29.11.2019

Czy to już czas na FSM Cinquecento za 10 tys. zł? Oczywiście

Oto FSM Cinquecento 900 z pierwszego roku produkcji z bardzo niskim nr VIN wystawione za 10 000 zł. Czy jest tyle warte? 

Oczywiście. A nawet więcej. Pamiętajmy, że FSM Cinquecento to najlepsze, co spotkało polską motoryzację. Wszystkie poprzednie wozy były licencjami, ale najczęściej zubożonymi i przestarzałymi. Cinquecento było prawdziwym, nowoczesnym autem, hitem eksportu i wyrazem najwyższej formy włoskich designerów i inżynierów. Jest piękne w swej prostocie, niebywale funkcjonalne, niezawodne, proste w naprawach, komfortowe, doskonale się prowadzi, zachwyca widocznością i ergonomią

STOP

Przepraszam, trochę się zagalopowałem. Chodzi przecież o auto z ogłoszenia i o te 10 tys. zł. Czy Cinquecento jest tyle warte? To zależy. Niemcy już potrafią zapłacić 3000 euro za idealnego Sportinga albo wersję Suite/Soleil, czyli z odsuwanym dachem, w specjalnym kolorze i z najbogatszym wyposażeniem. Mało kto docenia natomiast najwcześniejsze Cinquecento, jeszcze ze znakiem FSM zamiast Fiata z tyłu (Fiat przejął fabrykę FSM w całości w 1993 r.). Tymczasem jest ono bardzo ciekawe za sprawą wielu różnic: korek wlewu paliwa bez klapki, wskaźniki prawie jak w Maluchu-Bisie, duże logo z przodu, czarna tapicerka i inne.

Oferta z Otomoto. Zdjęcie: Leszek

Dodatkowo FSM-y w wersji 900 to jeszcze większa rzadkość

Mało 900-tek trafiało na rynek wewnętrzny w początkowym okresie produkcji. Polacy zwykle musieli zadowolić się „siedemsetką” z czterema biegami, a pięciobiegowa 900-tka trafiała na rynki eksportowe. W Polsce był to samochód stosunkowo drogi – Cinquecento 900 z wypasem kosztowało tyle co najtańszy Polonez.

W dodatku w 1991 r., czyli w pierwszym roku produkcji, powstała bardzo niewielka liczba aut (ale na pewno nie 5000, jak pisze sprzedający – to raczej zmyślone) i prawie wszystkie trafiły już na złom. Często poza Polską. Tu mamy więc do czynienia z istną kapsułą czasu w swojej najrzadszej, najwcześniejszej wersji. I to w fajnym kolorze – lepszym niż kolejny biały (ładniejszy już jest tylko czerwony, wiadomix). Pokażcie mi jakiś samochód z 1991 r. w swojej najmocniejszej wersji, w idealnym stanie i przebiegiem poniżej 50 tys. km w takiej cenie. Może być trudno – wszelkie Maluchy i Polonezy już będą droższe, choć nie reprezentują nawet w 30% tyle ciekawej i wartej zachowania myśli technicznej co Cinquecento. Porównajmy tę cenę z tymi, za jakie ktoś wystawiłby Poloneza, Malucha czy Fiata 125p z numerem nadwozia poniżej 5000. O ile w ogóle takie samochody się pojawiają, bo z tego co zauważyłem to raczej nie zmieniają właścicieli przez serwisy internetowe.

Oferta z Otomoto. Zdjęcie: Leszek

Ta cena jest w pełni uzasadniona

Przecież nie jest tak, że wszystkie Cinquecento oszalały z cenami i że ludzie żądają 10 tys. zł za szrota. Wciąż można kupić auta na chodzie za 1000-1500 zł, ale są to zwykle popularne odmiany Young z końca produkcji. To oczywiste, że te rzadsze, wcześniejsze czy mocniejsze będą droższe, bo mało kto chce po prostu Cinquecento – jeśli już ktoś je chce, to takie, o którym można powiedzieć coś ciekawego, pochwalić się nim czy wyróżnić. Albo takie, które nie będzie już traciło na wartości, bo zachowało się w idealnym, oryginalnym stanie. Jeśli chcesz Cinquecento, tak po prostu, to idziesz i kupujesz je za grosze. Ale jeśli chcesz konfigurację „FSM + pierwszy rok produkcji + ciekawy kolor + superniski VIN + idealny stan + znikomy przebieg”, to wynikiem tego równania bez problemu może być 10 tys. zł.

Oferta z Otomoto. Zdjęcie: Leszek

No chyba, że chcecie mojego FSM-a. Jest równie dobry, a sprzedam za 4000 zł. To 60% zniżki. W końcu mamy BLACK FRIDAY!