03.07.2020

Przepraszam, ale właściwie to nie widzę wad. Pomysł BMW na zakup dodatkowych opcji jest fantastyczny

Nie było trudno przewidzieć, jakie będą komentarze pod wiadomością o tym, że BMW planuje rozszerzyć swoją ofertę subskrypcji i pozakupowej sprzedaży opcji w swoich samochodach. Szok, niedowierzanie, kiedyś to było. A ja patrzę na ten pomysł i myślę: chciałbym, żeby moje kolejne auto coś takiego oferowało. 

Najpierw rozprawmy się może z jednym męczącym mitem.

Czyli tym, że BMW będzie teraz oferować dodatkowe funkcje swoich samochodów w formie abonamentu, więc jeśli np. zapragniesz podgrzać sobie tyłek (i plecy) w trakcie jazdy, to niestety trzeba wyskoczyć z 14,99 zł miesięcznie, a jak nie, to będzie zimno.

Otóż nie.

Jak to mniej więcej działa, można zobaczyć w dwóch miejscach. Po pierwsze na portalu ConnectedDrive, gdzie już teraz jest sklep z dodatkami dla wybranych modeli BMW. I tak np. możemy sobie tam dokupić (trzeba przewinąć na dół) Asystenta Świateł Drogowych. Cena? 799 zł. Długość abonamentu? Zero, nie ma abonamentu. Kupujemy i dostajemy na zawsze, przy sprzedaży auta będziemy mogli kupującego zapewnić, że taką opcję będzie miał.

To może adaptacyjny tempomat? 3999 zł i hyc – jest u nas w samochodzie, nawet jeśli nie wybraliśmy go podczas pierwotnej konfiguracji. Nie wiem do końca jak to się ma do ceny cennikowej podczas konfiguracji, bo np. w serii 5 jest tylko aktywny regulator prędkości z funkcją Stop&Go i kosztuje 5990 zł, ale załóżmy, że to zakup w ConnectedDrive będzie kosztował tyle samo, co podczas konfiguracji auta. Abonament? Znów brak. Aktywny tempomat zostaje u nas na zawsze.

Co ma się teraz zmienić i skąd to całe zamieszanie? W zasadzie to dojdą dwie rzeczy:

Obie zmiany są raczej z kategorii tych dobrych. To pierwsze pozwoli nam np. sprawdzić, czy asystent świateł drogowych i/lub adaptacyjny tempomat nam się przydadzą lub spełniają nasze oczekiwania. Może i jestem dziwny, ale to wydaje się nawet lepszą opcją niż zamawianie tych opcji w ciemno na bazie opisu albo krótkich jazd testowych.

Ta druga opcja może być trochę bardziej kontrowersyjna, bo może być tak, że gdy będziemy chcieli sprzedać auto, to tych funkcji już w nim nie będzie. Z drugiej strony, jeśli tak bardzo martwimy się o kolejnego nabywcę, to możemy przecież wykupić wszystko na stałe. Zresztą można zobaczyć, jak wygląda to teraz w ramach programu pilotażowego w Stanach Zjednoczonych:

Proste – chcesz przetestować? Darmo. Chcesz na rok? 40 dolców. Chcesz na 3 lata? 100 dolców. Chcesz na zawsze? 150 dolców. Rozumiałbym problem, gdyby do wyboru były tylko opcje abonamentowe. Ale tak nie jest i – tu trzymam kciuki – oby nigdy nie było.

I w tym miejscu zachodzę w głowę, gdzie tu jest problem.

Kupując nowe auto mogę się skupić na tym, co przecież najważniejsze – na wersji silnikowej. Ok, plus na kolorystyce wnętrza, lakierze i materiałach wykończeniowych. Nie muszę sobie kalkulować, czy dobrać jakąś opcję, a z jakiejś zrezygnować, i oceniać na sucho, której z nich będzie mi bardziej brakować. Trochę to wprawdzie wywraca do góry nogami dotychczas utrwalony schemat zakupu auta, bo możemy kupić – jeśli rozwiazanie BMW ruszy na pełną skalę – samą skorupę, a potem metodą darmowych testów wybrać to, co nam jest potrzebne.

Czyli – uwaga – zamiast pakować kasę w ciemno, a potem orientować się, że z czegoś w ogóle nie korzystamy albo nie działa jak chcemy i chętnie byśmy kupili jednak auto bez tego, możemy sobie zrobić taką jazdę próbną dodatkami. I wracając do pojawiającego się przykładu podgrzewanych foteli – gdybym uznał, że ich nie potrzebuję przy zakupie, a potem jednak uzmysłowił sobie, że skórzane fotele bez podgrzewania to jednak lipa, to nie muszę jechać do kogoś, kto rozbierze mi fotele i zainstaluje matę, a potem wszystko jakoś tam sobie pospina. Klik i mam.

W czym to gorsze od zakupu przy zamawianiu auta? Nie wiem, dlatego zrobiłem sobie mema:

Jestem bardzo ciekaw, w jakiej innej kategorii rynkowej klienci wolą kupić produkt w ciemno, nawet jeśli wiedzą, że mogą z czegoś nie skorzystać, zamiast sprawdzić i dopiero potem wydać pieniądze.

Natomiast przy aucie używanym… jeszcze bardziej chciałbym kupić właśnie takie coś.

Prosta sytuacja – szukam sobie czegoś z drugiej ręki, bardzo zależy mi na funkcjach X i Y. Znajduję odpowiedni egzemplarz, odpowiednią wersję silnikową, nawet kolor jest z palety czogłowo-szarej odpowiadającej moim gustom. Wszystko się zgadza, wszystko mi pasuje, pełna historia jest, auto właściwie doskonałe.

I co? I nie ma ani X, ani Y. Wiem, wiem, auto to narzędzie do przemieszczania i poza jak największą pojemnością skokową silnika niczego nie można od niego wymagać, ale jednak mógłbym mieć taki kaprys. A co za tym idzie – musiałbym zacząć szukać innego egzemplarza albo pogodzić się z tym, że znowu czegoś brakuje.

A tutaj? Pan przygotuje umowę, ja zrobię przelew, dziękuję, do widzenia. Odjeżdżam, staję na pierwszym parkingu i kilkoma kliknięciami dodaję sobie X i Y. Bez żadnego szukania odpowiednich części, szukania kto mi to zakoduje, etc. Prosto, wygodnie, elegancko. Może i poprzedni właściciel wykupił to w abonamencie, który właśnie się skończył i BMW faktycznie zarobiło dwa razy, ale w sumie co za problem – grunt, że ja mam to, co chciałem. A poprzedni właściciel pewnie zapłacił trochę mniej za to, że korzystał z tej funkcji krócej niż przez cały okres użytkowania auta.

Problemy widzę głównie dwa.

Pierwszy jest taki, że póki co wizja wszystko można dokupić to raczej czysta spekulacja z mojej strony. BMW póki co zapowiedziało rozszerzenie listy dostępnych w taki sposób opcji, ale chyba nigdzie nie padło, że będzie można tak zrobić absolutnie ze wszystkim. Aczkolwiek podejrzewam, że to tylko kwestia czasu.

Druga obawa jest trochę poważniejsza i dotyczy tego, jak długo będzie wspierane takie rozwiązanie. Jak długo będą utrzymywane opcje abonamentowe dla starszych aut? Czy w pewnym momencie trzeba już będzie wszystko wykupić na stałe, bo – powiedzmy – po 10 latach lista wspieranych modeli skurczy się o te z dawnych roczników? Czy BMW jest gotowe na to, żeby wspierać takie rozwiązania przez 10, 20, a może i więcej lat? Porzucanie wsparcia dla smartfonów po 3 czy 5 latach (a czasem nawet i krócej) jest raczej normalnością. Samochody żyją jednak zdecydowanie dłużej, więc i tutaj dobrze byłoby, gdyby plany niemieckiem marki były naprawdę długofalowe.

Inna sprawa to to, że o ile fizyczne części (w różnym stanie) potrafią z czasem tanieć, tak jeśli coś będzie opcją internetową, to raczej nie ma co na to liczyć. I jeśli ktoś kupi np. 15-letnie albo 20-letnie G30, to pewnie bardziej by się cieszył, gdyby adaptacyjny tempomat dałoby się dołożyć i zakodować, niż gdy trzeba będzie go wyklikać za jakieś 3999 zł. Aczkolwiek nie wiem, czy jakoś strasznie martwi to BMW.