REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Znajdź pozytywy w fakapach. „Metoda czarnej skrzynki” to świetny reportaż o naturze błędów

Czarna skrzynka kojarzy nam się przede wszystkim z tragedią. Słyszymy o niej przecież w kontekście katastrof lotniczych. Do tej pory też tak o niej myślałem. Jednak po przeczytaniu książki „Metoda czarnej skrzynki” dodałem sobie w głowie zupełnie nowe znaczenie. Jeśli masz tendencje do kompromitacji, wpadek i zwykłych pomyłek (jak ja), za które jest ci wstyd, to ta lektura może być dla ciebie krzepiąca. Serio. Człowiek ma chęć od razu wprowadzać zmiany w swoim życiu.

14.04.2021
11:43
metoda czarnej skrzynki recenzja
REKLAMA

Autorem książki jest Matthew Syed – absolwent Oxfordu i utytułowany tenisista stołowy, któremu największą sławę przyniosły jednak książki sprzedawane na całym świecie. „Metoda czarnej skrzynki”, o której mowa, zadebiutowała w 2015 roku. Miała już polskie wydanie, ale teraz powraca, by znów zdejmować klapki z oczu.

REKLAMA

Ileż razy w życiu słyszałeś: „ucz się na błędach”? A ile razy faktycznie to robiłeś?

Wszystko to brzmi jak kolejny poradnik coachingowy. Gdybym był trenerem motywacyjnym, to czerpałbym bym pełnymi garściami z książki Syeda. Jednak „Metoda czarnej skrzynki” to reportaż o błędach, które zostały zamienione w sukces oraz o tych, które do tej pory zostały nieruszone i doprowadzają do wielu dramatów i cierpień ludzi.

Punktem wyjścia są samolotowe czarne skrzynki. Za ich sprawą lotnictwo z dość śmiercionośnej formy transportu stało się jedną z najbezpieczniejszych, a właściwie najbezpieczniejszą. Owszem, katastrofy zwykle mają fatalne skutki, ale dochodzi do nich niezwykle rzadko. W Polsce średnia liczba wypadków ze skutkiem śmiertelnym wynosi rocznie 14. Tymczasem latających samolotów przybywa. No, może nie teraz, bo mamy lockdown, ale takie były statystyki przed pandemią.

Przemysł lotniczy doszedł do tego poziomu, bo nie zamiatał spraw pod dywan. Czarne skrzynki dogłębnie analizowano i wyciągano z nich wnioski, modyfikowano procedury czy drobnostki na pokładach samolotów. Na przykład zmiana kształtu przełączników sterujących klapami i podwoziem w bombowcach B-17 sprawiła, że już nie myliły się pilotom i nie rozbijali się przy lądowaniu.

Wyobrażasz sobie, by w korporacji szefostwo zachęcało ciebie do przyznawania się do fakapów, a po wszystkim było ci za to wdzięczne? Trudno to sobie wyobrazić. Tymczasem w lotnictwie personel raportuje na potęgę i nie wylatuje za to z pracy. Brzmi to utopijnie, ale badania jasno pokazują, że to po prostu działa. Spokojnie, to nie jest jednak książka o lotnictwie.

Brytyjczyk opisuje też wiele, tym razem anty-przykładów z innych dziedzin życia. Najbardziej przerażające pochodzą z opieki zdrowotnej i wymiaru sprawiedliwości – np. po odkryciu, że DNA może usprawnić schwytanie przestępców, mnóstwo sędziów i prawników broniło się przed tym rękami i nogami. Szczególnie wtedy, gdy nową metodę zaczęto stosować na więźniach twierdzących, że są niewinni. Gdy zaczęli wychodzić na wolność, podważali kompetencje oskarżycieli, którzy często wsadzali ludzi za kratki bez stosownych dowodów.

Skostniałe systemy, w których rządzi ego, a błędy są stygmatyzowane musi czekać gruntowna rewolucja. Syed wskazuje, jak można je naprawić, ale potrzeba do tego wiele pracy i prawdopodobnie wymiany pokoleniowej.

W swojej książce duży nacisk kładzie na aspekt psychologiczny i filozofię błędu. Szczególnie trafił do mnie rozdział o dysonansie poznawczym. To sytuacja, w której zastana rzeczywistości jest odmienna od naszych oczekiwań, wiedzy i przekonań. Staramy się to wypierać, często nieświadomie, bo nie możemy przetrawić tego, że nie mamy racji. I idziemy w zaparte. To takie ludzkie, nieprawdaż? Zwłaszcza, gdy rozmawiamy z antyszczepionkowcami, przedstawiamy im fakty naukowe, ale oni dalej bronią swojej wizji świata.

Niestety, w naszym społeczeństwie ponoszenie porażek jest ujmą, czymś, o czym chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć. Boimy się ich, bo często są związane z karą. Tymczasem dzieje świata nieraz pokazały, że to właśnie one są motorem napędowym postępu. Przecież u podstaw każdej teorii i wynalazków leży metoda prób i właśnie błędów.

Z książki na konkretnych przykładach dowiadujemy się, dlaczego tak ważne jest refleksyjne spojrzenie w przeszłość. Możemy się mylić, nawet o tym nie wiedząc. Lekarze przez dziesięciolecia upuszczali krew uważając, że ratują pacjentów. Jeśli ktoś umierał, to znaczyło, że nie dało się już nic zrobić. Wtedy jednak jeszcze nie znano wynalazku randomizowanego badania kontrolnego.

I tu dochodzimy do poradnikowego aspektu „Metody czarnej skrzynki”. Czy coś z niej wyciągnie zwykły człowiek, czy jest skierowana głównie do właścicieli firm, dyrektorów, menadżerów, kierowników? Osobiście uważam, że każdy ma szansę coś z niej wynieść. W końcu w myśl cytatu Joanny Chmielewskiej: „Człowiek powinien się uczyć na cudzych błędach, bo sam wszystkich popełnić nie zdoła”.

„Metoda czarnej skrzynki” jest przystępnie, barwnie i przede wszystkim ciekawie napisana, a zawarte w niej praktyczne wskazówki i wiedza jest co jakiś czas systematyzowana. Znajdziemy w niej nie tylko przykłady błędów systemowych, ale i lekcje wyniesione z życia ludzi sukcesu – od założyciela Dropboxa po Davida Beckhama. Przysłów i złotych myśli o porażkach jest bez liku, ale ta książka najlepiej potwierdza, ile jest w nich prawdy.

metoda czarnej skrzynki class="wp-image-1696450"

Metoda czarnej skrzynki” w nowym wydaniu na polskim rynku już dziś – 14 kwietnia.

REKLAMA

* Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem Insignis.
* Zdjęcie główne: Pixabay / Materiały prasowe

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA