REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Dwie twarze największego konkurenta Apple’a. „Republika Samsunga” to książka, która przeraża i fascynuje

Samsung jest tak rozpoznawalną marką, że nikomu nie trzeba jej przedstawiać. Większość z nas nie ma jednak bladego pojęcia o tym, jak ze sklepu sprzedającego warzywa i suszone ryby stał się jednym z największych przedsiębiorstw na świecie i podstawą południowokoreańskiej gospodarki. Gigant technologii po mistrzowsku zachowuje aurę tajemniczości, bo ma też wiele do ukrycia. Książka „Republika Samsunga” rzuca nowe światło na mroczną, ale i fascynującą historię firmy.

17.03.2021
12:24
Jak Samsung stał się gigantem? Książka o jego mrocznej historii - recenzja
REKLAMA
REKLAMA

„Republika Samsunga” to książka dziennikarza „The Economist” i „The Wall Street Journal”, Geoffreya Caina. Autor dokonał tytanicznej pracy: przeprowadził rozmowy z ponad 400 byłymi i obecnymi pracownikami, politykami, dziennikarzami, biznesmenami i członkami rodziny Lee, która założyła Samsunga. Dzięki temu stworzył imponujący i wszechstronny obraz dziejów firmy.

Jednak, co najważniejsze, książkowy reportaż nie powstał we współpracy z Samsungiem, co ma korzystny wpływ na jego obiektywizm. Cain pierze bowiem brudy niczym najlepsza pralka południowokoreańskiego producenta.

Reportaż zaczyna się od jednego z największych fakapów w historii firmy – niesławnych, wybuchających smartfonów Galaxy Note 7. Czytamy relacje ludzi niczym z filmu katastroficznego, dowiadujemy się, jak Samsung próbował nomen omen ugasić pożar, a raczej jak nie chciał dopuścić do siebie myśli, że poniósł porażkę. Ten rozbudowany wstęp ma kluczowe znaczenie dla zrozumienia filozofii rządzącej całą grupą.

Amerykanin potrafi przywalić z grubej rury i nie przebiera w metaforach. Samsunga porównuje do totalitarnej dyktatury Korei Północnej. Sposób, w jaki pracownicy mówili o prezesie (Lee Kun-hee, który zmarł w zeszłym roku), przypominał mu kulturę wojskową.

Czcili go, a samych siebie nazywali „walecznymi jednostkami stanowiącymi cząstkę kompanii”. W czasie masowej ceremonii na jednej z imprez Samsunga, rekruci tworzyli obrazy z trzymanych przez siebie kartonów.

To obrazki, które utożsamiamy z państwami komunistycznymi i autorytarnymi. Widziałem, jak rekruci stworzyli w ten sposób obraz zaciśniętej pięści z napisem „zwycięstwo” – symbol walki, który widziałem też na zdjęciach z podobnych imprez organizowanych w Korei Północnej – pisze Cain.

Sukces Samsunga w dużej mierze opiera się na patriotyzmie (a raczej nacjonalizmie) i poczuciu, że jesteś częścią czegoś większego niż jednostka. To zupełnie inny kierunek myślenia niż ten z Zachodu, gdzie stawia się przede wszystkim na indywidualizm i szeroko rozumiany „amerykański sen”.

republika samsunga książka zapowiedź
Fot. Materiały prasowe / SQN

Kultura w Samsungu ma też charakter quasi-religijny. Niektórzy dyrektorzy wieszają na ścianach cytaty prezesa Lee np. „Zaniedbanie rozwijania talentu to grzech”.

Oba sposoby zarządzania mają swoje wady i zalety, i nie da się tak naprawdę ocenić, który jest lepszy. Nie wiem, czy takie porównanie ma w ogóle sens. To dwa zupełnie odrębne światy, a ta książka mi to tym bardziej uświadomiła.

„Republika Samsunga” jest pod pewnymi względami również historią Korei Południowej, która po wyniszczającej wojnie domowej z lat 50. XX wieku stała się w kilka dekad potęgą gospodarczą. Bez Samsunga nie byłoby to możliwe. Tak samo jak i Samsung nie rozrósłby się do takich rozmiarów bez wątpliwego moralnie wsparcia państwa. Korea Płd. nie ma złóż takich jak ropa i uran, ale ma za to półprzewodniki Samsunga.

Symbioza z państwem przybierała różne formy. Nepotyzm w Samsungu w części świata znanej z dynastycznej tradycji nikomu chyba zbytnio nie przeszkadzał. Jednak łapówkarstwo to już zupełnie inna bajka. W Korei Płd. to wręcz… zwyczaj.

Wystarczy wspomnieć, że dyktator Roh Tae-woo dostał od nieżyjącego już prezesa Samsunga w latach 80. w dziewięciu transzach 2,5 miliarda wonów, czyli 32,6 miliona dolarów. W zamian firma otrzymywała rządowe licencje potrzebne do rozwoju. Prezes został skazany za łapówkarstwo, ale sąd złagodził wyrok, bo przyczyniał się do rozwoju narodu. W końcu został ułaskawiony. Takich przypadków opisanych jest o wiele więcej.

Tych średnio związanych z samym biznesem też jest kilka. Jak np. historia sekstaśm z prostytutkami, które pokazały, że prezes też człowiek, ale i tak nim trafiły do mediów, trzy osoby zostały skazane na karę kilku lat więzienia za próbę szantażu.

Według autora, ta firma po prostu nie może upaść, bo ma za duże „plecy”. A jeśli np. zbankrutowałoby Samsung Insurance, to cała południowokoreańska branża ubezpieczeniowa pogrążyłaby się w kryzysie.

Jednak „Republika Samsunga” nie jest jedynie „zamachem” na firmę. To też historia jej niesamowitego sukcesu. Teraz Samsung kojarzy nam się z jakością (no, może z wyjątkiem afery z wybuchającymi telefonami). Jednak jeszcze u schyłku XX wieku było zupełnie inaczej – np. w pewnym modelu pralek nie domykały się drzwiczki przez źle dopasowany, gumowy kołnierz. Próbowano go więc ręcznie przycinać.

Zaktualizowano politykę firmy, otworzono się na świat oraz ściągnięto speców od marketingu i to przyniosło niezwykłe efekty – szczególnie dla perły w koronie, tj. Samsung Electronics. Zamiast ślepego podążania za rozkazami przełożonych, zaczęto nagradzać kreatywność. Wcześniej każde wyjście przed szereg było torpedowane.

Słyszeliście o I-Phone (nie mylić z iPhonem)? Pod koniec lat 90. wymyślił go projektant Ted Shin. Miał być większy od zwykłych telefonów, z kolorowym wyświetlaczem i klawiaturą – w sam raz do surfowania w internecie i pisania wiadomości. Gdy pokazał projekt szefom, jeden z nich odparł: „Przecież można rozmawiać z ludźmi przez telefon. Po co wysyłać im wiadomości tekstowe?”.

Z właściwym iPhone’em Samsunga też łączy wiele. Chociażby chip półprzewodnikowy, bez którego Steve Jobs zaliczyłby mega-wtopę w 2007 roku. Wizjoner potrzebował na szybko części do swojego nowego dziecka, które na zawsze zrewolucjonizowało telefony komórkowe. Samsungowi udało się zdążyć z produkcją na dwa miesiące przed premierą.

Co nie zmienia faktu, że i tak miał niejedną kosę z Apple’em – nie tylko przez to, że był pozywany za przesadne naśladownictwo. Sześciu dyrektorów Samsunga poszło do więzienia za udział w zmowie cenowej dotyczącej pamięci DRAM, którą miała kupować właśnie firma Jobsa. Później z dostawcy części dla Apple’a, Samsung stał się jego największym konkurentem.

Samsung jest dosłownie wszędzie. I nie mam na myśli tu billboardów lub jego własnych produktów. Jego części są m.in. pod obudowami iPhone’ów i iPodów (Apple), a także Playstation i Discmana (Sony).

Myślisz, że streściłem całą książkę? Otóż nie, bo nie chcę zdradzać wszystkiego. To tylko niewielka część tego zgromadzonego przez Geoffreya Caina kompendium wiedzy i smaczków, które wciągnie nie tylko amatorów biznesu i reklamy, ale i pasjonatów Korei Południowej - nie tylko pod względem historycznym. Myślę, że k-pop nie stałby się tak popularny bez zaangażowania wnuczki założyciela Samsunga Miky Lee w eksport rodzimej kultury, w szczególności filmów. Kinomani mogą ją pamiętać z zeszłorocznej gali wręczania Oscarów, w czasie której triumfował „Parasite”.

Ze względu na łapówki, intrygi, defraudacje, wymiganie się od płacenia podatków, konszachty z rządem czy wojny korporacyjne „Republika Samsunga” jest też jak wciągający thriller non-fiction. Nie jest to na pewno lekka lektura, ale daje dużo radochy z odkrywania nadal, dla wielu z nas, egzotycznej kultury. Najciekawsze w tym wszystkim wydaje się osobiste podejście do treści książki i nasz własny dialog wewnętrzny, w czasie którego ciągle zastanawiamy się czy Samsung jest złą korporacją, czy raczej wzorem do naśladowania.

* Tekst powstał we współpracy z wydawnictwem SQN.

REKLAMA

*zdjęcie główne pochodzi z manifestacji w Seulu z 2017 r., w czasie której domagano się ukarania szefostwa Samsunga (Park Geun-hye i Lee Jae-yong) za korupcję: aut. Ryan Hoi / Shutterstock.com

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA