspomniałam o tym w BMW, zostałam zapewniona, że zostanie to usunięte przy kolejnej aktualizacji.

Prezentuje się zacnie z każdej strony.

Trudno też było mi ustawić Head-Up Display tak, żeby było mi wygodnie go obserwować sponad kierownicy. Próby z różnymi ustawieniami fotela nie dały oczekiwanego skutku. Okazuje się, że są gdzieś w systemie ustawienia samego ekranu, do których nie udało mi się dogrzebać. Pewnie gdybym miała więcej czasu z tym autem, udałoby mi się je znaleźć.

Tak więc widzicie, że wady, które znalazłam w Mini John Cooper Works, tak naprawdę wadami nie są.

Zapraszamy do środka!

Na pewno auto nie dla każdego

Trzydrzwiowy Mini JCW na pewno nie jest autem rodzinnym. O ile jeszcze jestem sobie w stanie wyobrazić podróżowanie nim z jednym dzieckiem, tak z większą ich liczbą zdecydowanie nie. Przynajmniej nie bez boxa na dachu.

Pasażerowie na tylnym siedzeniu raczej nie będą czuć się komfortowo. W dodatku mały bagażnik sprawia, że przy dłuższych urlopach bagaże tak czy siak wylądują na tylnych siedzeniach. Oczywiście i tak jest o wiele lepiej, niż w klasycznym Mini…

Na rynku w Myślenicach.

Ale przecież to auto nie zostało zaprojektowane z myślą o byciu pojazdem rodzinnym. Dla rodzin przeznaczone są inne modele Mini.

Chcę więcej!

Co prawda nadal uważam, że nowe modele BMW Mini zdecydowanie odbiegają od tradycji, są coraz większe i coraz mniej przypominają auto Jasia Fasoli. Za to stają się autami dla całych pokoleń, który i podróżuje się wygodnie i komfortowo. Coś za coś.

Młodszy i starszy brat.

Mini John Cooper Works, z którym miałam okazję spędzić weekend, mogłabym postawić w garażu. Chociaż pewnie częściej widać by mnie w nim było na ulicy. Albo na torze!