REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Właśnie „Pokory” Szczepan Twardoch potrzebował najbardziej. Oceniamy najnowszą książkę pisarza

Najnowsza powieść Szczepana Twardocha to doskonały dowód na to, że pisarz wrócił na dobry tor, ale nie spodziewajcie się przełomu.

01.10.2020
11:24
pokora twardoch okladka
REKLAMA
REKLAMA

Szczepan Twardoch w ostatnich miesiącach znalazł się w samym centrum dyskusji politycznej o prawach LGBT. Pisarz stanął w obronie młodości, tłumacząc wulgarne wypowiedzi Margot, aktywistki, której sprawą zajęła się w gruncie rzeczy cała Polska, od prawa do lewa. Szybko też Twardochem zainteresowały się prawicowe media, w tym krytyk Krzysztof Masłoń pokazujący drogę pisarza od lubianego na prawicy do występowania „pod sztandarem LGBT”. Śląski artysta nie pozostał dłużny prawicowemu tygodnikowi i w dość nieelegancko skomentował wiek dziennikarza.

Pomyślałem wtedy, że pisarzowi przydałaby się odrobina pokory.

Nie dlatego, że broni, często słusznie, swoich racji, czy że korzysta z przywileju, jakim jest donośny medialny głos. Wydaje mi się jednak, że w czasie tej intelektualnej zadymy pisarzowi, choć nie tylko jemu, umknęło, że debata nie musi przypominać wojny, że nie trzeba ostrzeliwać się epitetami, nie patrząc, że po drugiej stronie okopu są zwykli, czasem walczący w imię niezrozumianej idei oficerowie, czasem brani z łapanki szeregowcy, ale to ciągle żołnierze, którzy, często tak się złożyło, po prostu tak zostali rozstawieni w konflikcie.

Nie mogłem się spodziewać, że „Pokora” tak szybko pojawi się w repertuarze pisarza i do tego opowie właśnie o ludziach, którzy pozornie podejmują decyzje, miewają u stóp szanse, a jednak szybko okazuje się, że bardzo niewiele od nich zależało.

 class="wp-image-447697"

Twardoch zabiera nas na Śląsk i przedstawia swojego bohatera. Alojzy Pokora to syn górnika, pochodzi z wielodzietnej i bardzo biednej rodziny. Los rzuca mu jednak szansę – jest zdolny, otrzymuje więc możliwość dalszej nauki. Następnie wiąże swoje życie z konfliktem zbrojnym nazwanym później I wojną światową. Później trafia do kipiącego rewolucją socjalistyczną Berlina.

„Pokora” to powieść wyjątkowo przygnębiająca.

Podczas gdy poprzednie historie Twardocha, czyli „Król” i „Królestwo”, wsadzały bohatera w tryby wielkiej historii i mieliły jego doświadczenia, „Pokora” zdaje się być zdecydowanie głębsza. Nie tylko nie bazuje na doświadczeniu II wojny światowej, która to w literackim świecie wydaje się nad wyraz popularna, ale też bardziej skupia się na osobistym doświadczeniu. Właśnie ono znajduje się w centrum tej historii. Intensywność, z jaką śledzimy losy Pokory, nie pozostawia nam złudzeń co do miejsca człowieka w świecie. Choć historia przeplatana jest absurdem, czasem ciężkim, depresyjnym humorem, jej przekaz jest po prostu czarny, oleisty.

Twardoch zupełnie poważnie pyta, o możliwości, jakie daje nam życie, nie popadając przy tym w dydaktyzm i też nie budując banalnej opozycji między osobistymi pragnieniami a tym, co niesie ze sobą rozpędzona furmanka historii. Można oczywiście dostrzec tu pewne podobieństwa z poprzednimi powieściami, ale one raczej wynikają ze stylu czy sposobu budowania nastroju, nie zaś z powtarzania do znudzenia tego samego pomysłu, co zarzuca Twardochowi cześć krytyków – cóż, po wtórnym „Królestwie” też byłem rozczarowany.

„Pokora” to powieść kompletna.

Twardoch po raz kolejny pokazał, że nawet jeśli krytycy punktują wtórność, to droga, którą obrał, do czasu do czasu przynosi mu świetne efekty. Widać, że znalazł swój sposób na opowieść historyczną i „Pokora” jest tego najlepszym przykładem.

REKLAMA

Przy okazji muszę wynotować, że wydawnictwo wykonało naprawdę kapitalną robotę przy projekcie okładki. To jedna z najładniej wydanych powieści, jakie w ostatnich latach miałem w swoich rękach!.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA