27.03.2020

Można już kupić Shelby GT500 w Europie. Cena jest spekulacyjna, ale wiecie…

…obowiązku nie ma. Austriacka firma Peicher Automotive wprowadziła właśnie GT500 do swojej oferty. Ford nigdy nie miał tego w planie. 

Ford Mustang to pewnego rodzaju fenomen w Europie – choć poprzednich generacji tego auta oficjalnie u nas nie oferowano, to takich aut sprowadzano mnóstwo. Myślę, że nie minę się z prawdą, jeśli zaryzykuję stwierdzenie, że był to najchętniej sprowadzany amerykański samochód o sportowych aspiracjach, zdecydowanie przewyższając liczebnością Camaro czy Challengery.

Na szczęście Amerykanie w końcu zdecydowali się, by nieco zmienić dotychczasowy stan rzeczy, a obecnie oferowana generacja Mustanga pojawiła się w salonach sprzedaży po naszej stronie Wielkiej Kałuży. W wersji V8 to zresztą jedne z najtańszych koni mechanicznych na naszym rynku – a to, obok legendy modelu, udanej stylistyki i po prostu bardzo dobrych osiągów, mocno pracuje na dobre statystyki sprzedaży.

Niestety, o wersjach Shelby mogliśmy zapomnieć.

Oczywiście nie jest to aż tak duży problem, choćby z tego względu, że dealerzy we własnym zakresie często na zamówienie klienta instalują szereg elementów pozwalających na zwiększenie mocy seryjnych Mustangów. 600-700 koni? Klient nasz pan!

Tyle tylko, że Shelby to nie tylko moc silnika, ale także szereg innych zmian, wpływających m.in. na prowadzenie auta. Nie dziwne więc, że także i w Europie jest sporo ludzi, którzy chcieliby jeździć modelami GT350/GT350R czy najnowszym, topowym GT500.

Teraz można sobie kupić model GT500 bez zabawy z importem prywatnym.

Pierwszą firmą, która sprowadza nowe Shelby GT500 ze Stanów, jest austriacka Peicher Automotive. Swoją drogą, trochę mnie to zdziwiło, bo wcześniej z firm o podobnym profilu działalności kojarzyłem głównie niemieckie Geigercars – spodziewałem się, że jeśli już ktoś się weźmie za import, to właśnie Niemcy. Ale mniejsza z tym – tak czy owak do Austrii też nie jest jakoś szczególnie daleko.

Przypomnijmy w kilku słowach, czymże jest w ogóle Shelby GT500?

Auto zaprezentowano na początku 2019 r., ale na podanie danych technicznych (a i to niepełnych) trzeba było czekać kolejnych 5 miesięcy. Ale było warto – zamiast oczekiwanych nieco ponad 700 KM, GT500 ma ich… 771. I 847 Nm. To wystarcza, by seryjnym autem przejeżdżać 1/4 mili w zaledwie 10,665 s. Drobnym zgrzytem dla purystów może być fakt, że – w przeciwieństwie do słabszego, wolnossącego modelu GT350 – GT500 nie jest oferowane ze skrzynią manualną, a z 7-biegową przekładnią dwusprzęgłową, ale jakoś bym to chyba przebolał.

No dobrze, ile zatem takie auto kosztuje w Europie?

Od razu muszę niestety ostudzić Wasz zapał – jest drogo, nawet bardzo. W Stanach Zjednoczonych ceny GT500 startują z poziomu nieco ponad 70 tys. dol., czyli niespełna 290 tys. zł. Oczywiście pomijam tu sytuacje skrajne, jak dokładanie ogromnych marż przez dealerów, przez co cena może sięgać… 170 tys. dol., i to za auto które nawet nie ma wszystkich opcji.

Ale zostawmy USA z boku i zerknijmy na ceny w Europie. 109 990 euro, czyli… pół miliona zł. Pół miliona. Za wersję bez dodatków! Jeśli zdecydujecie się na egzemplarz doposażony w pakiet Track Pack, to cena sięgnie 155 tys. euro. Czyli 170 tys. dol. Czyli 700 tys. zł. Za mniej niż połowę tej sumy można by mieć Mustanga GT z europejskiej dystrybucji zdłubanego na tyle samo mocy. Tak, wiem, wspomniałem przecież, że to nie to samo – ale 700 tys. zł za auto, którego wnętrze ma jakość wykonania na poziomie Fiesty za 60 tys. zł? Dyskusyjne. Choć z drugiej strony, chyba wolałbym mimo wszystko wydać tyle pieniędzy na Shelby, niż na Porsche 911 (za 641 tys. zł jest dostępna Carrera 4S, ale w Porsche 60 tys. zł na dodatki to… niezbyt wiele).

Chyba jednak wolałbym postawić na ten import prywatny…