04.11.2020

Samochody autonomiczne? To się nie uda – Mercedes rezygnuje z wyścigu

Mercedes twierdzi, że samochody w pełni autonomiczne to nie jest coś, co da się szybko stworzyć. A przede wszystkim coś, na czym da się zarobić.

„Nie startujemy w zawodach, w których nie możemy wygrać” – tym prostym komunikatem Mercedes pożegnał się z wyścigiem o samochody autonomiczne.

Jeszcze 5 lat temu wydawało się, że autonomiczna przyszłość jest w zasięgu ręki. Koncepcyjny modeli F 015 woził dziennikarzy z całego świata, a Mercedes prezentował wizję przyszłości w efektownej animacji.

W 2019 r. firma połączyła swoje siły z BMW i już w 2024 r. mieliśmy zobaczyć samochody, wyposażone we wszystko, co pozwalałoby kierowcy stać się pasażerem.

Ale mamy rok 2020 i już wiemy, że ważniejsze od innowacji jest zarabianie pieniędzy

Rzecznik prasowy Mercedesa w rozmowie z RedaktionsNetzwerk Deutschland przyznał, że inwestorzy oczekują wysokiej sprzedaży, ale jeszcze bardziej zysków. „Dywidenda musi być odpowiednio wysoka nawet w trudnych ekonomicznie czasach”. To sprawia, że firma musi ostrożnie decydować w jakim kierunku chce się rozwijać, a co za tym idzie, inwestować spore środki. I zmienia dotychczasowe podejście. Odchodzi np. od pomysłu bycia dostawcą szeroko pojętych usług mobilnych. Dziś Mercedes twierdzi, że na carsharingu nie da się zarobić.

Odchodzi także od pomysły stworzenia samochodu autonomicznego

Najważniejszym wyzwaniem jest stworzenie odpowiedniego oprogramowania. Samochód autonomiczny musi komunikować się z otoczeniem, analizować dane i podejmować decyzje z prędkością światła. A to w gęstym ruchu ulicznym wciąż jest ogromnym wyzwaniem. I skoro firma nie widzi możliwości osiągnięcia najwyższego poziomu autonomiczności w rozsądnym czasie – rezygnuje z udziału w tym wyścigu.

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że dzieje się to chwilę po tym, jak swój sukces ogłosiła Tesla

Musk zaanonsował niedawno udostępnienie wersji beta systemu Full Self-Driving, a szczęśliwcy, którzy już korzystają z tego rozwiązania, nie mogą się go nachwalić. I zdają się zupełnie nie przejmować tym, że zgodnie z komunikatem na ekranie systemu multimedialnego, FSD „może zrobić coś złego w najgorszym momencie”.

Mercedes twierdzi, że nie powinno się oddawać eksperymentalnych systemów w ręce klientów

W Stuttgarcie inżynierowie muszą najpierw zdać egzaminy uprawniające ich do zostania kierowcami testowymi, a potem kolejne, uprawniające do testowania automatycznych systemów jazdy. I dopiero wówczas mogą wziąć udział w testach, by przygotować nowe rozwiązania dla klientów. Trzeba je najpierw dopracować tak, by wszystkie systemy działały przewidywalnie, a kupujący Mercedesy mieli pełną świadomość co potrafią, a czego nie potrafią ich auta. Bo najgorsze, co może się wydarzyć, to skomplikowana sytuacja na drodze, w której nie wiadomo, czy kontrolę wciąż sprawuje elektronika, czy już oddano ją w ręce człowieka. A przy pędzącym z dużą prędkością, dwutonowym klocu nie ma czasu na takie wątpliwości. Szczególnie, że przy obecnych przepisach, za zdarzenia drogowe wciąż odpowiada kierowca.

Autonomiczne – nie, zautomatyzowane – jak najbardziej

Oczywiście odstąpienie od planów rychłego zbudowania samochodu autonomicznego nie oznacza, że Mercedes przestanie rozwijać systemy związane z automatyzacją jazdy. Jeśli pozwolą na to przepisy, w połowie przyszłego roku udostępni klientom w Niemczech system Drive Pilot, który pozwoli kierowcy zdjąć ręce z kierownicy i oddać kontrolę nad samochodem elektronice w ściśle określonych warunkach – głównie na autostradach. Kluczowa jest właśnie kwestia przepisów – oficjalne wprowadzenie tego rozwiązania będzie oznaczało przeniesienie odpowiedzialności w razie wypadku z kierowcy, na dostawcę rozwiązania. A żeby sobie na to pozwolić, Mercedes musi być naprawdę pewny skuteczności wprowadzonych systemów. I muszą pozwalać na to przepisy.

Tesla przepisami sobie głowy nie zawraca

Wprowadziła FSD w Stanach, a Musk już zapowiedział, że następne na liście będą Kanada i Norwegia. Póki nie dojdzie do żadnego wypadku – Tesla będzie świętować i patrzeć, jak rosną ceny akcji. A gdy zdarzy się jakaś katastrofa – będzie można umyć ręce, bo to przecież wersja beta, a na ekranie był ostrzegawczy komunikat. „Trzeba było się ubezpieczyć” – powie Elon, znowu podkradając pomysł Polakowi.