16.12.2021

Citroen rozwiązał większość problemów Ami. Zapomniał tylko wstawić drzwi

Może to i lepiej, skoro w wersji produkcyjnej były z nimi same problemy?

A tutaj, w nowej, studyjnej wersji, proszę bardzo – żadnych problemów z uszczelkami przy drzwiach, żadnych opadających szyb. Wystarczyło po prostu pozbyć się drzwi i problem z głowy:

Rozwiązanie wprawdzie trochę w stylu polskich miast, gdzie jeśli czujniki jakości powietrza wskazują wysoki poziom zanieczyszczeń, to przenosi się je w inne miejsce, ale zawsze to jakiś ruch. Teraz, jeśli woda dostanie się do środka Ami, to będzie dosyć oczywiste, dlaczego tak się stało. Ewentualnie można powalczyć z deszczem za pomocą przezroczystych zasłon przeciwdeszczowych, które przewidziano w tym projekcie.

Nie musimy się też martwić o kamienie, które przy braku drzwi mogłyby się nam obijać o nogi – My Ami Buggy ma specjalne, dodatkowe osłony, które powinny nas przed tym uchronić. Dodatkowe wzmocnienia – w formie terenowych orurowań zamontowano też m.in. na reflektorach, światłach z tyłu i zderzaku. Istnieje spora szansa, że tym samym kierowca i pasażerowie zyskali szansę na przeżycie zderzenia z przelatującą ulotką reklamową.

Oczywiście taki Ami jest też trochę bardziej SUV-owaty.

Co w dobie niekończącej się mody na SUV-y faktycznie może być rozwiązaniem pewnego problemu i próbą wpasowania się w trendy. Przy czym trzeba Amiemu oddać, że jest nie tyle SUV-owaty, co terenowy – ogumienie ma słuszne, a poszerzone błotniki faktycznie mają tutaj swoje zastosowanie, nawet jeśli chodzi tylko o ukrycie tych bardzo szerokich opon. Nie zabrakło tu też masy innych dodatków w stylu offroadowym – od zapasowego koła na bagażniku dachowym, aż po LED-owy pas, który miałby ułatwić nam poruszanie się po bezdrożach.

O ile oczywiście te bezdroża nie byłyby zbyt daleko od domu, bo zasięg Ami to zaledwie kilkadziesiąt kilometrów.

Poprawiono nawet fotele.

Mają aż 70 mm pianki, zamiast 35 mm w standardowej wersji, a do tego całe obicie można zdemontować i wyprać. Albo wymienić, jeśli podróż była dla kogoś zbyt emocjonująca.

Mało tego – fotele są numerowane, tak żeby nie było wątpliwości, kto jest numerem 1, a kto numerem 2 w samochodzie. A żeby wiedzieli o tym też inni użytkownicy dróg, którzy na pewno na takie ami się zapatrzą, to po każdej stronie – w sportowym stylu – opisane jest, kto gdzie siedzi. I tak po lewej stronie znajdziemy napis Pilot, a po prawej – Co-pilot.

Niestety takiego Ami być może nigdy nie kupimy.

Cały projekt jest głównie zabawą pt. „co można zrobić ciekawego z Ami” i szanse na trafienie na rynek ma niemal zerowe. Chociaż jest co najmniej jedno miasto na świecie, gdzie taki pojazd wzbudziłby zapewne spore zainteresowanie, a może nawet sprzedawałby sie szokująco dobrze. Ale to już temat na inny wpis…