13.07.2018

To był ostatni Ford Thunderbird. Fani modelu nim gardzą. Mnie się podoba

Jest takie angielskie wyrażenie „guilty pleasures” i oznacza w wolnym tłumaczeniu „wstydliwe przyjemności”. Mnie, na ten przykład, podoba się muzyka eurodance i Ford Thunderbird XI generacji. Widzę w nim coś ponadczasowo niemodnego.

Trafiłem niedawno na to ogłoszenie  i coś mnie w nim urzekło. Już bardzo dawno nie widziałem na ulicy ostatniej generacji Forda Thunderbirda. To chyba najbardziej „porażkowy” samochód, z czasów kiedy modna była stylizacja retro. Pamiętacie jeszcze te czasy i to szaleństwo na wygląd w starym stylu? Volkswagen New Beetle, Mini R50, Chrysler PT Cruiser, Mustang z 2005 r., Plymouth Prowler i nieco spóźniony z debiutem Fiat 500 –wszystkie te auta reprezentują modę, która trochę przeminęła. Coraz trudniej znaleźć jakieś nowe samochody, które nawiązywałyby do klasyki. Chyba, że mowa o nowym Suzuki Jimny.

Ford Thunderbird ostatniej, jedenastej generacji był o tyle niecodziennym pojazdem, że stanowił drugi kabriolet w gamie Forda. Dziś poza nielicznymi wyjątkami w postaci BMW i Mercedesa, prawie nikt nie oferuje już więcej niż jednego kabrioletu w swojej palecie modeli. Trzeba przecież zrobić miejsce dla SUV-ów. Z początku Thunderbirda chwalono za ciekawą stylizację, potem jednak coraz częściej pojawiały się głosy, że samochód jest wykonany słabo, że ma nudne wnętrze, że układ jezdny nie jest w niczym lepszy niż ten z Lincolna LS, na którym Thunderbird bazuje – a w końcu auto „marketowano” jako bardziej sportowe. Narzekano też na dziwaczny silnik: 3.9 V8 AJ skonstruowany przez Jaguara (podobny do 4.2 z modelu XJ8), ale zmniejszony przez Forda i produkowany w fordowskiej fabryce. Powodzenia z zakupem tanich części w lokalnej hurtowni albo e-sklepie.

Kolor lat 50.

Trudno też powiedzieć coś obiektywnie pozytywnego o wnętrzu. Początek pierwszej dekady obecnego wieku nie obfitował w ładne deski rozdzielcze, zwłaszcza w samochodach amerykańskich. Producenci zza oceanu dalej siedzieli głęboko w latach 90. i robili ogromne, plastikowe obudowy ze słabo wykonanymi detalami w postaci pokrętełek, przycisków i ekraników wyglądających jak z polskiego kalkulatora „Bolek”. Za to przynajmniej jeśli chodzi o gamę kolorów Ford się popisał, lakierując Thunderbirda w takie barwy, jakie były dostępne w kultowej generacji z lat 50. – błękit widoczny na zdjęciach nazywał się Desert Sky (pustynne niebo). Kiedy przeglądałem amerykańskie strony i fora o Thunderbirdzie, znalazłem jeszcze inną nazwę: jajo rudzika (robin’s egg). Rzeczywiście podobny.

Zresztą lektura forum nie pozostawia wątpliwości – nie jest to najbardziej niezawodny samochód na świecie. Narzekają tam a to na elektrykę, a to na układ zapłonowy, a to na wycieki. Podobno cewki zapłonowe to najlepiej wozić przy sobie.

Słowem – niby wszystko źle. A i tak to auto w jakiś sposób mnie przekonuje

Późne lata 70. i prawie całe 80. określa się w amerykańskiej motoryzacji mianem „malaise”, czyli „choroba, złe samopoczucie”. Był to czas, kiedy amerykańscy producenci po ciosach w postaci dwóch kryzysów paliwowych próbowali nieudolnie przestawić się na produkcję małych aut, przegrywając konkurencję z Japończykami i Europejczykami. Oczywiście Thunderbird z 2002 r. już nie łapie się jako „malaise”, ale ma ten urok samochodu lekko przestarzałego i niemodnego. Bardzo lubię takie właśnie pojazdy. Thunderbirda stylizowano na retro, ale nawet bez tej stylizacji w 2002 r. nikt nie pomyliłby go z niczym nowoczesnym. Jego wygląd zewnętrzny jest znakomity i nigdy nie zestarzeje się bardziej, niż już się zestarzał, a zwracać uwagę będzie zawsze. W końcu o to chodzi w kabriolecie: kupujesz go trochę dla innych. A że bardziej niż sportowe wrażenia cenię sobie leniwe bulgotanie V-ósemki, to taki Thunderbird zdecydowanie by mi pasował.

Tylko nie wiem, czy 91 000 zł za auto zrobione w prawie 70 000 sztuk to uzasadniona cena. Ale może napiszę do sprzedającego i pozwoli obejrzeć auto z bliska.

zdjęcia pobrane z ogłoszenia w ramach dopuszczalnego prawa cytatu w celu analizy lub polemiki. Prawa autorskie należą do ich wykonawcy