REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Zróbcie sobie dzień i przeczytajcie nową biografię Clinta Eastwooda

Twardy kowboj, twardy policjant, twardy żołnierz, twardy weteran. Clint Eastwood to bez wątpienia największy twardziel Hollywood. W swoich filmach nigdy nie pozwala sobie w kaszę dmuchać, ani nie owija w bawełnę. A jaki jest w życiu prywatnym? Cóż, niemal taki sam.

09.07.2021
18:56
clint życie i legenda recenzja
REKLAMA

Bibliografia „Clinta. Życia i legendy” liczy blisko 20 książek poświęconych do tej pory Clintowi Eastwoodowi. Skoro tyle już o nim powiedziano, po co światu kolejna biografia gwiazdora? O jego życiu prawdopodobnie już wszystko wiemy. A jednak. Przygotowując się do pisania, Patrick McGilligan przeglądał wycinki prasowe i wywiady ze swoim bohaterem. Coś mu się nie zgadzało. Gdzieś na tym całym wizerunku pojawiły się rysy i puste miejsca. Zaczął grzebać. Rozmawiał z osobami będącymi, przynajmniej kiedyś, blisko artysty, analizował dostępne dokumenty i materiały o produkcjach z jego udziałem i wyszło mu jakieś 600 stron obnażania hollywoodzkiej legendy. Nic dziwnego, że sam zainteresowany pozwał autora o 10 milionów dolarów.

REKLAMA

McGilligan przez cały czas ustawia się w opozycji do autoryzowanej biografii gwiazdora Richarda Schickela zatytułowanej po prostu „Clint Eastwood”. Tam aktor miał, tak jak od zawsze lubi, wszystko pod kontrolą. W tym wypadku nie było na to szans. Autor opisuje życie Eastwooda, nie dając się omamić jego charyzmie i urokowi, w przeciwieństwie do wielu innych, którzy mieli z nim do czynienia. Bo prawdziwa twarz bohatera książki zawsze była nieco ukryta. Wyrosło wokół niego mnóstwo mitów. On sam je tworzył albo podtrzymywał za wszelką cenę. Najlepiej widać to na przykładzie jego życia prywatnego. Chciał, aby jego pierwsze małżeństwo uchodziło za idealne. Nagminnie jednak zdradzał Maggie, ale swoim kochankom nie robił wielkich nadziei na związek, zawsze podkreślając, jak dobrze układa mu się z żoną.

McGilligan wprost nazywa Eastwooda manipulatorem.

Nie przebiera w słowach, ale ma ku temu ważny powód. Na każdą wątpliwą wypowiedź publiczną swojego bohatera ma przygotowaną ripostę. Gwiazdorowi nie podobało się, że „Złoto dla zuchwałych” nie miało antywojennego wydźwięku? Czemu antywojennego wydźwięku nie znajdziemy we „Wzgórzu rozdartych serc”? Po kolei padają tu fundamenty wizerunku, jaki artysta skrzętnie tworzył od początku swojej kariery. Nie był wcale, tak jak twierdził, obeznany z kinem od dzieciństwa i nie próbował swoich sił w aktorstwie od najmłodszych lat. Szykował się, aby pójść w ślady swojego ojca i zająć się biznesem, a do Hollywood trafił dzięki nietuzinkowej urodzie. Nie dlatego, że ktoś go odkrył siedzącego w barze przy piwie, ale ponieważ sypiał z odpowiednią kobietą.

 class="wp-image-1750996"
Clint. Życie i legenda/Wydawnictwo Znak Horyzont

Nie odnieście błędnego wrażenia, że autor postanowił pokazać prawdziwą twarz Eastwooda i napluć na cały jego dotychczasowy wizerunek. Opisuje go z szacunkiem i podziwem, jako człowieka konsekwentnie zmierzającego do wyznaczonego celu i szukającego własnych ścieżek. Aktor od zawsze był buntownikiem. Nikt nie może mu mówić, co ma robić. A każdy, kto ma odmienne zdanie, no cóż, źle kończy. Niejeden i niejedna się o tym boleśnie przekonali, bo on nie uznaje sentymentów. Ma w sobie wiele z najsłynniejszych postaci, jakie kreował na ekranie. Być może dlatego tak dobrze czuł się w ich rolach i powtarzał je w kolejnych filmach.

Eastwood wcale nie krył się za maską słynnego Bezimiennego z trylogii dolarowej Sergia Leone.

Co prawda nie pali, więc krztusił się wpychaną mu na siłę cygaretką na planie, ale on tym rewolwerowcem w rzeczywistości jest. Mało mówi, dlatego pierwsze co zawsze robił ze scenariuszami, to obcinał dialogi swoich postaci. Jedno chrypnięcie, chwytliwy one-liner, ironiczny uśmiech - to wszystko czego potrzebuje, aby rzucić urok na każdego, z kim się spotka. I dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Nie zapominajmy jednak, że potrafi też świetnie grać. McGilligan nieraz to podkreśla, bo na kolejnych stronach wciela się nie tylko w wiernego biografa, ale też uważnego krytyka filmowego.

REKLAMA

Autor ma wiele ciekawych uwag do przekazania na temat produkcji, w jakie angażował się Eastwood. W „Życiu i legendzie” fikcja cały czas miesza się z rzeczywistością, a oceny McGilligana mają pomóc nam stworzyć sobie jak najpełniejszy portret gwiazdora. I to jest najciekawsze w tej pozycji. Tych mitów nie można bowiem od gwiazdora oddzielić. One cały czas przenikają się z jego życiem prywatnym, a McGilligan chętnie wyciąga na światło dzienne kolejne powiązania. Tu zastanawia się nad powodami, dla których zainteresował się jakimś projektem, a tam prosto z mostu zarzuca mu zazdrość względem młodszych kolegów po fachu.

Być może część fanów Eastwooda, która sięgnie po „Clint. Życie i legenda” odwróci się od gwiazdora i zerwie plakaty z nim ze ściany. Prawda jest jednak taka, że stworzył on sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu i jego filmy zawsze będą oddziaływać na psychikę widzów z siłą kuli Magnum 44. przebijającej głowę bandyty, którego szczęście się wyczerpało. A te wszystkie rysy na wizerunku artysty, czynią go tylko jeszcze bardziej interesującym i, paradoksalnie, tajemniczym.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA