REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Herezja krytyki, kłamstwo dobrej sztuki. Oceniamy „Obraz pożądania” z Mickiem Jaggerem

W „Obrazie pożądania” reżyser nasącza fabułę „Herezji oranżu palonego” Charlesa Willeforda własną wrażliwością. Jego bohaterowie to już nie są bowiem ludzie, którzy dopiero zaczną tracić kontrolę nad swoim życiem.

23.07.2020
20:42
Obraz pozadania recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Bardziej niż na kartach książki ich genezy należałoby się doszukiwać w poetyce czarnego kryminału. Od początku są rozbitkami i pacynkami w rękach przeznaczenia. Przypominają pod tym względem Sonię i Guido z pełnometrażowego debiutu Giuseppe’a Capotondiego „Podwójna godzina”. Jedna zła decyzja doprowadziła zarówno Jamesa Figuerasa jak i Berenice Hollis do punktu, w jakim żadne z nich nie chciało się znaleźć. Utracili reputację, utykając w spirali kłamstw. Te stają się refrenem opowieści, wyznaczając jej rytm. Co chwilę na jaw wychodzą kolejne półprawdy i nieprawdy. Kłamstwem jest tu nawet sama sztuka, a jak twierdzi protagonista, zadaniem krytyka jest oddzielenie dobrego kłamstwa od złego.

Podobnie jak w „The Square”, gdzie sztuka współczesna nabierała ironicznych znaczeń dzięki działaniom PR-owym, interpretacje autorytetów stają się tu wyznacznikiem jakości danego dzieła.

Kiedy tajemniczy malarz Jerome Debney odmawia pokazania swoich obrazów przeprowadzającemu z nim wywiad Figuerasowi, ten krzyczy, że go ograbił, że sztuka nie należy do autorów, tylko do publiczności potrzebującej przewodnika po jej świecie. Kogoś, kto wytłumaczy, co można uznać za arcydzieło, a co nadaje się do kosza. Dlatego w filmie nie brakuje kolejnych opartych na dialogach scen, a główny bohater chętnie oddaje się dysputom na interesujące go tematy, traktując swoją partnerkę Berenice z mizoginistyczną wyższością.

Nie brakuje tu krytyki hegemonicznej męskości, ale jest ona mniej wyeksponowana niż w oryginale. Willeford wypełnił „Herezję oranżu palonego” dywagacjami na temat superego i kolejnymi dyskusjami, których charakter najlepiej oddaje termin mansplaining. Figueras peroruje całymi stronami i tłumaczy Berenice niuanse, jakie trzeba brać pod uwagę, chcąc ocenić dzieła współczesnych artystów. Gardzi jednocześnie jej ignorancją i wyśmiewa powierzchowny sposób myślenia. W „Obrazie pożądania” zostaje to stonowane. Główny bohater wciąż podchodzi do kochanki protekcjonalnie, ale Capotondi przenosi ciężar fabularny na inne tematy podejmowane w powieści.

obraz pozadania opinie
Obraz pożądania/Best Film

Widać to już w pierwszej scenie.

Protagonista przekonuje amerykańskich turystów we Włoszech o wartości artystycznej pewnego malowidła, przytaczając historię jego autora. Zaraz potem przyznaje się do kłamstwa. Tym samym w centrum swoich zainteresowań Capotondi umieszcza siłę sugestii. Weźmy chociażby Debneya, który poszukuje idealnego odcienia błękitu, ale pomimo wszelkich starań nie może go znaleźć, a nam pozostaje się tylko domyślać, jak miałby on wyglądać. Tak samo tytułowa „Herezja oranżu palonego” jest terminem pozbawionym znaczenia. Zamiast oryginalnego obrazu o tej nazwie zobaczymy jedynie wyobrażenie o nim. Jego prawdziwe implikacje pozostają w sferze żartu artysty ze wszystkich interpretatorów uganiających się za zerojedynkowymi wartościami i odpowiednimi do ich oddania frazami.

Niedopowiedzenia i sugestie okazują się najpotężniejszą bronią w arsenale zabiegów reżysera. Tak fabularnych, jak i formalnych. Wszystko rozgrywa się tu na niskich tonach, z których Capotondi wyciąga maksymalny ładunek emocjonalny. Zamiast wyrazistości wybiera ambiwalencję. „Obraz pożądania” malowany jest więc paletą wyblakłych barw. W szerokich kadrach ujęto ciąg zamglonych impresji. Miękkie światło rozmywa przedstawiane wydarzenia, nadając im sennego, nieco surrealistycznego wymiaru. Twórca umiejętnie odrywa od realizmu głęboko przecież w nim zanurzoną fabułę. Doskonale rozumieją to aktorzy i bardziej niż prawdziwe osoby kreują archetypy.

Nie można co prawda nic zarzucić roztapiającemu się z każdą sceną coraz bardziej Claesowi Bangowi, nauczycielce zamieniającej się w uczennicę spotykanych mężczyzn Elizabeth Debicki, czy uroczemu, choć zbzikowanemu artyście Donaldowi Sutherlandowi, ale to wokalista The Rolling Stones w swoich krótkich występach kradnie całe show i największymi literami zapisuje się w pamięci. W sposobie interpretowania postaci Josepha Cassidy’ego przez Micka Jaggera jest coś z omnipotencjalnego charakteru gry Roberta De Niro wcielającego się w Lou Cyphre’a w „Harrym Angelu”. Muzyk nie przypomina tu jurnego młodzieńca noszącego w sercu kontestacyjne wartości z „Przedstawienia”. Jego powolne, jakby głęboko przemyślane ruchy wzbudzają szacunek. W mimice nie brakuje za to ekspresywnych środków wyrazu. Bez mrugnięcia okiem, ale z ironicznym uśmieszkiem jasno daje Figuerasowi do zrozumienia, że wie o jego największych sekretach. Tym samym postać ekscentrycznego kolekcjonera sztuki składającemu protagoniście ofertę nie do odrzucenia staje się z ducha goetheowską figurą szatana.

Obraz pozadania recenzja
Obraz pożądania/Best Film

W filmie znajdziecie mnóstwo podobnych mniej lub bardziej oczywistych odniesień i symboli, jedynie czekających, aż nadacie im znaczenia.

REKLAMA

To one pozwalają opowieści rozlać się poza ramy kina gatunkowego, w którą wciska ją neonoirowa w swej istocie intryga. Nie brakuje tu sensacyjnych atrakcji, ale trzeba na nie poczekać. O ile Capotondi przez pierwsze dwa akty zagęszcza atmosferę powolną narracją, w ostatnich sekwencjach dociska pedał gazu. Mimo to nie spodziewajcie się, że reżyser pozwoli waszym szarym komórkom odpocząć. Zamiast tego przyprawi was o mętlik w głowie otwartym zakończeniem. Przyglądanie się „Obrazowi pożądania” wymaga więc intensywnej pracy przez cały czas jego trwania. A jakby tego było mało w świecie przedstawionym warto pozostać myślami jeszcze dłuższą chwilę po seansie, aby dopasować do siebie wszystkie elementy tej układanki. Co jednak najważniejsze, nie będziecie potrzebować pomocy krytyka, aby złożyć je w spójną całość. A to, uwierzcie mi, cecha dobrych kłamstw… Tfu, dobrej sztuki.

Pokazy przedpremierowe „Obrazu pożądania” już od jutra w kinach studyjnych. Premierę filmu zapowiedziano na 30 października 2020 roku.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA