REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

„Jestem otwarty na to, co przynosi mi rzeczywistość”. Maciej Musiałowski o pracy w czasie pandemii i roli w filmie „Polot”

Maciej Musiałowski w ostatnich miesiącach zbudował sobie mocną pozycję w branży filmowej, dzięki takim projektom jak „Sala samobójców. Hejter” czy serial „Kod genetyczny”. Nam opowiada o swojej najnowszej pierwszoplanowej roli w filmie „Polot”.

22.10.2020
20:40
polot film 2020
REKLAMA
REKLAMA

Maciej Musiałowski w wywiadzie dla Rozrywka.Blog:

„Polot” przedstawia dorastanie jako kluczowy moment podjęcia przez bohaterów tej jednej decyzji, która może na zawsze odmienić ich życia. Muszą wybrać kto i co będzie wciąż dla nich ważne, a to wymaga nauczenia się pewnego cynizmu. Prywatnie widzisz dorastanie jako podobny proces?

Maciej Musiałowski: W samym słowie „dorastać” mieści się wszystko, o czym mówisz. Nasz film dotyczył bardzo ważnego momentu w życiu każdego młodego człowieka i starał się go pokazać przez pryzmat niepowtarzalnej historii. A czy sam widzę proces dorastania jako coś podobnego? Nie do końca wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie.

Przez lata słychać było narzekania, że polskie kino tworzy za mało produkcji o młodych ludziach, ale ostatnimi czasy to się diametralnie zmieniło. Również za sprawą Jana Komasy, z którym miałeś okazję współpracować przy filmie „Sala samobójców. Hejter”.

Bardzo dobrze, tego typu filmów powstaje coraz więcej, a co za tym idzie jest też więcej okazji do pracy dla młodych aktorów. Janek Komasa się do tego walnie przyczynił i jestem mu wdzięczny za to, że zatrudnił mnie do „Hejtera”.

Jan Komasa i Michał Wnuk, dla którego „Polot” to pełnometrażowy debiut, są mniej więcej w tym samym wieku, ale znajdują się na zupełnie różnych etapach kariery. Jakbyś miał zestawić podejście obu twórców do robienia filmu, to na jakie podobieństwa i różnice zwróciłbyś uwagę?

Nie chciałbym porównywać tych dwóch reżyserów, bo tak jak mówiłeś, są na zupełnie różnych etapach kariery. Każdy ma swój styl, swoje metody i podchodzi do reżyserowania trochę inaczej. Tego naprawdę nie da się zestawić i w prosty sposób pokazać, co ich różni. Michał ma pewne metody, które są tylko jego i nie warto ich porównywać do działań kogokolwiek innego.

To co w takim razie jest konkretne i niepowtarzalne właśnie dla twórcy „Polotu”?

Michał wraz ze swoją żoną, Kają Krawczyk-Wnuk, napisali bardzo sprawny scenariusz, w którym dobrze wychwycili wszystkie elementy przechodzenia w dorosłość. Wszystko było w nim doskonale przygotowane. A w dodatku Michał jest bardzo ścisłym, analitycznym umysłem i w taki sposób podchodził też do reżyserowania "Polotu". To było dla mnie bardzo pożyteczne, bo mój bohater, Karol, też jest człowiekiem tego typu.

Porozmawiajmy dłużej właśnie o Karolu Tomporowskim. Mamy tu do czynienia z postacią o wielu sprzecznościach, często też przeskakującym z jednej skrajnej emocji w drugą. W jaki sposób kształtowałeś go w sobie, żeby podejść do jego problemów z empatią?

Tak odebrałeś Karola, jako złego człowieka i kogoś negatywnego?

Nie, ale to bohater o mocnym charakterze i poglądach na życie. Nie wahający się też poświęcić relacji z innymi ludźmi do osiągnięcia celu. Byłoby więc zagrożenie, że widzowie odbiorą go jako kogoś nieszczególnie sympatycznego.

W ogóle się nad tym nie zastanawiałem, wydaje mi się, że każdy z nas w tym okresie swojego życia musi zmierzyć się z podobnymi problemami. W przypadku Karola to wejście w dorosłość następuje bardzo szybko, bo w tragicznych okolicznościach umiera mu ojciec. A po drodze Karol się jeszcze zakochuje, co dodatkowo komplikuje sprawy. Mówisz, że jest w stanie poświęcić relacje z innymi ludźmi. Przyjaźnie wraz z upływem lat często się rozpadają. Każdy poszukuje swoich własnych ścieżek. Dlatego nawet w przypadku bardzo zaprzyjaźnionych osób te drogi czasem się rozchodzą. Każdy z bohaterów „Polotu” podejmuje swoje własne decyzje, najlepsze we własnym interesie. Nie możemy wszyscy przez lata dryfować na jednej tratwie. Karol decyduje się na to, co indywidualnie jest dla niego najlepsze

W ostatnim czasie dużo mówi się o toksycznych związkach, a według części widzów tak zapewne będzie trzeba określić relację łączącą Karola i jego narzeczoną, Justynę. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?

Trudno to jednoznacznie ocenić. Z punktu widzenia Justyny i części widzów faktycznie jest to relacja toksyczna. Karol rozumie ich związek inaczej. Popełnia jakieś błędy, ale widzi to bardziej jako wybór między swoją dotychczasową rodziną a perspektywą założenia nowej.

Na planie „Polotu” wraz z Polą Błasik kręciliście sceny o delikatnym zabarwieniu erotycznym i z częściową nagością. W Hollywood zwraca się coraz większą uwagę na to, żeby w podobnych ujęciach dbać o komfort psychiczny aktorek i aktorów. Czy w twojej opinii w Polsce też widać podobne zainteresowanie?

Zawsze przy kręceniu scen cielesnej bliskości dbamy na planie, żeby każdy czuł się komfortowo. Michał zadbał o to, żeby scena, którą kręciliśmy była jak najbardziej intymna i miała w sobie delikatność. Gdyby ktokolwiek miał poczuć się niekomfortowo, to był na to otwarty i przygotowany. Ale nic podobnego nie miało miejsca

„Polot” w wielu momentach nie ucieka od ponurych aspektów naszego życia, ale kończy się w gruncie rzeczy happy endem. Myślisz, że taki łut szczęścia jest każdemu z nas potrzebny w życiu równie mocno jak Karolowi?

Wydaje mi się, że ocena finałowych scen „Polotu” też zależy od punktu widzenia danego widza. Dla jednym to będzie happy end, dla innych nie. Michał zdecydował się na niedopowiedziane zakończenie. Nie do końca wiadomo, jak dalej rozwinie się relacja Karola z Justyną. Natomiast moim zdaniem szczęśliwe zakończenia przydarzają się ludziom, którzy są na nie gotowi. Trzeba umieć dostrzec te momenty. Niektórzy bez względu na okoliczności zawsze powiedzą, że szklanka jest do połowy pusta. Musimy być otwarci na to, co przynosi nam życie i nie marnować czasu na narzekanie. Warto cieszyć się tym, co jest w naszym życiu pozytywne. Ale nie pozbywać się też marzeń i zawsze mierzyć wysoko.

polot film 2020 class="wp-image-455191"
Foto: Maciej Musiałowski i Pola Błasik w filmie „Polot”/Jarosław Sosiński/NEXT FILM

Spotykamy się w samym środku pandemii, która boleśnie dotknęła również przemysł filmowy. Natomiast najpierw chciałbym zapytać cię, jak radzisz sobie ze wszystkimi narzuconymi ograniczeniami jako osoba prywatna.

Przyjąłem obecne realia bardzo dobrze. Jestem otwarty na to, co przynosi mi rzeczywistość. Naturalnie sytuacja nie jest bezpieczna i wymaga ze strony każdego z nas dojrzałości. Wielu ludzi dotknęła straszna tragedia i staram się to mieć zawsze na uwadze. Na pewno nie jest to czas na organizowanie imprez czy hucznych przyjęć. Raczej widzę ostatnie miesiące jako moment refleksji nad tym, dokąd zmierza nasz świat. A także co ja jako jednostka mogę mu dać. Gdy z powodu pandemii nie mogę pracować, to staram się w zastępstwie dużo czytać i medytować.

Czyli rozumiem, że nie ma w tobie obawy przed dalszym załamaniem polskiej branży filmowej? Obecnie plany zdjęciowe działają, ale raz w trakcie lockdownu zostały zablokowane i nie ma pewności, iż podobna sytuacja się nie powtórzy.

Trudno spekulować o przyszłości. Na pewno niepokoi przyszłość sztuki niezależnej i offowej. Zrobienie filmów niewspółfinansowanych przez państwo z pewnością będzie w następnych latach trudniejsze. Dlatego bardzo ważne będzie, żeby ludzie powrócili po pandemii do teatrów, kin i wspierali sztukę.

Tylko czy problemem nie jest aby nie tyle niechęć widzów do powrotu, co brak nowości filmowych? Repertuar kin został znacząco ograniczony.

Nie wydaje mi się. Wciąż nie brakuje kin, które mają sporo propozycji dla widzów. Wiele z nich ratuje się choćby graniem klasyków. Sam byłem na kilku takich seansach. Zawsze przyjemniej jest oglądać wielkie filmy w kinowej atmosferze. Zawsze jest na co iść do kina. A w przeciwnym wypadku zawsze można wspierać świat kultury i sztuki przez wykupienie abonamentu w którejś z platform streamingowych.

Na Zachodzie serwisy VOD są już traktowane przez środowisko jako źródło jakościowej rozrywki nie gorsze od kin. W Polsce też się to powoli zmienia. A jakie jest twoje nastawienie do tego konfliktu?

Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Dobrze, że jest więcej miejsc pracy. Nie ma nic złego w prywatnej firmie dającej artystom możliwość tworzenia i wyrażania siebie. Ważne tylko, żeby została zachowana równowaga. Nie chciałbym, żeby świat internetu całkowicie zjadł świat realny.

A na ile twoja najbliższa przyszłość zawodowa została już ustalona i zabezpieczona?

REKLAMA

Sytuacja jest dynamiczna. Obecnie skupiam się na mniejszych projektach np. słuchowiskach. Czekam z wejściem na plan nowego filmu pełnometrażowego. Małymi kroczkami udaje się iść do przodu z tym, co dostaję od życia. Nic więcej.

*Autorem zdjęcie tytułowego jest Jarosław Sosiński/NEXT FILM.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA