REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki /
  3. Filmy /
  4. Seriale

„Wiedźmin” i „Król” pokazują, że zapanowała moda na ekranizacje polskich książek. A zrobienie adaptacji to ciężki kawałek chleba

„Wiedźmin”, „Ślepnąc od świateł”, „Kierunek: Noc” i „Król” to część powstałych w ostatnim czasie serialowych adaptacji polskich powieści. Niemal każda telewizja i większy serwis VOD próbuje swoich sił w tego typu produkcjach. Ale stworzenie ekranizacji książki to proces, który wymaga czasu i dużej znajomości rzeczy.

03.12.2020
19:02
ekranizacje polskich książek
REKLAMA
REKLAMA

Kilka ostatnich lat upłynęło w rodzimej popkulturze pod znakiem kilku wyróżniających się elementów. Zagraniczne sukcesy polskiej kinematografii, błyskawiczny rozwój seriali premium oraz wzrastające zainteresowanie rodzimą literaturą wśród telewizji i serwisów VOD to niektóre z nich. Wszystkie łączą w sobie zaś pewien wspólny element, czyli modę na ekranizacje powieści. Trudno pozbyć się wrażenia, że obecnie mamy do czynienia wręcz z prawdziwym boomem na tego typu produkcje, a wymieniane kolejno głośne tytuły tylko to potwierdzają.

Wiedźmin” i „Kierunek: Noc” od serwisu Netflix, „Nielegalni”, „Żmijowisko” a ostatnio też „Król” wyprodukowane przez Canal+ oraz doceniane poza granicami Polski „Ślepnąc od świateł” HBO to wszystko są produkcje stworzone w ostatnich dwóch latach. Nawet TVP i TVN próbuje swoich sił z adaptacjami za sprawą seriali „Stulecie Winnych” i „Chyłka”. A przecież w międzyczasie powstawały także pełnometrażowe ekranizacje dystrybuowane za pomocą kin (m.in. „Pokot”, „Ciemno, prawie noc” czy „Ziarno prawdy”). Warto zresztą mieć na uwadze jedną kwestię – zwiększone zainteresowanie adaptacjami nie oznacza, że wcześniej go nie było, na co zwraca uwagę prezeska Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych Alicja Grawon-Jaksik:

Nie sądzę, by ktokolwiek, nawet Polski Instytut Sztuki Filmowej, zbierał informacje na temat procentowego udziału adaptacji w całej bibliotece rodzimych filmów i seriali. Choć we wniosku o dofinansowanie się to zaznacza. Obecnie powstaje ich bardzo wiele i to jest fakt. Natomiast ja mam wrażenie, że ekranizacji powieściowych zawsze było w polskim kinie dużo. Być może teraz jest to bardziej widoczne, bo bardzo rozwinął się rynek seriali premium. Myślę zresztą, że ten trend się utrzyma. Jak patrzę na liczbę i jakość tytułów, do których ostatnio producenci wykupili prawa, to nie mam co do tego wątpliwości – zaznaczyła była ekspertka PISF-u.

Filmowcy sięgają po książki, bo łatwiej wypromować produkcję opartą o popularną historię, a samo stworzenie scenariusza następuje szybciej.

Pozytywne efekty wynikające z tego układu działają w obie strony. Wydawnictwo i autor mają za sprawą adaptacji okazję dotrzeć do nowych odbiorców, którzy wcześniej nie sięgnęli po książkę, a producentom i dystrybutorom łatwiej wypromować film czy serial mający już swoje miejsce w świadomości opinii publicznej. Udana i popularna ekranizacja często ma też jednoznacznie pozytywny wpływ na sprzedaż oryginalnego dzieła. Alicja Grawon-Jaksik podaje przykład „Króla” Szczepana Twardocha, który według otrzymanych przez nią w tym tygodniu informacji w okresie obejmującym promocję serialowej wersji sprzedał się w 65 tys. egzemplarzy.

Inna sprawa, że ten pozytywny wpływ na promocję samych książek nie byłby tak widoczny, gdyby nie zwiększona świadomość wśród wydawców. Eksperci, z którymi miałem okazję rozmawiać, podkreślają zmiany jakie w tym temacie zaszły w ostatnich latach. Temat ekranizacji był wcześniej przez długi czas traktowany po macoszemu, a pisarze i redaktorzy często nie mieli wystarczającej wiedzy, by prowadzić skuteczny dialog z producentami.

Pomóc im w tym mają takie inicjatywy jak Word2Picture i Film the Book organizowane przy okazji Festiwalu Conrada w Krakowie.

Word2Picture ma być w swoich założeniach przestrzenią do dialogu między między wydawcami literatury i producentami z branży audiowizualnej. Wydarzenie odbyło się do tej pory dwukrotnie w trakcie Festiwalu Conrada. Jego organizatorzy działają w ramach dwóch zespołów. Pierwszy koncentruje się na szkoleniu przedstawicieli wydawnictw z wiedzy na temat rynku filmowego oraz zwiększeniu szansy na dotarcie z ich ofertą do świata filmu, a drugi zapoznaje producentom i nadawcom z katalogiem dostępnych do zekranizowania interesujących książek:

Z naszych rozmów z wydawcami okazuje się, że jest bardzo mało okazji do kontaktów z filmowcami. Wydawcy uczestniczą w targach książek i promują je głównie wśród czytelników. Producenci filmowi nie mają niestety czasu na uczestnictwo w takich targach. I tu właśnie przychodzimy z pomocą my, oferując przestrzeń do wymiany kontaktów i wiedzy między tymi dwiema branżami.

Nabór pozycji literackich do projektu zaczyna się każdorazowo na kilka miesięcy przez samym wydarzeniem. Następnie specjalna komisja wybiera 10-15 spośród nich do przedstawienia stronie filmowej. Jak zaznacza Oliwia Fryc, członkini zespołu Kraków Miasto Literatury UNESCO i druga z koordynatorek Word2Picture, na podjęciu decyzji w stosunku do konkretnych tytułów zaważy kilka elementów:

Istotne jest, kiedy książka wyszła i kto jest jej autorem. Czy mówimy o debiutancie czy może pisarzu doświadczonym. Producenci często zwracają też uwagę na nakłady powieści. Jeżeli książka okazała się bestsellerem i zdobyła kilka nagród, to bezwzględnie jest to jakiś jej wyróżnik. Bo siłą rzeczy chcą bowiem inwestować w projekty obarczone mniejszym ryzykiem finansowym. Ale chyba najważniejsza jest fabuła. To ona wespół z wyrazistymi bohaterami będzie niosła cały film.

Do najczęstszych błędów popełnianych przez wydawców i pisarzy należy zbytnie skupienie się na kwestiach językowych oraz słaba znajomość prawa autorskiego w kontekście ekranizacji.

W niedawnym wywiadzie udzielonym portalowi Rozrywka.Blog zwracał na to uwagę Jacek Dukaj, którego powieść „Starość aksolotla” doczekała się niedawno serialowej adaptacji w postaci belgijskiego „Kierunek: Noc”. Popularny pisarz przyznał, że miał kiedyś kilku swoich faworytów, których ekranizację chętnie by w przyszłości ujrzał. Nie każdy element jego prozy można jednak łatwo przenieść na ekran:

Dawno już pogodziłem się z tą regułą przejść między literaturą i doświadczeniami audiowizualnymi: im tekst jest lepszy literacko, tzn. lepszy w tym, co specyficzne dla przekazu tekstowego, jak piękno języka, metaforyka, wglądy w psychikę, operacje na ideach – tym słabiej przekłada się na obraz i dźwięk. Są wyjątki, ale rzadkie. Tak więc raczej nie stoję tu przed dramatycznymi wyborami. Natura medium zdecydowała za mnie – tłumaczy Dukaj.

Wydawcy mogą więc paradoksalnie zaszkodzić własnym autorom, podkreślając nieodpowiednie walory ich pisarskiego rzemiosła przy próbie sprzedania pitchu producentom. Pracownikom rynku literackiego trzeba więc często tłumaczyć, że muszą zwracać uwagę na inne elementy, które będą też atrakcyjne dla drugiej strony, co przyznaje choćby Anna Krupiarz. Na szczęście świadomość staje się coraz wyższa, choć wciąż to producenci częściej są stroną inicjującą negocjacje dotyczące danego tytułu.

Co nie oznacza, że zakup praw do ekranizacji przyjmuje jeden dostępny schemat. Możliwości jest kilka.

Zdarzają się choćby sytuacje, gdy prawa do adaptacji obie strony omawiają jeszcze zanim książka trafiła jeszcze na rynek. W Stanach Zjednoczonych dochodzi do nich częściej, ale w Polsce takie przypadki też występowały. Natomiast w bardziej standardowej sytuacji producent musi najpierw ustalić do kogo należą prawa – wydawnictwa czy autora. Zbadanie tzw. chain of title to kwestia absolutnie nadrzędna, a bywa dosyć skomplikowana. W innym wypadku zawarta umowa będzie po prostu nieważna.

Profesjonalizacja wydawnictw sprawia oczywiście, że ustalenie właściciela praw do ekranizacji staje się prostsze. Natomiast, jak zaznacza Alicja Grawon-Jaksik, wciąż zdarzają się mocno pogmatwane sprawy np. przy okazji biografii czy artykułów prasowych, które później zostały poszerzone do formy książkowej. Oprócz tego trzeba mieć na uwadze, iż czym innym jest przeniesienie praw a czym innym udzielenie opcji na korzystanie z praw. Czym obie wersje się różnią, tłumaczy prezes Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych:

Opcja na korzystanie z praw to przyrzeczenie, że producent może szukać przez ograniczony w umowie okres partnerów do realizacji projektu i go rozwijać, a autor w tym czasie nie rozmawia o ekranizacji z nikim innym. Po upływie tego terminu albo wykupuje pełnię praw za wyższą kwotę, albo  obie strony się rozstają. Wynagrodzenia za opcje są daleko niższe niż za przeniesienie praw. Mowa tu zwykle o kilku tysiącach złotych. Na wczesnym etapie prac nie zawsze ma się pewność wsparcia finansowego ze strony np. PISF-u, nadawcy czy dystrybutora. Dlatego z punktu widzenia producenta na wczesnym etapie opcja jest bezpieczniejsza. Zresztą dla autora również, bo nie przenosi praw, nie mając pewności, że projekt powstanie.

Dlatego właśnie często bywa tak, że opcja zostaje zawarta na pierwszy rok lub dwa, by produkcja mogła zostać w odpowiedni sposób przygotowana, a potem następuje przeniesienie praw. Warto natomiast pamiętać, że kontakty z lokalnymi nadawcami a wielkimi korporacjami też przeważnie będą przebiegać inaczej.

Ekranizacje polskich powieści powstające dla serwisu Netflix lub HBO nie przejdą identycznej drogi, bo obie firmy działają na różnych innych zasadach.

Tacy gracze, to międzynarodowe korporacje, globalne, w związku z tym mają olbrzymie dział prawne, normy pracy. Weźmy HBO na przykład – mają wewnętrzne międzynarodowe standardy prawne, które narzucają producentowi wykonawczemu. Ale w dobrym tego słowa znaczeniu, bo taki „gotowiec” znacznie ułatwia pracę, wyznacza ściśle zasady współpracy, a same negocjacje dotyczące nabycia praw do utworów pierwotnych, są często prowadzone przez samo HBO. Inaczej bywa niekiedy w przypadku seriali robionych dla Netfliksa, gdzie to producent wykonawczy wykupuje pełne prawa do korzystania z dzieła. Na pewno bez ograniczeń terytorialnych i przeważnie bez ograniczeń czasowych. Tutaj kwestia zależy od tego czy mowa o treściach Original czy może Licenced Original – wyjaśnia Alicja Grawon-Jaksik.

Wszystko to jest istotne, ponieważ wiąże się z zakresem wolności twórczej danej osobom tworzącym serial czy film. W branżowej nomenklaturze pojawiają się takie określenia jak producent wykonawczy, producent finansowy czy producent kreatywny, które mogą ale wcale nie muszą pokrywać się z standardowymi rolami showrunnera i executive producera w Hollywood.

A przecież obecnie coraz częściej autorzy też biorą czynny udział w pracach nad adaptacją (np. Szczepan Twardoch, Jakub Żulczyk i Jacek Dukaj).

Nie wszyscy koniecznie mają do tego predyspozycje (tak jak nie każdy producent nadaje się do bardziej kreatywnego wspierania scenarzysty i reżysera), bo przecież pisanie scenariuszy adaptowanych jest sztuką samą w sobie. Przepisanie często epickich i monumentalnych tytułów na język narracji wizualnej często wiąże się de facto z podkręceniem pewnych wątków, przepisywaniem postaci czy wręcz kreowaniem nowych światów. Oczywiście w zgodzie z prawidłami sztuki filmowej.

Natomiast nie ma wątpliwości, że wraz z coraz większym zainteresowaniem serialami premium bazującymi na książkach rola pisarzy poszerzy się o dodatkowe obowiązki. Bo choć serwisy VOD dają olbrzymie możliwości i stale poszukują świeżych treści, to chętnych na współpracę z nimi zdecydowanie nie brakuje. Daje to twórcom szansę na rozwijanie dodatkowych umiejętności oraz zbliża światy literatury i kina (wystarczy wspomnieć debiutujący niedawno film „Erotica 2022”, w którym znane pisarki przyjęły role scenarzystek). Ale wiąże się też wymogiem większego zaangażowania:

Trzeba mieć świadomość, że owo symboliczne Hollywood nie pochyla się z wielką uwagą nad twórczością Polaków, Węgrów, Bułgarów czy Serbów w poszukiwaniu materiałów na globalne produkcje. To my musimy starać się zainteresować świat – nie ma wątpliwości Jacek Dukaj.

REKLAMA

Nowe adaptacje polskich powieści znajdziecie na wielu platformach VOD, takich jak Netflix, Canal+ telewizja przez internet czy Player.pl.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA