REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Dzieje się

Polacy oszaleli na punkcie oszusta z Tindera i Anny Delvey. O to, dlaczego wciąż dajemy się oszukiwać, spytaliśmy psychologa

Anna Delvey vel Sorokin i oszust z Tindera, czyli Simon Leviev masowo zawładnęli świadomością Polaków (i nie tylko). Obie produkcje im poświęcone, a więc "Oszust z Tindera" i "Kim jest Anna?" biją rekordy popularności na Netfliksie. O tym, dlaczego oszuści nas fascynują, jak manipulują i jak sobie z nimi radzić rozmawiamy z psychologiem, dr Konradem Bocianem z SWPS.

24.02.2022
7:43
anna delvey sorokin dlaczego dajemy się oszukiwać
REKLAMA

Anna Sorokin i Simon Leviev to oszuści, którzy nie schodzą z ust Polaków w ostatnich tygodniach. Na Netfliksie ogromną popularnością cieszą się dwie produkcje im poświęcone - "Kim jest Anna?" ze świetną rolą Juli Garner, oparta na faktach z życia Anny Delvey vel Sorokin, oraz "Oszust z Tindera", dokument opowiadający o tytułowym mężczyźnie i kobietach, które uwiódł dla pieniędzy. O serialu i filmie porozmawialiśmy z psychologiem, dr Konradem Bocianem, który opowiedział o technikach oszustów oraz o tym, dlaczego wciąż dajemy im sobą manipulować.

REKLAMA

Oszust z Tindera i Kim jest Anna? podbijają Netfliksa

Anna Delvey

O oszustach, manipulacjach i sposobach na nich rozmawiamy z psychologiem, dr Konradem Bocianem. Wywiad

Konrad Bocian SWPS class="wp-image-1901074"
dr Konrad Bocian / fot. Emi Karpowicz

Joanna Tracewicz: Bohater "Oszusta z Tindera" potrafi budzić podziw. Jego ofiary, kobiety, są oceniane jako naiwne, głupie, gold diggerki. Z kolei Anna Delvey, sportretowana przez Julię Garner w serialu "Kim jest Anna?", też doczekała się krytyki ze strony widzów, choć sam serial Netfliksa momentami gloryfikuje jej postać, w przeciwieństwie do tego, jak przedstawiono Simona Levieva. Co łączy, a co dzieli Simona i Annę?

Dr Konrad Bocian: Mechanizmy ich działania są podobne, choć inaczej dobierali swoje ofiary. Mamy sytuację, w której jedna i druga postać udaje kogoś innego, niż jest w rzeczywistości. A to w dzisiejszych czasach, w dobie internetu i mediów społecznościowych, okazuje się dużo łatwiejsze niż kiedyś. Wszystko można spreparować. Jestem trochę zaskoczony odbiorem Anny przez część społeczeństwa, ponieważ wydawałoby się, że określenie "Robin Hood", które pada w serialu, wzbudzi u widzów sympatię. W końcu oszukała bogaczy - elity Nowego Jorku. Jej postać jest przedstawiona ambiwalentnie - z jednej strony mamy oszustkę, ale z drugiej strony nie wiadomo, jakie do końca były jej pobudki. Czy to tylko wyrachowanie? Czy głębokie problemy w przeszłości? A może jakiś rodzaj zaburzeń osobowościowych?

Mam wrażenie, że nawet jeśli nie wszyscy ją potępiają, to w przypadku ofiar sytuacja wygląda następująco: większa odpowiedzialność spada na kobiety zmanipulowane przez oszusta z Tindera niż na te, które oszukała Anna.

Tak, i to ma sens.To smutny obraz znanego w psychologii efektu obwiniania ofiar. I niestety częściej dotyczy on kobiet niż mężczyzn. Mówiąc najprościej: bardzo często kobiety w kontekście relacji miłosnych, seksualnych - jeśli wydarzy się coś złego: oszustwo, gwałt - są obwiniane za to, co się stało. Wówczas ofiara staje się tak naprawdę podwójną ofiarą i jednocześnie sprawcą zdarzenia. To jest oczywiście niesprawiedliwe, ale też nielogiczne, ponieważ to one zostały oszukane. Możemy stwierdzić, że były naiwne, ale to nie uprawnia nas do przenoszenia na nie odpowiedzialności. Każdy z nas może paść ofiarą takich oszustw. Kobiety z "Oszusta z Tindera", zwłaszcza pierwsza przedstawiona w dokumencie, po prostu głęboko wierzyły w prawdziwą relację, miłość. I to im zostało oferowane, obiecane.

Z jednej strony mamy więc kobiety, które są potępiane, bo urzekła je wizja, nazwijmy to, życia u boku księcia z bajki. A z drugiej strony zaś mamy Annę Delvey, która również nie cieszy się sympatią, mimo że wystrychnęła na dudków tych, którym zwykle zazdrościmy, bo przecież wiadomo, że jak ktoś jest bogaty, to najpewniej ukradł. Dlaczego kobiety ponoszą większą karę?

Najlepszym wytłumaczeniem jest to, jak stereotypowo postrzegamy kobiety i mężczyzn społecznie. Mężczyzn zazwyczaj postrzega się jako przywódców, osoby sprawcze, częściej przypisuje im się inteligencję, spryt, zadaniowość. Kobietom z kolei częściej przypisuje się emocjonalność, cechy związane z empatią, współczuciem, dobrem. To niestety prowadzi do takiej sytuacji, w której kobiety, gdy prezentują cechy stereotypowo męskie, są gorzej oceniane, ponieważ ich zachowanie nie pasuje do naszego przekonania o tym jakie kobiety są. Oszust z Tindera, jako mężczyzna, pasuje do schematu - jest przebiegły, sprytny, inteligentny. Z kolei Anna, jako kobieta, kłóci się z wyobrażeniem tej płci - jest bezwzględna, nieczuła, potrafi wykorzystywać innych.

Ale kiedy są "zbyt" wrażliwe, czyli "za miękkie", też im się obrywa. Jak ofiarom oszusta z Tindera. Czy to znaczy, że od kobiet więcej się wymaga?

Może niekoniecznie ująłbym to w ten sposób. Na pewno jednak traktowane są niesprawiedliwie. Zawsze znajdują się na straconej pozycji - muszą zrobić więcej, by osiągnąć tyle co mężczyźni. Anna jest przykładem kobiety, która postanowiła sięgnąć po władzę, wkroczyć do świata zdominowanego przez mężczyzn. A już samo to odbiega od pewnych norm kulturowych, w których zostaliśmy wychowani. Chłopcom bardziej i częściej pozwala się na różnego rodzaju wybryki, kłamstwa, niepoprawne zachowania. Z kolei od dziewczynek wymaga się większego posłuszeństwa. Istnieje w psychologii fenomen tzw. szklanej krawędzi (ang. the glass cliff), który pokazuje, że kobiety najczęściej promuje się na stanowiska związane z przywództwem, na przykład w partii politycznej albo dużej korporacji, gdy ryzyko porażki jest największe. Według professor Haslam i Ryan, odkrywców zjawiska szklanej krawędzi, ludzie wierzą, że kobiety lepiej poradzą sobie w kryzysowej sytuacji niż mężczyźni, bo są opiekuńcze i polegają na intuicji. Kobiety z kolei akceptują takie propozycje, bo często nie mają dostępu do wszystkich informacji albo wsparcia, które normalnie otrzymują mężczyźni na podobnych stanowiskach. Czasami jest to także dla nich jedyna szansa awansu. Przykładami będą choćby Teresa May, wybrana na premier Wielkiej Brytanii, chwilę po tym jak w referendum Brytyjczycy zdecydowali o wyjściu z Unii Europejskiej, czy Jen Oneal wybrana w 2021 roku na lidera Blizzard Entertainment zaraz po tym jak firma została oskarżona o promowanie zachowań o charakterze seksualnym.

Powiedział Pan, że każdy z nas mógłby paść ofiarą oszusta. W "Oszuście z Tindera" mamy zwykle kobiety, choć trudno nie zauważyć, że Simon Leviev wybierał określony typ ofiary - atrakcyjną, zadbaną, niezależną finansowo, a w "Kim jest Anna?" oszukana została elita, ludzie u władzy, mający doświadczenie w finansach. Co robią oszuści i oszustki, żeby nas oszukać? Dlaczego wciąż im się to udaje, przecież oszuści matrymonialni istnieją od zawsze, nie wspominając nawet o księciach z Nigerii, oferujących nam miliony.

Wydaje się właśnie, że oni wcale dużo robić nie muszą. Ofiary, dając się oszukać, ponieważ kieruje nimi chęć zysku lub potrzeba zaspokojenia własnych pragnień.Zwróćmy uwagę, że w “Kim jest Anna?” osoby ze świata finansjery, wiedzą, że pieniądze, które główna bohaterka chce wyłudzić od banku, pozwolą im również żyć dostatnio. W serialu o Annie Delvey jej obrońca mówi przecież o tym, że wszyscy tak naprawdę od niej czegoś chcieli, każdy widział w niej swój własny interes - pieniądze, wygodnie i przyjemnie spędzony czas itp. To wszystko było oparte o relację transakcyjną. Z kolei ofiary oszusta z Tindera potrzebowały miłości, bliskości, akceptacji i poczucia bezpieczeństwa, tak jak w gruncie rzeczy każdy z nas. One szukały partnera, a Leviev jawił się jako ten partner idealny. To właśnie pragnienia ofiar odegrały tu istotną rolę. Jedni są bardziej podatni na manipulacje, inni mniej, ale fundamentalna potrzeba bycia kochanym i akceptowanym siedzi głęboko w nas i niestety może być wykorzystana przeciwko nam.Oboje też stworzyli iluzje życia w zagrożeniu. W takiej sytuacji, kiedy ktoś, kto stał się dla nas ważny, bliski, jest w niebezpieczeństwie, reagujemy instynktownie, a więc chcemy pomóc.

Tym bardziej, że zarówno Anna jak i Simon sprawiali wrażenie, że są bogaci i są wypłacalni. A więc pożyczenie im pieniędzy w teorii miało nie wiązać się z ryzykiem.

Tak, czujność ich ofiar została uśpiona. Jako ludzie dajemy się oszukiwać, ponieważ jako "wykrywacze kłamstw" jesteśmy nieskuteczni. Bardzo słabo rozpoznajemy kłamstwa innych ludzi. To jest dosyć interesujące, bo moglibyśmy się zastanowić nad tym, dlaczego ewolucyjnie nie zostaliśmy stworzeni do tego, by te kłamstwa rozpoznawać wyśmienicie? Przecież to powinno pozwalać nam przetrwać. Być może dlatego, że białe kłamstwa tworzą rodzaj spoiwa między ludźmi żyjącymi w dużych społeczeństwach. Ponadto każdy z nas ma tendencję do potwierdzania własnych założeń, co nazywamy efektem potwierdzania. Jeżeli sobie coś założymy, tak jak w przypadku oszusta z Tindera czy Anny, że są bogaci, chcemy wierzyć w wykreowaną narrację i szukamy na to dowodów, ignorując nawet po drodze sygnały, że tak nie jest. Tym bardziej, że i Simon, i Anna odpierali zarzuty bardzo szybko, atakując swoich przeciwników, szantażując ich emocjonalnie.

Może lubimy być trochę oszukiwani?

Nie, nie. (śmiech) Nie lubimy być oszukiwani i próbujemy się przed tym ustrzec. Taka jest na przykład funkcja społeczna plotki. Chodzi o ostrzeganie się przed osobnikami, którzy mogliby nam wyrządzić krzywdę, dlatego tak bardzo zależy nam by mieć dobrą reputację, a ona jest kluczem do wielu sukcesów.

Zarówno oszust z Tindera i Anna Delvey tworzyli legendę za życia. Zależało im na tym, żeby mieć dobrą opinię, bo dzięki temu wierzyły im kolejne osoby.

Tak, to dobrze widać na przykładzie Anny, która tę reputację budowała dzięki obecności innych ludzi mających już tę reputację zbudowaną. Był taki moment, że Delvey była traktowana jako ktoś niegodny zainteresowania, kogo nikt nie zna. Dopiero, kiedy zaczęła mieć znajomości, stała się atrakcyjna dla otoczenia, mimo że to opierało się tylko na przebywaniu w kręgu odpowiednich osób, bogatych, znanych. I to jej pomogło w przekręcie. W psychologii nazywamy to dowodem społecznego zaufania. Polega to na tym, że jeśli wiele osób o czymś mówi w określony sposób, coś lajkuje, kupuje, wspiera, to automatycznie ludzie wyciągają wniosek, że to jest coś wartego ich uwagi, prawdziwego, dobrego. Tak działają piramidy finansowe.

Tak zresztą działał właśnie Simon Leviev - pieniędzmi od jednej kobiety zabezpieczał sobie życie z inną. Mimo że obie postaci budzą mój niesmak, w pewnym sensie jestem też zafascynowana ich działaniami, tym jak potrafili przekonać do siebie innych ludzi. To niezwykłe. Mówił pan, że oszuści potrafią dotrzeć do potrzeb innych ludzi, potrafią grać na emocjach. Ale co zrobić, by nie dać się oszukać?

Bardzo dobre pytanie, ale odpowiedź nie jest prosta, ponieważ nie ma takich skutecznych technik, pozwalających nam się ochronić przed wpływami procesów emocjonalnych. Emocje mają to do siebie, że działają tu i teraz, i pod ich wpływem podejmujemy nieraz błędne decyzje. Pewnie powinniśmy zrobić krok w tył, ochłonąć i zadać sobie pytanie: czy to nie jest zbyt dobre, żeby było prawdziwe? Idąc dalej: czy jest możliwe, że taki mężczyzna jak oszust z Tindera, bogacz, szuka kobiet przez aplikację randkową? Nabranie dystansu jest jednak bardzo trudne. Tym bardziej, że tutaj w grę wchodziła m.in. relacja romantyczna. To był majstersztyk. To, co można było przeczytać, zobaczyć na jego temat w sieci, zgadzało się z tym, czego te kobiety doświadczyły, spotykając się z nim. On płacił za te wszystkie wygody, nie tak jak Anna, w postępowaniu której po drodze można było zauważyć więcej czerwonych flag.

Oprócz tego, że chcemy wierzyć, że stworzona przez nas narracja jest prawdziwa, jako ludzie często mamy przekonanie, że złe rzeczy spotykają innych, najczęściej złe osoby. Inaczej przecież żylibyśmy w ciągłym stresie.

Często mamy o sobie przekonanie, że jesteśmy lepsi niż przeciętna osoba. Czyli jesteśmy przekonani, że jesteśmy np. lepszymi kierowcami niż przeciętny kierowca, ale też sądzimy, że mamy mniejsze szanse na wypadek niż inni. Przeszacowujemy swoje umiejętności albo nie doszacowujemy ryzyka. A dodatkowo jesteśmy tak zaprojektowani, żeby ufać drugiemu człowiekowi, oczywiście kraje się tym różnią. W Polsce, w kraju postkomunistycznym, ten poziom zaufania społecznego jest niższy niż w krajach wysokorozwiniętych. Jednak to zaufanie jest, bo ono jest nam potrzebne do budowania relacji, normalnego funkcjonowania w społeczeństwie.

Mam poczucie, że ludzie, którzy negatywnie oceniają ofiary oszusta z Tindera i Anny Delvey też doskonale wpisują się w ten schemat. (śmiech) I że trochę są hipokrytami. Czy mamy prawo oceniać innych, bo uwiodło ich bogactwo, wygodne życie. Co w tym złego?

Myślę, że w Polsce ten problem polega na tym, że po pierwsze, nie mówi się zbyt dużo o bogactwie, a niektórzy to bogactwo ukrywają. U nas bogactwo nie jest postrzegane jako coś dobrego, wręcz odwrotnie. Zagranicą jest to coś do czego się dąży, wyznacznik pewnego statusu społecznego, a w Polsce sukces np. finansowy postrzegany jest jako coś niemoralnego. Zresztą to właśnie pokazały już dawno temu badania prof. Bogdana Wojciszke na ten temat. Jest to oczywiście związane z komunizmem, postkomunizmem. Ciągle jest w nas obecne przekonanie, że jeżeli w Polsce ktoś się czegoś dorobił, to musiał to zrobić nieuczciwie, bo Polacy nie wierzą w sprawiedliwość systemu. Jest taka teoria, która mówi o wierze w sprawiedliwy świat. Ta pozwala nam funkcjonować w społeczeństwach, w których tak naprawdę sprawiedliwości nie ma. W Stanach Zjednoczonych Ameryki, takiej sprawiedliwości społecznej nie ma, jest silny podział na biednych i bogatych, natomiast Amerykanie mocno wierzą w sprawiedliwość systemu, który nagradza zwycięzców i karze przegranych. A przegranym się jest z własnej winy. To jest ta wiara w amerykański sen - od pucybuta do milionera. Self-made man kuje swój własny los, to od niego wszystko zależy. W Polsce jest z kolei inaczej - system jest winny naszej porażki i cudzego zwycięstwa, które często odbieramy jako niesprawiedliwe, jako oszukanie systemu, bo wynikające np. z koneksji.

Czy bycie takim oszustem wiąże się z zaburzeniami psychicznymi? Co czyni nas zdolnymi do takich działań?

Mamy zbyt mało informacji w przypadku tych dwóch bohaterów, to byłoby zbyt daleko idące. Możemy teoretyzować o pewnego rodzaju typach osobowości, pewnych cechach, które "pomagają" takim osobom, czyli np. narcyzm. Osobowości narcystyczne bardzo często narzucają swoje zdanie innym ludziom, są przekonani o swojej wyższości i bardzo negatywnie reagują na jakąkolwiek formę krytyki, np. przemocą. To jest próba ochrony ich własnego wizerunku. Są przekonani o byciu lepszymi i jednocześnie nierozumianymi przez innych. W postępowanie Anny i Simona wpisują się też cechy makiawelistyczne, a więc pewna zdolność do wykorzystywania innych do swoich celów i potrzeb. Jest też psychopatia, a więc pozbycie się emocji w stosunku do innych. Te trzy cechy osobowości, a więc narcyzm, makiawelizm i psychopatia to jest tzw. ciemna triada. Każdy z nas ma takie cechy inaczej poustawiane, w innym natężeniu. Niemniej zdarza się tak, że ktoś ma te trzy cechy albo dwie z nich na bardzo wysokim poziomie. A to sprzyja różnego rodzaju zachowaniom bezwzględnym. Być może Delvey i oszust z Tindera to po prostu patologiczni kłamcy, czyli takie osoby, które kłamią, bo nauczyły się, że to przynosi im korzyść.

A dlaczego oszust z Tindera i Anna Delvey nas fascynują?

Wszystkie negatywne przekazy lepiej do nas docierają, więc jeśli pojawia się temat super oszusta na Tinderze, to każdy z nas chce się dowiedzieć, gdzie jest zagrożenie, jak taki oszust działał, jak się ochronić. Proszę zauważyć, że ważnym tematem w obu tych produkcjach są media społecznościowe, aplikacje, na których w życiu codziennym polegamy - sprawdzamy tam ludzi, z którymi chcemy się spotkać, tych których chcemy zatrudnić. To też ciekawość tego, jak Simon i Anna oszukali swoje ofiary. Trudno oczywiście stwierdzić, co tak naprawdę przyciągnęło widzów, czy same oszustwa, czy Tinder, czy fakt, że za obie produkcje odpowiada Netflix.

REKLAMA

Myślę, że to co nam trochę społecznie umyka w odbiorze "Oszusta z Tindera" i "Kim jest Anna?" to fakt, że nie chodzi tylko o to, żeby dowiedzieć się, jak działają tacy krętacze, ale też zauważyć, że media, aplikacje tworzą iluzję życia, na którą wciąż dajemy się nabrać. O tym coraz częściej się mówi w różnych przekazach, ale wciąż chyba zapominamy, że prawdziwe życie to nie lot prywatnym odrzutowcem i kolacje za tysiące dolarów.

Tak, rzeczywiście tak jest. Najlepszym sposobem, by się uchronić przed takim wpływem mediów społecznościowych jest pamiętanie, że to tylko kreacja, że to zwykle nieprawdziwe, jakiś wycinek. To jest podobny problem do tego, który mamy z fake newsami - zbyt mocno zaufaliśmy internetowi, bo mamy wbudowanego takiego lenia w sobie i nie chce nam się informacji weryfikować i sprawdzać.

Dr Konrad Bocian - naukowiec, psycholog społeczny, adiunkt na sopockim Wydziale SWPS, wykładowca na University of Kent, dziennikarz naukowy. Stypendysta Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, laureat programu im. Bekkera (Narodowa Agencja Wymiany Akademickiej), finalista konkursów Narodowego Centrum Nauki (OPUS, Miniatura) oraz European Association of Social Psychology. Autor międzynarodowych publikacji z zakresu poznania moralnego. Jego zainteresowania badawcze koncentruj się wokół egocentrycznych zniekształceń sądów moralnych, konformizmu moralnego oraz wpływu nowych technologii na uczciwość. Zakochany w Pomorzu, fan ostrego koła, kalisteniki, squasha i dobrego jedzenia.

* Zdjęcie główne: Inventing Anna. Julia Garner as Anna Delvery in episode 104 of Inventing Anna. Cr. Nicole Rivelli/Netflix © 2021

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA