Znaczy po to, żeby producent zarobił pieniądze. Ale dlaczego ktoś miałby ją kupić?
Oczywiście Alfa Romeo Giulia jako nowoczesny sedan leży poza moją sferą zainteresowań w całości, ale doceniam ją jako ciekawą propozycję w tym zatłoczonym segmencie, no i oczywiście za to, że zdecydowano się na tylnonapędową platformę. Do 2020 r. była dostępna sportowa wersja V6 (QV) o mocy 510 KM, teraz już jej nie ma – wprowadzono za to limitowaną edycję GTA i GTAm. Wczoraj można było je sobie obejrzeć na zlocie Forza Italia 2021, no to poszedłem pooglądać.
Czym różnią się Alfa Romego Giulia GTA i Alfa Romeo Giulia GTAm?
Tym, że jedna ma jakiś cień sensu, druga nie posiada go za grosz. Obie mają tę samą moc, tj. 540 KM i ten sam moment obrotowy – 600 Nm przy 2500 obr./min. Giulię GTA z zewnątrz można rozpoznać po karbonowych końcówkach układu wydechowego Akrapović i po felgach mocowanych centralną śrubą. GTA ma pięć miejsc.
Na samym szczycie jest GTAm: ten wóz rozpoznamy po ogromnym spoilerze, oraz po tym, że jest bez sensu, ponieważ fabrycznie nie posiada tylnej kanapy. W jej miejscu znajduje się klatka bezpieczeństwa. Rozumiecie. Zrobili czterodrzwiowy samochód z dwoma miejscami, mający tylne drzwi prowadzące donikąd. Jedną ręką piszę wpis, drugą klaszczę. Wiem, że to wszystko jest zrobione do jazdy po torze. I ten spoiler, i te naklejki z napisem FOR RACETRACK USE ONLY, NO STEP na przednim spoilerze. Ja to wszystko kumam, że to ma swoje zastosowanie. Tylko że to zastosowanie jest tak niszowe i absurdalne, że nie jestem w stanie sobie zwizualizować klienta na ten wóz – a nawet jeśli jestem, to obstawiam, że ten klient nigdy tego samochodu nie wykorzysta zgodnie z przeznaczeniem.
Na prezentowanej Giulii GTAm widniała cena: 201 tys. euro
To równowartość 922 600 zł za jeden z serii limitowanych do 500 egzemplarzy GTAm. Za to można byłoby kupić prawie sześć Giulii 2.0 w wersji Business. Co więcej, za to można byłoby kupić prawie 3 (!!!) 510-konne, NOWE, Giulie QV. Nie wierzycie? Proszę, kliknijcie tutaj. Giulia QV już jest porażająco szybka, ma 3,9 s do setki. GTAm ma ponoć 3,6 – niezauważalna różnica na co dzień. Tak, Alfa Romeo Giulia GTAm jest limitowana, odelżona o 100 kg i w ogóle, ale mam takie niejasne wrażenie, jakby nad tą wyjątkowością postarano się bardzo niewiele.
Inny kolor, jakiś bodykit, parę gadżetów, wywaliliśmy tylną kanapę i jeszcze trochę gratów ze środka, i cyk, cena razy sześć. Producent wysilił się na 25%, a żąda kosmicznych pieniędzy za samochód, który w sumie jest dość bezużyteczny. Nawet jego limitowany charakter niewiele tu ratuje. Skoro jest do jazdy po torze, to co – klient ma go kupić i postawić do swojej kolekcji, żeby się nie zużył? To po co wtedy te wszystkie torowe bajery? I kto w ogóle w dzisiejszych czasach jeszcze jeździ po torze? Wiem, są świry, które latają po Nurburgringu. W najlepszym razie mają oni kilkuletnie Porsche 911, które sami sobie podłubali, częściej jest to BMW E46.
Giulia GTA i GTAm są niesłychanie drogie, ale nie są wyjątkowe
Gdyby Alfa Romeo zdecydowała się na przykład na zrobienie wersji dwudrzwiowej – zapewne krzyczałbym z zachwytu. To byłoby naprawdę coś wyjątkowego. Nie trzeba daleko szukać, spójrzcie na Toyotę i koncepcję GR Yarisa. Auto niby bazujące na Yarisie, ale kompletnie inne, nie do pomylenia ze zwykłym flotowym Yarisem. Rzeczywiście ma w sobie coś wyjątkowego, choć to ogólnie nie mój klimat. I jakoś nie kosztuje ponad 900 tys. zł, a na torze pewnie zapewni podobne wrażenia co Giulia GTAm (o ile nie lepsze, bo w końcu to 4×4).
Mam trochę wrażenie, że Alfa Romeo przesadziło z próbami dojenia krowy niskim kosztem. Idziemy w kierunku, gdzie producent naklei na samochód naklejkę i powie, że będzie tylko 500 sztuk aut z taką naklejką, a cenę pomnoży przez cztery. Spoko, może tak zrobić, pytanie tylko czy klienci są aż tacy durni. Jeśli tak, to niech ich goli na zdrowie, a jeśli nie, to po prostu go wyśmieją. Przypomnę tylko nieśmiało, że cennik NAPRAWDĘ wyjątkowego modelu Alfa Romeo 4C – z pewnością lepiej nadającego się na tor niż wielki sedan – zaczynał się w Polsce od 220 tysięcy złotych. Natomiast prawie milion to była cena jeszcze bardziej niezwykłego modelu 8C bazującego na Maserati. Teraz za tyle dostajemy sedana w śmiesznym kolorze, z którego ktoś wyjął tylną kanapę. Powodzenia.