REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Limuzyną na aborcję. Oceniamy kontrowersyjny „Test na przyjaźń” od HBO GO

Film „Test na przyjaźń”, który kilka dni temu zadebiutował na HBO GO określany jest jako „Thelma i Louise z aborcją”. I nie ma w tym określeniu wielkiej przesady.

23.09.2020
16:45
test na przyjazn aborcja komedia hbo go opinia
REKLAMA
REKLAMA

Uwaga na spoilery!

Z „Testem na przyjaźń” (film można już obejrzeć na platformie HBO GO) jest trochę jak z kontrowersyjną okładką „Wysokich Obcasów” sprzed paru lat, na której widniało hasło „Aborcja jest OK”. Choć rozumiem intencje takiego przekazu, to jego forma nie bez powodu wywołała oburzenie, również po tzw. lewej stronie debaty publicznej. 

Z „Testu na przyjaźń” płynie podobne przesłanie. Film Rachel Lee Goldenberg trudno oceniać w kategoriach artystycznych — ot, nieco zwariowane i pełne czarnego humoru teen drama o nastolatkach, które przemierzają sporą część Stanów Zjednoczonych, by legalnie usunąć ciążę. Dużo łatwiej (i zasadniej) potraktować ten film jako komentarz społeczny i zwrócenie uwagi na problem, który dotyka dziś sporą część kobiet — nie tylko tych niepełnoletnich.

Małoletnie Thelma i Louise

Powyższe określenie pochodzi od Teda Caplana i Jenni Hendrick, czyli autorów książki, która stała się inspiracją dla filmu. I faktycznie — kiedy dwie nastolatki wybierają się oldschoolowym Pontiakiem Trans AM w szaloną podróż przez USA, by dotrzeć z Missouri do Nowego Meksyku i tam dokonać aborcji, trudno nie mieć skojarzeń ze słynnym duetem z filmu Ridleya Scotta. Problem w tym, że Thelma i Louise były dorosłe, a bohaterki „Testu na przyjaźń” są jeszcze tak naprawdę dziećmi, które nagle muszą się zmierzyć z bardzo dorosłym problemem. I chyba to jest najbardziej w tym filmie porażające.

Komedia o aborcji? Brzmi absurdalnie, ale tylko na pozór

Choć na pozór może to brzmieć niedorzecznie, „Test na przyjaźń” jest komedią o aborcji. Przy czym wcale nie oznacza to, że jest filmem klasy C lub D, od których roją się mniej lub bardziej pirackie portale dla fanów alternatywnego kina. Podobnie jak „Życie jest piękne” Roberto Benigniego było komedią o Holocauście, tak „Test na przyjaźń” w komediowy sposób (choć na zdecydowanie niższym artystycznie poziomie) pokazuje zmagania głównej bohaterki, która gdy tylko dowiaduje się o nieplanowanej ciąży, od początku wie, jaką decyzję podejmie. 

To nie jest jednak film o wewnętrznym dylemacie nastolatki usiłującej poradzić sobie z niechcianą ciążą, jaki towarzyszył chociażby Ellen Page w „Juno”. 17-letnia Veronica (Haley Lu Richardson) dobrze wie, czego potrzebuje i że aborcja jest jedynym rozwiązaniem, jakie akceptuje.

Problemem są tylko technikalia — w końcu wyprawa do odległego stanu (w Nowym Meksyku nastolatka nie potrzebuje zgody rodziców na aborcję) na zabieg wymaga czasu, pieniędzy i dobrej organizacji, chociażby po to, aby ukryć cel podróży przed rodzicami, czy wścibskimi koleżankami. To właśnie wtedy na pomoc Veronice przychodzi Bailey (Barbie Ferreira), przyjaciółka z dzieciństwa, która odegra w całym procesie niebagatelną rolę.

Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie

O prawdziwości tej starej zasady Veronica przekonuje się, gdy nagle okazuje się, że nie ma do kogo zwrócić się ze swoim problemem. Dziewczyna boi się wyznać prawdę „kościółkowym” rodzicom, a jej chłopak Kevin, ojciec dziecka, reaguje nieadekwatnie do potrzeb zagubionej nastolatki. Egzaminu nie zdają również koleżanki ze szkoły, które gotowe są uczynić z ciąży przyjaciółki sensację roku. 

Nieoczekiwanie, Veronica zyskuje sojuszniczkę w przyjaciółce z dawnych lat. Choć dziewczęta od dłuższego czasu nie utrzymywały kontaktu, szybko się okaże, że nadal łączy je silna więź, która sprawi, że Bailey bez wahania wsiądzie w samochód (nawet ten skradziony) i w limuzynę wypożyczoną od mocno podejrzanego typa, by zawieźć Veronicę na zabieg. 

Porażająca nastoletnia samotność

Mam całkiem sporo wątpliwości co do przesłania filmu, który przedstawia aborcję jako zabieg niemal tak nieinwazyjny, jak piaskowanie zębów u stomatologa. Scena, w której dziewczęta szaleją w wesołym miasteczku, a Veronica radośnie wykrzykuje z rozwianymi na wietrze włosami „jestem w ciąży i będę mieć aborcję”, powoduje raczej współczucie dla bohaterki, niż wybuch śmiechu. Dlaczego współczucie? Ano dlatego, że obie dziewczynki — ciężarna Veronica i borykają się z akceptacją własnej orientacji seksualnej Bailey — są tak naprawdę pozostawione same sobie. Obie tłumią swoje problemy w obawie przed reakcją rówieśników i najbliższych. To właśnie ci drudzy oblewają egzamin z empatii, pozwalając by ich córki włóczyły się samotnie po Stanach i same radziły sobie z wyzwaniami, które rozłożyłyby na łopatki niejednego dorosłego. Podczas gdy tytułowy „Test na przyjaźń” zdają jedynie Veronica i Bailey, nieobecność wspierających dorosłych — rodziców lub pedagogów — jest tu bardzo znamienna.

Kiedy fanatyzm oślepia, może doprowadzić do tragedii

Bardzo ciekawy jest również wątek środowisk pro life poruszony w „Teście na przyjaźń”. W pewnym sensie dochodzi tu do odwrócenia ról — wielodzietna katolickie małżeństwo, które postanawia powstrzymać Veronicę przed aborcją, występuje tu jako antagonista rodem niemal z horroru. Ci, którzy pragną ochrony życia, nieoczekiwanie  swoimi natarczywymi zachowaniami doprowadzają niemal do tragedii. To ważny sygnał dla proliferów, którzy bardzo często wylewają — nomen omen — dziecko z kąpielą, usiłując zbyt nachalnie „nawrócić” rozważające aborcję kobiety.

Bardzo dziwny „happy” end

Film kończy się sukcesem — choć to niekoniecznie właściwe słowo, zwłaszcza z perspektywy zwolenników ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Veronica dociera w końcu do kliniki aborcyjnej i poddaje się zabiegowi. To doświadczenie paradoksalnie sprawia, że staje się silniejsza — nie chce dłużej ukrywać tego, przez co przeszła i uczciwie stwierdza — przed sobą i bliskimi, że nie żałuje tego, co zrobiła.

Pewnym promykiem nadziei jest rozmowa głównej bohaterki z jej mamą — zaangażowaną katoliczką (wizerunek papieża Franciszka na ścianie raczej nie pozostawia co do tego wątpliwości), której trudno zaakceptować decyzję córki. Jednocześnie jednak okazuje Veronice wsparcie, zapewniając ją o tym, że aborcja nie przekreśliła ich relacji, ale wręcz przeciwnie — stała się okazją do większego zacieśnienia więzi i okazania wzajemnej miłości. I to jest najlepsza puenta, jaką mogła się skończyć ta historia.

REKLAMA

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA