14.02.2020

Zmarł Erhard Schnell – człowiek, który zaprojektował Opla Calibrę. Przypominamy ten model

Aerodynamiczna i trochę niedoceniana przez fanów klasyków Calibra była ulubionym projektem Schnella. Ulubionym, ale nie jedynym.

Opel Calibra do niedawna nie miał dobrej prasy. Każdy, kto pamięta początek obecnego stulecia wie, że to była era eksplozji popularności spojlerów, nakładek na zderzaki i pstrokatych naklejek. Dodajmy do tego czarne jak smoła folie na szyby i wydechy, które biły się o laur najgłośniejszego z ukrytymi w bagażniku tubami basowymi.

Jaki wóz najlepiej nadawał się do przeróbek? Niedrogi, usportowiony, przyzwoicie jeżdżący. Niestety, padło na Calibrę. Dlatego przez ostatnie lata Opel był wyśmiewany (powstawały na ten temat nawet piosenki. Jedną z nich zapewne znacie), a jego ceny szorowały po dnie.

Ludzie zapomnieli, jak wygląda seryjna Calibra.

A wygląda właśnie tak.

Dopiero ostatnio trend trochę się odwraca. Najgorsze, najbardziej zaniedbane egzemplarze po tuningu zwykle już wymarły – naturalnie albo na przydrożnym drzewie. Na rynku pojawia się coraz więcej aut w stanie oryginalnym, w rzadkich wersjach, po dobrze wykonanym remoncie. Patrząc na to, jak wyglądają, można docenić Calibrę. To ładny samochód i doskonały pomysł na youngtimera.

W żółtym jej najlepiej.

Za jego projekt odpowiadał urodzony w 1927 r. Erhard Schnell.

Nie było to jednak jego pierwsze dzieło. Wręcz przeciwnie – niedługo po narysowaniu Calibry, Schnell odszedł na zasłużoną emeryturę. Teoretycznie, bo do końca życia i tak pozostawał związany z Oplem, wspierając markę np. przy okazji rocznicowych imprez.

Od czego się zaczęło? Najpierw od drobnych prac, wykonywanych przez Schnella wkrótce po tym, jak po skończeniu studiów w 1952 r. trafił do Opla. Lata 50. upłynęły mu pod znakiem projektowania logotypów i detali w samochodach. W 1961 r. wyjechał na szkolenie do Detroit. Widać było, że trochę nasiąknął tam amerykańskim stylem.

Jego pierwszy duży projekt po powrocie od razu był spektakularny i… właśnie mocno zamerykanizowany. Chodzi o Opla GT, nazywanego „małą Corvette”, który zadebiutował w 1968 r. Inspirowany m.in. butelką Coli design nowego modelu sprawił, że Opel znacznie odmłodził swój wizerunek. Muskularne linie, otwierane reflektory, ciekawe kolory… GT naprawdę udało się Oplowi. I Schnellowi, rzecz jasna.

Dwa projekty Schnella na jednym zdjęciu. Ładnie.

Dobrych projektów było więcej.

Erhard Schnell pracował jeszcze m.in. przy tworzeniu Rekorda C, Manty A, Ascony B, Kadetta D i Corsy A. Można nie lubić Opla, ale trudno nie docenić wyglądu tych wozów.

Oprócz Calibry, Schnell projektował również Vectrę A. Wygląda nieźle (nawet dziś!), ale… wróćmy do niesłusznie niekochanej Calibry.

Weszła na rynek w 1989 roku.

Wyobrażam sobie, jak wielkie wrażenie musiała robić na Niemcach ze wschodu, którzy tuż po upadku Muru Berlińskiego pojechali swoimi Trabantami na zachód.

Jak wspomina Schnell, podczas rysowania Calibry on i drugi projektant, Wayne Cherry, mieli „całkowitą wolność twórczą”. Oplowi chyba się opłacało pozwolić designerom na więcej niż zwykle. Efekt był nie tylko ładny (niska sylwetka z długą maską i mocno pochyloną tylną szybą – tak brzmi przepis na sukces!). Był też wyjątkowo aerodynamiczny. Wynik bazowej wersji silnikowej to Cx=0,25. W tamtych czasach lepsi byli tylko… Nie, nikt nie był lepszy. Calibra była najbardziej opływowym samochodem seryjnym na rynku.

Niektórzy mówią, że z takim wyglądem, Calibra powinna mieć napęd na tył.

Gdyby rzeczywiście tak było, pewnie wielu fanów taniego tuningu roztrzaskałoby swoje egzemplarze na krawężnikach i latarniach jeszcze przed zamontowaniem pierwszego spojlera. Czy to wyszłoby Calibrze na dobre?

Gdyby miała napęd na tył, zrobienie tego zdjęcia mogłoby być trochę trudniejsze. Mogłaby się zakopać w śniegu.

Trudno powiedzieć. Ale niestety, takie rozwiązanie było niemożliwe. Calibra nie bazowała na tylnonapędowej Omedze, ale na wspomnianej wcześniej Vectrze, z napędem na przód. Miała być relatywnie przystępna i prosta w utrzymaniu. W tamtych latach jeśli ktoś chciał podążać za modą, kupował właśnie coupe. Calibra była więc w pewien sposób odpowiednikiem dzisiejszego… SUV-a klasy średniej.

Mocne wersje silnikowe i tak dawały radość z jazdy.

Nie potrzeba było napędu na tył, by się szeroko uśmiechnąć podczas jazdy Calibrą. Topowa odmiana miała pod maską silnik 2.0 turbo, a napęd był przekazywany na cztery koła. Doładowany, czterocylindrowy silnik osiągał 204 KM, co pozwalało Calibrze jechać 100 km/h po 6,8 s od startu. I to pomimo odrobinę gorszej (Cx=0,29) aerodynamiki niż w wersji bazowej. Taki Opel idealnie pasował do nazwiska swojego projektanta.

Dla tych, którzy wyżej od osiągów cenili sobie miłe brzmienie silnika, przewidziano motor 2.5 V6. Miał 170 KM, a setkę osiągał o sekundę wolniej niż 2.0T.

Większość „kontrowersyjnie tuningowanych” egzemplarzy było za to napędzanych przez silnik 2.0 w wersjach o mocy 115 i 136 KM. Może to i lepiej.

Wnętrze nie było już tak spektakularne, jak nadwozie.

Produkcję Calibry zakończono w 1997 r.

Po drodze zdążyła jeszcze wygrać dla Opla kategorie „najlepszy team”, a Keke Rosberg zdobył nią tytuł „najlepszy kierowca” w serii DTM. Nie doczekała się bezpośredniego następcy, choć niektórzy uznają, że była nim Astra Bertone. Też ładna, ale już bez tego czegoś. Może dlatego, że nie projektował jej Erhard Schnell?