REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Doskonałe opium dla ludu. Recenzujemy horror „Sanktuarium”

Jeśli religia to opium dla ludu, to twórcy horroru „Sanktuarium” zadają pytania o jego przedawkowanie. Co jeśli źródłem boskiej mocy nie jest jednak Bóg?

02.07.2021
20:42
sanktuarium opinie
REKLAMA

Na straży chrześcijańskich wartości w horrorze niedawno stanęła „Obecność 3”. Dzisiaj po przeciwnej stronie barykady pojawiło się „Sanktuarium”, które reprezentuje nurt, nazwijmy go, rewizjonizmu dogmatów religijnych. W zeszłym roku otrzymaliśmy „Saint Maud”, gdzie wiara została zrównana z szaleństwem, a w adaptacji „Świętego miejsca” Jamesa Herberta twórcy podważają pochodzenie rzekomo boskich cudów.

REKLAMA

Rzecz dzieje się w małym miasteczku, gdzie w 1845 roku powieszono i podpalono oskarżaną o czary Mary Elnor. Przed śmiercią udało jej się jednak powiązać swoją duszę z lalką, którą w czasach współczesnych odnajduje dziennikarz freelancer. Kiedy ją niszczy, młodziutka Alice otrzymuje niezwykłe moce i leczy mieszkańców Banfield z nieuleczalnych chorób. Gerry Fenn wyczuwa w tym potencjał na sensacyjny artykuł.

Alice utrzymuje, że dar otrzymała od samej Maryi, a religijni mieszkańcy Banfield w to wierzą. Watykan wysyła do miasteczka specjalistę od cudów, aby to sprawdził i próbował podważyć. Wszystko jednak wydaje się prawdziwe, a Gerry zaciera ręce, bo wywiady z cudotwórczynią ma na wyłączność. To dla niego szansa na rehabilitację, po tym jak został wyklęty w branży, gdy odkryto kłamstwa w jego artykułach. Mamy więc cynika, który staje się świadkiem cudu i bardzo mu zależy, aby ten okazał się prawdziwy. Przyjdzie mu jednak odkryć, że ludzie składają dzięki niewłaściwej Maryi. Tego szaleństwa nie da się jednak zatrzymać.

Kiedy wieść o cudownych uzdrowieniach rozchodzi się po świecie, Banfield staje się współczesnym Lourdes.

Ludzie gnają do niego całymi pielgrzymkami, aby doświadczyć boskiego uzdrowienia. Maszyna ruszyła, a skrywająca się pod imieniem Mary moc zaciera ręce. Evan Spiliotopoulos pokazuje religijne szaleństwo, to jak bardzo chcemy wierzyć w wyższą moc sprawczą i krytykuje chrześcijańskie zacietrzewienie. Ma wiele więcej ciekawych obserwacji na temat wiary, ale nie udaje mu się ich wszystkich odpowiednio rozwinąć i podkreślić. Raz nawet wykazuje się satyrycznym zacięciem, kiedy to Alice staje się gwiazdą internetu. Osoby oglądające filmiki z nią na YouTube są poruszone i czują, że też mogą stać się „świętymi”. Reżyser szybko jednak porzuca ten wątek, nie wyciągając żadnych wniosków. A przecież mógłby opowiedzieć o bożkach i porównać ich do współczesnych influencerów. Nic z tych rzeczy. Idzie w zupełnie inną stronę.

„Sanktuarium” nie jest filmem głębokim. Spiliotopoulosowi nie zależy, aby mnożyć drugie dna fabuły i częstować nas metaforą za metaforą. Tworzy jednak całkiem solidnego straszaka. Producentem jego reżyserskiego debiutu jest w końcu Sam Raimi. I czuć tu jego rękę, bo atmosferę można wręcz ciąć nożem. Operator Craig Wroblewski ma oko do pokazywania Banfield jako najstraszniejszego miejsca na Ziemi. Budynki, kościoły i las kadrowane są w taki sposób, abyśmy mieli świadomość, że gdzieś tam czai się niewypowiedziane zło. Klimat podbija wywołująca ciarki na plecach muzyka Josepha Bishara, który pokazał już, co potrafi, we wspomnianej serii „Obecność”.

Niech was nie przerazi nadmiar CGI i tanich bon-motów w trailerach „Saktuarium”.

REKLAMA

W samym filmie nie ma ich tak wiele, jak mogłoby się wydawać po materiałach promocyjnych. Twórcy dbają, aby nie przesadzić w żadną stronę, tylko porządnie nas przestraszyć odwracając powszechnie znane dogmaty. Nie silą się na odkrywczość i źródła strachu znajdują w prostych zabiegach, starych sztuczkach i klimacie nieopartym o jump scaresy. Jeśli więc lubicie się bać i macie ochotę na niekoniecznie zobowiązującą rozrywkę, to produkcja dla was.

„Saktuarium” już w kinach.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA