REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

„Total War: Warhammer” otrzymał nową zapowiedź. Ale to nie ma znaczenia, bo ten świat i tak stoi w miejscu

Choć od kilkunastu godzin trwają spekulacje dotyczące nowego „Warhammera" w ramach serii „Total War”. Dla mnie to i tak nie ma zaznaczenia, bo kolejne produkcje nie popchną tego świata ani o cal naprzód. 

19.11.2020
12:51
warhammer total war świat umiera
REKLAMA
REKLAMA

Jest rok 1983, Games Workshop, wydawnictwo z Nottingham zajmujące się grami planszowymi i figurkowymi wypuszcza na rynek produkt, którego pomysł podłoży podwaliny pod jeden z najbardziej rozłożystych światów fantasy i jedną z najbardziej popularnych gier figurkowych wszech czasów. W ciągu trzydziestu lat na jego bazie powstaje niezliczona liczba gier figurkowych, planszowych, fabularnych, a później i komputerowych. Świat „Warhammer Fantasy" niedługo później otrzyma rodzeństwo. Games Workshop rozciąga się potem na inne, choć odrobinę podobne, uniwersum – „Warhammera 40k".

Gry bitewne w wydaniu Games Workshop, mówiąc w największym uproszczeniu, opierały się na zbiorze zasad dotyczących rozgrywki, które wyznaczały reguły gry. Każdy z biorących udział w zabawie wystawia swoje małe (bo mierzące około 30 mm) modele i rozgrywa bitwy, mierząc miarkami odległości ruchu wojsk i rzucając kośćmi dla określenia, czy nasze jednostki są w stanie pokonać inne. Esencją gry było jednak to, że każdy z graczy mógł grać przygotowaną przez siebie „rozpiską” jednostek. Te zaś sprzedawane były (i cały czas są) niepomalowane, każdy więc mógł spersonalizować sobie nie tylko to, czym gra, ale też jego wygląd zewnętrzny.

 class="wp-image-463579"
Autorem zdjęcia jest Red Craig

Games Workshop, zwany też czasem Generalnym Wydawcą, przez lata zmieniał zasady, wprowadzał nowe rasy, jednostki, i edycje. Wraz z upływem czasu rosła też jakość oferowanych modeli i rósł wymyślony świat, który doczekał się dziesiątek książek, powieści, setek bohaterów i fantastycznych miejsc geograficznych. W 2011 roku GW wypuściło serię książek dotyczących wielkiego zagrożenia, które nawiedziło świat „Warhammera Fantasy". W ostatnim tomie ogłoszono, że zagrożenie okazało się tak poważne, że zniszczyło cały dotychczasowy świat.

Tak kończy się znaczna część świata „Warhammera Fantasy".

Gracze spanikowali. Nie tylko dlatego, że postanowiono zrezygnować z gry wydawanej przez ponad 30 lat! Powodem było również zrezygnowanie z rozbudowy i rozwoju świata, który gracze pokochali. Na dobre i na złe. W sieci ciągle jeszcze można obejrzeć zdesperowanych i wściekłych fanów, którzy palą (tak, palą) swoje kolekcje figurek w ramach protestu, a w gruncie rzeczy z bezsilności. Generalny Wydawca dał i zabrał. Choć decyzja zapadła bardzo dawno temu, to do dzisiaj na forach i grupach na Facebooku, można usłyszeć jeszcze smutne zawodzenie graczy.

GW na miejsce mającego ponad 30 lat świata umieścił inny, nazwany „Age of Sigmar”, którego akcja rozgrywała się tysiące lat po wydarzeniach świata „Warhammera Fantasy". Zmienił się również klimat gry. Najnowsza odsłona podniosła bowiem poprzeczkę i postawiła na opowieści znacznie bardziej bohaterskie, na bardziej wykręcone potwory i zmianę znanych nazw, na nazwy własne: zniknęły więc krasnoludy, a zastąpili je Duradinowie, zamiast orków pojawili się Orrukowie.

Nie jest celem tego tekstu analizowania przyczyn tej decyzji, ani ocenianiu „fajności” projektu Age of Sigmar. Ważne jest coś innego – wbrew pozorom ten zniszczony świat dalej żyje, choć zapewne nie tak, jak wyobrażaliby sobie to jego fani.

Dlaczego świat „Warhammera" był tak lubiany?

Światy fantasy zazwyczaj są napędzane przez wielkie konflikty i tematy klucze. Światy gier mają jeszcze jeden cel – muszą być na tyle pojemne, aby każdy mógł znaleźć w nich coś dla siebie – czy to odrobinę odpowiadającego mu klimatu, czy bohaterów, z którymi będzie mógł się utożsamiać, czy też rasę, która będzie mu odpowiadała. Sprzedając figurki, tworząc gry tworzy się światy na tyle pojemne, aby mogły udźwignąć pomysły scenarzystów. Świat taki, jak ten „Warhammera" musiał sprzedawać modele, książki, gry fabularne. Światy, z których korzystają gry komputerowe, jak na przykład World of Warcraft, czy „Baldurs Gate” (którego akcja rozgrywa się w Faerunie - znanym z gier fabularnych) również muszą być możliwie szerokie.

Świat „Warhammera" rozwijał się latami.

Jego centralny punkt – Stary Świat, który przypominał Europę w czasie renesansu, był głównym miejscem zmagań bohaterów w grach fabularnych. I to właśnie tam zintensyfikowało się to, za co fani kochali to uniwersum. Wielość ras, jego różnorodność zdecydowania ustępowała operowaniem w odcieniach szarości i kilkoma fabularnymi pomysłami, które z czasem stały się znakiem rozpoznawczym gier Games Workshop. Bo chociaż sam świat wpłynął na popkulturę (jako inspirację traktowali go nawet twórcy wspomnianego „World of Warcraft”), to jego najbardziej rozpoznawalne elementy: rasa szczuroludzi, spaczenie chaosu, chaos sam w sobie, ciężka amtosfera i (o czym często zapomina się w Polsce) tendencja do groteski, nie trafiły do mainstreamu.

Sytuacja zaczęła się zmieniać, paradoksalnie, w pobliżu śmierci świata Warhammera. W 2015 roku pojawił się „Warhammer: End Times – Vermintide”, a także „Mordheim: City of the Damned”. Rok później na rynek wszedł prawdziwy hit: „Total War: Warhammer”, który łączył wiele mechanik znanych z historycznych odsłon „Total War” z jednostkami, magią i herosami ze świata „Młotka”. Mocny status gry potwierdziła 2. część strategii. A w tym roku na rynku zagościł „Warhammer: Chaosbane”.

Cześć tych produkcji to rzeczywiście tytuły udane, albo udane połowicznie - jak właśnie „Chaosbane”. Problem leży gdzieś indziej. Uniwersum stanęło w miejscu. Cały czas recyklingowi poddawane są to same pomysły, wracają znani od wielu lat bohaterowie. Nikt nie rusza status quo, bo w gruncie rzeczy – nie ma co ruszać. Według jednej z linii czasowych – ten świat nie istnieje. Poruszamy się więc wśród zdarzeń przeszłych. „Total War: Warhammer” cały czas eksploruję najazd Chaosu. „Chaosbane” cofa nas jeszcze bardziej, bo opowiada o czasach Magnusa Pobożnego, a więc niemal 200 lat fantastycznego czasu wstecz. Podobnie rzecz ma z wydawaną właśnie linią gry fabularnej, konkretnie 4. edycją - cały czas recyklingowane stare pomysły, stare książki, podręczniki i miejsca.

age of sigmar zmiana warhammer class="wp-image-463585"
Źródło: Warhammer Community

Dziś w nocy opublikowano zapowiedź nowego projektu.

W gruncie rzeczy nikt nie wie, o co chodzi, bo materiał jest suchy jak krasnoludzkie poczucie humoru, ale media już spekulują, że to może być zapowiedź nowego DLC do „Total War: Warhammer 2”, albo nawet zwiastun zupełnie nowej, 3. części. Choć sam czekam niecierpliwie na kolejne zapowiedzi, to nie mogę pozbyć się wrażenia, że potencjał tego świata, całego uniwersum, jest niewykorzystany.

Games Workshop gra zresztą bardzo sprytnie. Pozbyli się niedochodowego produktu (to była podobno przyczyna skasowania świata i gier, w których się realizował), wypuścili licencję, a jednocześnie produkty zależne nie rozwijają się dalej niż to co już znamy. Gdy zastanawiam się, dlaczego tak jest, to nie zrzucam winy za to na karb projektantów i scenarzystów gier zależnych. Podejrzewam, że stoi za tym sam Generalny Wydawca, który, niejako w odpowiedzi na złość graczy zapowiedział, że... zniszczony świat jednak wróci do jego portfolio.

Pod koniec zeszłego roku ogłoszono bowiem, że GW pracuje nad nowym/starym projektem. Nazywa się „Warhammer: The Old World” i prawdopodobnie do czasu jego premiery, ich wspaniały Stary Świat znowu będzie stał w miejscu. A szkoda, bo to naprawdę kapitalny kawałek popkultury, który padł ofiarą słupków sprzedaży.

* Zdjęcie zabójcy trolli, choć jest to postać warhammerowa, to tak naprawdę model wykonany przez Ścibora Teleszyńskiego.

Aktualizacja: zwiastun nowego DLC już jest.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News. 

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA