REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD
  3. Netflix

Gra na emocjach. Recenzujemy dokument sportowy „Last Chance U: Koszykówka”

Twórcy „Last Chance U” postanowili zmienić dyscyplinę i z footballu amerykańskiego przerzucili się na koszykówkę. Sprawdzamy czy warto obejrzeć nową odsłonę serialowego dokumentu sportowego.

12.03.2021
20:57
Last Chance U: Koszykówka. Recenzja serialu dokumentalnego
REKLAMA
REKLAMA

„Last Chance U” to zapewne ten tytuł, do którego obejrzenia Netflix zachęca was odkąd tylko skończyliście „Ostatni taniec”. Zawsze go jednak ignorowaliście. O ile bowiem wszyscy kojarzą Michaela Jordana, prócz wąskiego grona zapaleńców, nikt w naszym kraju nie potrafi wymienić żadnego zawodnika amerykańskiego footballu, a większość z nas rozgrywki Super Bowl interesują tylko ze względu na trailery pokazywane w przerwach meczu. Tym razem jednak twórcy dokumentalnego serialu postanowili zmienić dyscyplinę. Być może teraz zdobędą waszą uwagę, bo zabierają nas do świata koszykówki. Pokazują nam walkę członków drużyny ELAC (East Los Angeles College) o szansę na wejście do wyższej dywizji, a przede wszystkim o lepsze życie. Osoby zaznajomione z wcześniejszymi produkcjami należącymi do serii doskonale znają tę formułę. Pod tym względem nic się nie zmienia. Mamy sportowców po przejściach i z potencjałem, a trener postanawia go z nich wyciągnąć.

Koszykarzy w ELAC trenuje wymagający John Mosley, który jest niczym Ken Carter w wykonaniu Samuela L. Jacksona w „Trenerze”.

Sport jest dla niego wszystkim. Swoim podopiecznym poświęca każdą wolną chwilę. Kiedy akurat nie każe im biegać od jednego końca parkietu do drugiego, czy wyciskać z siebie siódmych potów na siłowni, interesuje się ich życiem prywatnym i zagania do nauki. Z każdym odcinkiem poznajemy ich wszystkich coraz lepiej. I dobrze wam się wydaje, jeśli myślicie, że opowieść przedstawiana przez dokumentalistów przypomina „Młodych gniewnych”. Mamy tu mentora, który walczy o studentów, chociaż cały świat postawił na nich krzyżyk. Każdy z nich pochodzi z niezbyt przyjaznej dzielnicy, a do tego dźwiga potężny bagaż emocjonalny. Kiedy wypowiadają się do kamery nieraz brzmią niczym uczestnicy podrzędnego talent show, próbujący wpłynąć na jurorów opowiadając łzawą historyjkę.

Twórcy oczywiście podbijają niektóre wątki dramatyczne muzyką, grając na naszych najniższych uczuciach. Do pary z twistami wyjętymi niczym z taniego kina gatunkowego pod postacią kłótni, spięć, czy pojawiających się znikąd nieprzewidzianych problemów, daje to posmak kiczu. Greg Whiteley i jego współpracownicy potrafią nas jednak przekonać do swoich bohaterów, zmuszając, abyśmy ich polubili. Z serialu bije niesamowita szczerość, a idzie za nią nieodłączna głębia emocjonalna. Widać to szczególnie w scenie z czwartego odcinka, kiedy to Mosley wydziera się na swoich podopiecznych. Wygarnia, że zamiast własnym dzieciom to właśnie im poświęca swój czas, a oni nawet nie potrafią dać z siebie wszystkiego na koszykarskim parkiecie. Zawsze rozumiemy zarówno jego, jak i ich, jednocześnie kibicując im w dążeniu naprzód i pokonywaniu kolejnych przeciwników w drodze po mistrzostwo stanu.

last chance u koszykówka netflix recenzja
Last Chance U: Koszykówka/Netflix

Formalnie serial jest bardzo prosty. Mamy wypowiedzi bohaterów i ich komentarze, wzbogacone scenami z treningów i meczów.

Tymi ostatnimi kończy się każdy z epizodów. Z ELAC przechodzimy więc przez wszystkie fazy rozgrywek stanowych, a co najlepsze fani koszykarskiej rywalizacji będą tu mieli na czym oko zawiesić. Z tego względu kolejne odcinki ogląda się niczym zmagania swojej ulubionej drużyny, która musi wystrzegać się każdego, nawet najdrobniejszego potknięcia, aby dotrzeć na upragniony szczyt. Nie obawiajcie się jednak, jeśli nie płakaliście po Kobem Bryancie, a chcielibyście sięgnąć po tę produkcję. Koszykówka okazuje się tutaj jedynie narzędziem do przerabiania swoich wad. Studenci muszą mierzyć się z własnym charakterem i ignorować ego, co nie przychodzi im łatwo. Twórcy eksponują ich negatywne cechy, aby pokazać jak próbują się ich wyzbyć. Tłumaczą tym samym sportową adrenalinę, na język terapii psychologicznej. Walka z psychiką jest tu tak samo ważna, jak ta na parkiecie.

REKLAMA

Mamy więc do czynienia z klasycznym dwutaktem, a Whiteley i jego współpracownicy nigdy nie przekraczają dozwolonej liczby kroków. Ich zadaniem było utrzymać widzów przed ekranem przez osiem około godzinnych odcinków. I tak umiejętnie dawkują nam informacje, poszerzając swoją historię o kolejne wątki, że to rzeczywiście im się udało. Nowa odsłona „Last Chance U” jest niczym pełnokrwisty dramat sportowy, w którym pod płaszczem widowiskowych rozgrywek przemyca się uniwersalne historie, oddziałujące na każdego, bez względu na jego zamiłowanie do rywalizacji na boisku czy parkiecie. Twórcy nie celują do wąskiej grupy odbiorców, tylko w uniwersalne emocje, trafiając w nie bez pudła.

„Last Chance U: Koszyków” obejrzycie na platformie Netflix.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA