REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy /
  3. Dzieje się

Tegoroczne Oskary nie mają wielkich zwycięzców. Wiadomo tylko, kto sromotnie przegrał

93. ceremonia rozdania Oscarów dobiegła końca. Netflix zdobyła w jej trakcie największą liczbę statuetek, ale w większości tych mniej istotnych. Czy możemy więc mówić o sukcesie, czy raczej o porażce firmy?

26.04.2021
17:53
oscary 2021 netflix
REKLAMA

Pandemia koronawirusa sprawiła, że na wręczenie najważniejszych nagród amerykańskiego przemysłu filmowego musieliśmy poczekać trochę dłużej, ale ostatniej nocy nareszcie poznaliśmy listę laureatów. I choć Akademia Filmowa starała się działać jak zwykle, to widmo COVID-19 wisiało nad całą 93. galą rozdania Oscarów. Zamknięcie kin trwające już ponad rok (z drobnymi przerwami) wpłynęło nie tylko na formułę ceremonii, ale też nominacje i ostatecznych zwycięzców.

REKLAMA

Część analityków jeszcze przed rozpoczęciem wydarzenia wskazywała, że to nareszcie może być rok Netfliksa. Trudno bowiem sobie wyobrazić lepsze okoliczności do zdominowania branży również od strony nagród niż okres, w trakcie którego największe kinowe hity nie trafiły do widzów. Bo przecież serwisy VOD takie jak Netflix czy Amazon Prime Video mogły w tym czasie działać bez większych problemów i z tego powodu siłą rzeczy urosły do miana faworytów tegorocznego oscarowego wyścigu. Podobne przewidywania okazały się jednak nie do końca trafione.

Netflix zdobył aż 7 statuetek, ale w większości tych mniej prestiżowych.

W jakimś sensie powtórzyła się sytuacja z dwóch poprzednich lat, gdy największy serwis VOD również mógł być co najwyżej połowicznie zadowolony. Siedem nowych nagród oznacza niemalże podwojenie dotychczasowego dorobku firmy, a to przecież niebagatelne osiągnięcie. Jednocześnie trudno mówić o jakimś olbrzymim prestiżu, gdy chodzi o nagrody dla najlepszego filmu dokumentalnego, krótkometrażówki i animowanej krótkometrażówki, a także za najlepszą charakteryzację, zdjęcia, scenografię i kostiumy. Spośród tych wyróżnień tylko zdjęcia budzą większe emocje w szerokim gronie odbiorców.

A przecież Netflix zgarnął tyle nominacji, że miał teoretycznie duże szanse na zwycięstwo również w kategoriach aktorskich czy twórczych. Akademia Filmowa poszła jednak innym tropem. Pełna lista wyników 93. gali rozdania Oscarów pokazuje wyraźnie, że nadrzędnym celem Hollywood było raczej docenienie jak najszerszego grona zainteresowanych, tak żeby w dobie pandemii wszyscy mieli jakieś powody do radości.

Oscary 2021 zakończyły się bez większych niespodzianek i wyraźnego zwycięzcy.

Warto oczywiście docenić sukces filmu „Nomadland” oraz osiągnięcie Anthony'ego Hopkinsa, którego zwycięstwo w kategorii najlepszy aktor pierwszoplanowy za rolę w „Ojcu” było jedynym większym zaskoczeniem wieczoru (recenzję tej produkcji znajdziecie TUTAJ). Ale nawet w przypadku tych dwóch dzieł mówimy „zaledwie” o trzech czy dwóch statuetkach. Nie sposób tego porównywać do największych triumfów z minionych lat. Ostatnia ceremonia, w której trakcie żaden film nie zdobył więcej niż trzech nagród, odbyła się w 2006 roku.

Główny cel Akademików objawił się również w dużej liczbie nagrodzonych osób należących do mniejszości etnicznych. Czasy #OscarsSoWhite powoli odchodzą w zapomnienie. W ostatnich dwóch latach tak Afroamerykanie, jak i Amerykanie pochodzenia azjatyckiego stanowili duże grono wyróżnionych. Wydaje się, że odejścia od tego trendu już nie będzie i dopóki większa różnorodność będzie szła ramię w ramię z jakością, to można Akademii tylko przyklasnąć.

Oscary miały za to wielkiego przegranego. Do lamusa odchodzi idea oscarowego dramatu z mocną obsadą, którą reprezentował „Proces Siódemki z Chicago”.

Coraz częściej można odnieść wrażenie, że wizja oscarowego pewniaka wypełnionego po brzegi rozpoznawalnymi aktorami z pierwszych stron gazet ma coraz mniej wspólnego z rzeczywistością. Brak jakiejkolwiek nagrody dla „Procesu Siódemki z Chicago” zdaje się to potwierdzać. Być może to tylko tymczasowy trend, ale Akademicy ostatnio cenią sobie kino innego rodzaju. Bardziej intymne, oryginalne i nietypowe. Nastawione raczej na codzienne problemy zwykłych osób niż wielkie wydarzenia z historii. Słowem: nie będące w tak oczywisty sposób hollywoodzkim wyciskaczem łez z gwiazdami w głównych rolach.

REKLAMA

Nagrody dla „Parasite”, „Jokera”, „Minari”, „Nomadland” czy „Ojca” stanowią dosyć wyraźny trend. I chyba wszyscy się z tego cieszymy, bo jakkolwiek Oscary budzą skrajnie różne reakcje, to co do jednego raczej każdy się zgadza – ta nagroda bardzo potrzebuje świeżości. Dobrze, że w minionych dwóch latach oglądając listę laureatów Nagrody Akademii Filmowej, częściej znajdujemy tam nowe i niezużyte nazwiska.

Oscarowe i głośne tytuły możesz obejrzeć w CHILI za darmo dzięki nowej promocji Logitech – sprawdź

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA