REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Mało ci wakacji? Czas na serial „Outer Banks”, który właśnie podbija Netfliksa

Grupa dojrzewających dzieciaków trafia na trop tajemniczej zagadki, a to wszystko w rajskiej, słonecznej scenerii. 1. sezon „Outer Banks” Netfliksa naprawdę nieźle sprawdził się jako tętniąca przygodą serialowa rozrywka. Nadszedł czas odpowiedzieć na pytanie: czy 2. serii udało się to samo?

04.08.2021
10:02
outer banks sezon 2 recenzja carol sutton
REKLAMA

„Outer Banks” wraca na platformę Netflix z 2. sezonem, ponownie dźwigając na swoich barkach gęstą, marzycielską atmosferę letniej przygody, tajemnicy i słodko angażującej opowieści o dorastaniu (przeznaczonej nie tylko dla nastolatków). Wracamy do Karoliny Północnej i Płotek zrozpaczonych po „śmierci” Sary i Johnny'ego B. (którym, rzecz jasna, udało się przeżyć).

Niedoszli denaci trafiają na Bahamy, gdzie ojciec Sary ukrył, znajdujące się w centrum całej tej draki, złoto. I tak oskarżony o morderstwo Johnny B. i Sara węszą za sztabkami złota, a pozostałe Płotki chcą pomóc oczyścić imię Johna. Bohaterowie podzieleni są na grupy, a widz szybko zaczyna zauważać, że gdzieś zgubił się ten cenny klimat poprzedniej odsłony. Ponadto na dobrą sprawę nie dzieje się zbyt wiele – można odnieść wrażenie, że postacie w ogóle nie popychają fabuły naprzód. Kierunek obumierającej akcji staje pod znakiem zapytania.

REKLAMA

Nie brzmi to najlepiej, a jednak nowe „Outer Banks” udowadnia, że dalej ma w sobie „to coś”.

REKLAMA

Wkrótce scenariusz podnosi stawkę, a coraz bardziej wartka akcja zaczyna dokądś zmierzać. Jasne, fani „Outer Banks”, by móc w pełni cieszyć się rozrywkowymi walorami serialu, zmuszeni są zawiesić niewiarę na czas seansu wszystkich dziesięciu odcinków. W innym przypadku liczne nieprawdopodobne sekwencje powrotu „z krawędzi”, błyskawiczne leczenie ran i dochodzenie do siebie postaci, ich idiotyczne decyzje i kolejne niedorzeczne zbiegi okoliczności mogą odrobinę wytrącić nas z czerpania frajdy z tego festiwalu dziwacznych incydentów.

Tak, musimy wyciszyć część mózgu odpowiadającą za logiczne łączenie faktów, a wówczas – jak w przypadku zeszłorocznej odsłony – będziemy mogli zanurzyć się w całkiem zgrabnie naszkicowanej opowieści, w której pojawia się... kolejny skarb. Okej, jeszcze jeden skarb związany z tym regionem Karoliny Północnej nie brzmi zbyt przekonująco, ale stanowi istotny element napędowy tej wcale ekscytującej jazdy bez trzymanki, która mniej więcej od zamknięcia trzeciego epizodu nie zwalnia tempa. A i decyzja o spowolnieniu akcji w pierwszych epizodach okazuje się uzasadniona.

Satysfakcjonująca okazuje się też strona formalna nowej serii, która wygląda naprawdę świetnie (imponujące pościgi na lądzie i morzu!), kolejne coraz bardziej szaleńcze pomysły na rzucanie bohaterom kłód pod nogi (o ile, jak wspominałem, pozwolimy im się dziać, nie analizując), a nawet te momenty, w których produkcja stara się powiedzieć coś więcej, np. na temat koncepcji rodziny lub klasowego systemu. Jestem też wielkim fanem tej fantastycznej, niezwykle rodzinnej chemii, która łączy bohaterów i aktorów (pięknych, młodych dwudziestokilkulatków, wcielających się w nastolatków na starą teen dramową modłę).

Koniec końców nowe „Outer Banks” to wciąż połączenie „Goonies”, „Jeziora marzeń” i pomniejszych elementów wielu innych kultowych produkcji: połączenie niemądre, ale gwarantujące masę frajdy i spełniające obietnicę dziwacznej, pochłaniającej bez reszty przygody.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA