REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Dzieje się

Mata uświadomił sobie, sobie, że jest Bogiem, a ja wolałem, kiedy siedział na schodkach

Mata trafił na okładkę polskiego "Vogue'a". I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że zawartość magazynu wzbogacił "manifest" młodego rapera - tekst, z którego nabija się właśnie pół Internetu. Drugie pół być może faktycznie łyka ten wizerunek głosu pokolenia, który "dodaje odwagi młodym". Nie wiem, czy zgadzam się z tezą, jakoby Mata pretendował do roli bożka młodych neoliberałów. Jestem za to przekonany, że rozmiary jego ego niebezpiecznie zbliżają się do rozmiarów ego Patryka Vegi.

02.10.2022
13:56
mata vogue polska gazeta jestem bogiem tour schodki rap
REKLAMA

Ego trip w rapie to norma. Więcej: to integralny komponent całej konwencji. Tymczasem tekst Maty w nowym "Vogue'u" niebezpiecznie zbliża go do przekonania reprezentowanego przez Patryka Vegę m.in. w "Niewidzialnej wojnie". W obu przypadkach mamy do czynienia z dziwnym połączeniem megalomanii z autodeifikacją. Młody Matczak, niczym wytatuowany król polskiego box office'u, krok po kroku coraz odważniej stawia samego siebie w roli mesjasza. Tych samozwańczych zbawicieli dzieli, rzecz jasna, światopoglądowy ocean (przynajmniej tak mogłoby się wydawać) - łączy ich natomiast skala odklejenia.

Gwoli wyjaśnień: Mata został pierwszym mężczyzną na okładce polskiego "Vogue'a". Zamiast odbyć tradycyjną rozmowę z redakcją, zdecydował się opublikować tekst, który odbił się w sieci szerokim echem. I nic dziwnego - jest to bowiem kompilacja pełnych samozachwytu stwierdzeń i konstatacji zupełnie oderwanych od rzeczywistości.

Mata, przyszły kandydat na prezydenta (do teraz trudno mi uwierzyć, że tamten występ to nie był zwykły performance), jawi się nam jako Ktoś Więcej. Pisze na przykład, że od zawsze czuł się "głównym bohaterem".

REKLAMA

Mata w Vogue'u odleciał nieco za daleko

Pisząc piosenkę "Żółte flamastry i grube katechetki", miałem wrażenie, że jaram jointa z Bogiem. Kiedy dziś gram ją w miastach, w których duży odsetek mieszkańców to katolicy, ludzie tracą przytomność i jestem świadkiem sytuacji, które jako dziecko widziałem w kościele na mszach, podczas których wzywano Ducha Świętego. (...)

Pamiętam dobrze pierwszy raz, kiedy poczułem, że jestem bogiem. (...)

Dzięki siłowni i terapii uwierzyłem, że mógłbym zostać prezydentem. (...)

Kilka milionów ludzi przez parę miesięcy powtarza negatywnie naelektryzowane wersy w stronę prezesa publicznej telewizji, a potem on traci pracę, to znaczy, że nasza wspólna manifestacja energetyczna się powiodła. (...)

- napisał Mata, a to tylko kilka z wielu perełek.

Wygląda na to, że w opinii Maty wers "Jacek Kurski - ch*j ci w dziąsło" miał realny wpływ na odwołanie prezesa TVP. Poza tym Matczak stwierdził, że: manifestuje nowy porządek, w przyszłości zostanie dyrektorem swojego dawnego liceum (jeszcze zanim zostanie prezydentem), popularność i sympatia jest równa władzy, a poza tym został wciągnięty do gry politycznej. Łał!

Bez zbędnych złośliwości - mam wrażenie, że moment zgarnięcia młodego rapera na dołek za sztukę palenia był dla niego nie tyle przełomowy, co wręcz traumatyczny.

Policja, areszt, zatrzymanie, przeszukania, marihuana. Policja, areszt, zatrzymanie, przeszukania, marihuana. I tak w kółko. Jakiś czas temu wspominałem, że Mata chyba wpadł w obsesję - od czasu wspomnianego incydentu odwołania do "problemów z prawem" zdominowały jego kawałki i artystyczną narrację. On sam dopatruję się w nim i w reakcji policji na występ nad Wisłą wymierzonego przeciw niemu ostrza PiS-u, któremu raper rzekomo "zaszedł za skórę".

Okazało się, że wpadka z trawą nie tylko zredefiniowała twórczość tego chłopaka, lecz także cały jego wizerunek. Nie zrozumcie mnie źle - to świetnie, że Mata chce zachęcać młodych do działania; że za cel nowego krążka obrał zainspirowanie młodych ludzi do zmieniania rzeczywistości. Faktem jest przecież, że Mata to jeden z najbardziej wpływowych artystów polskiej sceny hip-hopu. Niestety - sposób, w jaki raper chce wcielać swoje plany w życie i narracja, jaką obrał, nie nastrajają optymistycznie.

Manifest Maty to próżny i emanujący arogancją strumień świadomości dzieciaka - mamroczącego o jointach młodego artysty, który faktycznie osiągnął w polskim rapie coś niebywałego, ale zaczął przypisywać sobie znacznie więcej. Każde kolejne niezwiązane z muzyką działanie Maty utwierdza w przekonaniu, że ten coraz bardziej odklejony, uprzywilejowany i nieświadomy gość planuje tłumaczyć tę rzeczywistość innym młodym. Już nie tylko za pomocą wersów, z którymi można się utożsamiać - tym razem z pozycji wodza, mesjasza, autorytetu, osoby nadświadomej. To wyboista droga, wiodąca niechybnie nie tylko ku śmieszności. Autofilia czy samoubóstwienie w naturalny sposób prowadzą do szkód wyrządzonych otoczeniu. Co dopiero w przypadku osób tak wpływowych i o takich aspiracjach.

REKLAMA
Mata - Schodki

To, rzecz jasna, subiektywna, osobista perspektywa - wyrażenie obaw, komentarz do zjawiska, które zdaje się zmierzać w złą stronę. Być może ten chłopak, który od niechcenia wywołał wielkie poruszenie na polskiej scenie, powinien posiedzieć na schodkach nieco dłużej - dać sobie jeszcze trochę czasu, by dorosnąć. Duże, zagubione dziecko to kiepski materiał na autorytet dla młodych - bo autorytet to znacznie więcej, niż idol. Nie ukrywam jednak: z przyjemnością odszczekam całe to boomerskie malkontenctwo, gdy okaże się, że byłem w błędzie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA