REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD
  3. Netflix

"Yara" podbija Netfliksa. Film o zaginięciu 13-latki przemilcza ważne fakty

Zabójstwem 13-letniej Yary Gambirasio żyły całe Włochy. O sprawie powstał film fabularny, który cieszy się sporą popularnością na polskim Netfliksie. Twórcy pominęli w nim jednak kilka istotnych wątków. Prawnik skazanego w 2016 r. na dożywocie mężczyzny twierdzi wręcz, że w produkcji roi się od błędów.

10.11.2021
21:25
yara film netflix fakty prawdziwa historia
REKLAMA

"Yara" to włoski thriller, który opiera się na prawdziwej historii. 13-letnia Yara Gambirasio zaginęła w grudniu 2010 roku w niewielkiej mieścinie Brembate di Sopra w prowincji Bergamo. Wyszła wieczorem z sali gimnastycznej i nigdy nie wróciła do domu, mimo że miała do przejścia zaledwie 700 metrów. Jej zwłoki odnaleziono w lutym 2011 roku 10 kilometrów od miejsca zamieszkania.

REKLAMA

Znaleziony na jej ciele materiał genetyczny pozwoliłby wskazać zabójcę – brakowało jednak podejrzanego. Rozpoczęła się więc zakrojona na szeroką skalę analiza próbek DNA wszystkich osób, które mogły mieć kontakt z ofiarą przed śmiercią. Były ich tysiące. Śledztwo było niezwykle kosztowne i wywołało kontrowersje. Mordercę odnaleziono m.in. dzięki zbadaniu jego drzewa genealogicznego.

Thriller, choć jest nakręcony (jak na ironię) po kosztach, a gra aktorska pozostawia wiele do życzenia (zwłaszcza postać zabójcy - Massimo Bossettiego) i wygląda jak produkcja telewizyjna z lat 90., trzyma w napięciu. Wszystko to zasługa opowiadanej historii, która w rzeczywistości jest jeszcze bardziej frapująca, niż zostało to przedstawione.

Możliwe, że wszystko wyszłoby lepiej, gdyby reżyser skontaktował się z rodziną skazanego – ta ma do niego żal, że odezwał się do nich dopiero po zakończeniu zdjęć. Prawnicy Bossetiego, który dalej utrzymuje, że jest niewinny, zapewniają, że są w nim "poważne nieścisłości". Postanowiłem to sprawdzić i rzeczywiście - wiele ważnych wątków zostało niedopowiedzianych lub pominiętych.

5 faktów, których nie ma w filmie "Yara".

Monitoring na sali gimnastycznej nie działał

W 2010 roku monitoring był powszechny. Może to i szczegół, ale przez cały seans zachodziłem w głowę, dlaczego policja nie sprawdziła kamer na budynku, który powinien je mieć, czyli na sali gimnastycznej. Przecież śledczy mogliby się dowiedzieć w ten sposób, w którą stronę poszła Yara. Dopiero później doczytałem, że kamery były z jakiegoś powodu wyłączone, ale nie zostało to powiedziane w filmie. W czasie procesu nagle jednak pojawiły się nagrania pick-upa mordercy. Skąd pochodziły? Ze stacji benzynowej naprzeciwko centrum sportowego.

Na ciele Yary znaleziono inne materiały genetyczne – nie tylko mordercy

Jednym z największych przewinień "Yary" jest pominięcie pozostałych osób, których DNA znaleziono na miejscu zbrodni. Rozumiem, że wpłynęłoby na długość filmu, ale było zastanawiające i miało to duże znaczenie dla obrońców Bossettiego i ludzi, którzy wierzyli w jego niewinność – niektórzy uważali, że był ofiarą systemu, który chciał jak najszybciej zakończyć sprawę.

Otóż na kurtce najpierw odkryto krew Silvii Breny – trenerki gimnastyki, z którą się przyjaźniła. Jej ojciec zeznał, że przepłakała całą noc, kiedy zaginęła Yara, a nie miała ku temu powodów. W czasie przesłuchania powiedziała, że nic nie pamięta. Nie potrafiła też wyjaśnić, dlaczego skasowała wiadomości, które wysyłała sobie wtedy z bratem. Ostatecznie wykluczono ją z kręgu podejrzanych.

Śladów DNA (np. na rękawiczkach) było więcej, ale nie udało się wszystkich połączyć ich z innymi osobami.

To było najdroższe śledztwo w historii Włoch, ale ile kosztowało?

Śledztwo w sprawie zabójstwa Yary było prowadzone w nietypowy sposób – na zwłokach dziewczynki znaleziono obcy materiał genetyczny, więc policjanci musieli znaleźć jego "właściciela" (DNA pozwoliło im określić na 94,5 proc., że ma jasne oczy i jest Europejczykiem, zatem niewiele to pomogło), któremu nadano kryptonim "Ignoto 1". Próbki pobrane od wcześniejszych podejrzanych nie pasowały, a we Włoszech nie ma tak przepastnych baz danych przestępców jak W USA. Trzeba było zrobić to ręcznie. Przetestowano tysiące osób, które chodziły do położonej obok miejsca odnalezienia zwłok dyskoteki, bywalców sali gimnastycznej, sąsiadów, znajomych i wszystkich, których telefony logowały się 26 listopada 2010 roku do masztu w okolicach miejsca zbrodni.

Na wymazy można się było zgłaszać dobrowolnie. Łącznie przeprowadzono od 18 tys. do nawet 25 tys. analiz DNA. Akcja trwała dwa lata, ale przyniosła przełom. Znaleziono osobę, której kod genetyczny wykazał pokrewieństwo z "Ignoto 1". Był nim Damiano Guerinoni, który faktycznie bawił się często w tamtejszej dyskotece, ale w dniu zabójstwa Yary był w Peru. Śledczy sporządzili drzewo genealogiczne jego rodziny, ale jego rodzeństwo i krewni również nie mieli związku z morderstwem. Sięgnięto więc głębiej – do ojca Giuseppe Guerinoniego, który niestety od dawna nie żył.

Próbki pobrane z jego dokumentów (np. znaczków) pozwoliły ustalić, że na 99,9 procent jest ojcem "Ignoto 1". Śledczy doszli więc do wniosku, że musiał mieć syna z nieprawego łoża. Znów zaczęły się badania DNA, ale i przesłuchiwania, to podczas nich dawny znajomy Giuseppe Guerinoniego powiedził, że mężczyzna miał kochankę. Odnaleziono ją, DNA się zgadzano i tak odkryto Massimo Bossettiego, który potem został skazany za morderstwo. Śledztwo w sprawie śmierci 13-latki było żmudne i niewiarygodnie drogie – kosztowało aż 8 milionów euro. Ta suma nie padła w dokumencie.

Śledztwo zaliczyło nie jedną, a dwie poważne wpadki

Na wysoki koszt śledztwa miały też wpływ podsłuchy – zebrano ok. 120 tysięcy rozmów, z których jedna pozwoliła niesłusznie aresztować Marokańczyka Mohammeda Fikriego w grudniu 2010 roku. Miał powiedzieć przez telefon: "Niech Allah mi wybaczy, ale to nie ja ją zabiłem", a niedługo później zmierzał do swojej ojczyzny. Okazało się później, że jego słowa zostały źle przetłumaczone, miał silne alibi, a bilety na rejs kupił wiele miesięcy wcześniej. Był obcokrajowcem, więc Włosi szybko wydali osąd. Fikri jeszcze wiele lat walczył o zerwanie z siebie łatki zabójcy 13-latki. Jego historia została ukazana w filmie, ale to nie była jedyna fatalna wpadka przy śledztwie.

O ile poznanie budowy genomu człowieka było rewolucyjne i zbawienne również w dziedzinie kryminalistyki, o tyle to właśnie człowiek jest niestety największą wadą całej technologii. Bez badań DNA prawdopodobnie nigdy nie poznalibyśmy mordercy Yary, ale można było tego dokonać o wiele wcześniej. Po tym jak odnaleziono matkę zabójcy, czyli Ester Arzuffi, z którą Giuseppe Guerinoniego miał romans, wyszło na jaw, że byłą już typowana przy wcześniejszym badaniu DNA. W laboratorium popełniono jednak błąd i porównano próbkę z materiałem genetycznym Yary, a nie poszukiwanego. Nic dziwnego, że za drugim razem wyszedł inny wynik. Przed sądem oskarżonego można było postawić tak z rok wcześniej. W filmie słusznie zachwalano pracę naukowców, ale niestety przy takim nawale obowiązków i tysiącach testów o pomyłkę jest łatwo.

W procesie zeznawała kobieta, która twierdziła, że widziała, jak Yara wchodzi do auta Massimo Bossettiego

Proces w filmie "Yara" był kiepsko przedstawiony. Prokurator Letizia Ruggieri skupiła się głównie na śladach DNA, logowaniu do masztu telefonicznego i historii wyszukiwarki (oskarżony szukał dziewcząt w okresie dojrzewania), co było mocne, ale to wciąż nie wystarczyło, by kogoś skazać. W prawdziwej historii pojawiła się jeszcze kobieta, która była kluczowym świadkiem. Alma Azzolin widziała, jak "13, 14 lub 15-letnia dziewczyna" wchodzi do szarego kombi przy sali gimnastycznej, ale wtedy myślała, że to po prostu ojciec odbierał córkę z zajęć.

REKLAMA

Widok zapisał się jej w pamięci, ponieważ zwróciła uwagę na bardzo jasne oczy mężczyzny, a także aparat ortodontyczny dziewczynki (Yara taki nosiła). Później spotkała go raz jeszcze w supermarkecie nieopodal. Azzolil zgłosiła się na policję, gdy zobaczyła w telewizji materiał z zatrzymania podejrzanego. Wtedy przypomniało jej się, że gdzieś go już widziała. Zeznała jednak, że zdarzenie miało miejsce w sierpniu, a dziewczynka zaginęła w listopadzie. Do jej relacji podchodzono z ostrożnością, ponieważ wspomnienia mogły być wypaczone pod wpływem mediów – swego czasu sprawą żyły całe Włochy, a zdjęcia ofiary i oprawcy były wszędzie.

Oparty na faktach (choć bez pewnych istotnych szczegółów) film "Yara" możecie obejrzeć online na Netfliksie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA