REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. YouTube /
  3. Dzieje się

YouTube zobaczył piersi, których nie było. Oficjalne wyjaśnienie firmy nic nie wyjaśnia, a Vogule Poland traci pieniądze

YouTube zablokował cieszącemu się dużą popularnością kanałowi Vogule Poland możliwość zarabiania na wybranych filmach. Redakcja uważa tę decyzję za bezpodstawną, a Google powołuje się na żelazne standardy firmy. Kto w tym sporze ma rację? Zebraliśmy komentarze od obu stron.

24.06.2020
20:55
vogule poland youtube demonetyzacja komentarze
REKLAMA
REKLAMA

Ich profil na Instagramie śledzi prawie 400 tys. osób, a na Facebooku — niespełna pół miliona. Patryk Chilewicz. (jeśli jakimś cudem go nie znacie, to polecam jego sylwetkę nakreśloną niedawno na naszych łamach przez Joannę Tracewicz) i Adam Mączewski, czyli twórcy Vogule Poland (nazwa nie bez powodu nawiązuje do luksusowego magazynu „Vogue”) podbijają serca internautów nie tylko zabawnymi memami, ale poruszają również na swoim kanale poważne tematy, takie jak dyskryminacja ze względu na płeć czy orientację seksualną.

Niedawno redakcja VP stoczyła batalię z TVN, teraz „zadarli” z serwisem YouTube, który zdemonetyzował (czyli wyłączył możliwość pojawiania się reklam, a co za tym idzie — zarobku) pod kilkoma filmikami.

YouTube zdemonetyzował nam ostatnią Prasówkę. Dziś, pięć dni po wrzuceniu jej do serwisu. Powody macie poniżej. Czy były tam sceny nagości? Nie. Czy to wideo o wypadkach lub ryzykownych dla zdrowia sprawach? Nie. Poprzednią Prasówkę też nam zdemonetyzowano. Przedwczoraj. Też na niej nie zarobimy. W tym roku zabroniono nam zarabiać na 12 filmach

— mogliśmy przeczytać w komunikacie redakcji Vogule Poland:

Chilewicz: ta decyzja jest dla nas kompletnie niezrozumiała

O komentarz poprosiliśmy Patryka Chilewicza, współtwórcę projektu, który zapytany o to, dlaczego jego zdaniem serwis YouTube zdecydował się na taki krok, odpowiedział:

Szczerze mówiąc nie wiemy. W ostatnim czasie zdemonetyzowane zostały dwie prasówki Vogule Poland, czyli nasze flagowe programy — tak naprawdę dzień po dniu. Obecnie jestem w trakcie korespondencji z osobą z polskiego YouTube’a, która potwierdziła, że władze serwisu uznały nasze filmy za materiały naruszające standardy firmy.

Zdaniem redaktora, powody demonetyzacji przedstawione w uzasadnieniu serwisu, są niewystarczające:

Komunikat informujący nas o powodach takiej decyzji jest z naszej perspektywy nie do przyjęcia: serwis zarzuca nam m.in. „treści ryzykowne dla zdrowia” i „ujęcia odsłoniętych piersi”. Wystarczy obejrzeć oba filmiki, by przekonać się, że nic takiego tam nie występuje.

Youtuber zwrócił również uwagę na misję, jaka towarzyszy popularyzowanym przez Vogule Poland treściom:

Niestety jest to przykre, ponieważ my w swoich wideoblogach (w tym w ostatniej prasówce) pokazujemy i piętnujemy różne przejawy nienawiści, czy patologii, które są w internecie i wprost je krytykujemy — niejednokrotnie zresztą podając rozwiązania, czy promując treści pomocowe. Wszystko po to, aby wesprzeć osoby, które być może też padają ofiarami aktów nienawiści w sieci.

— tłumaczy Chilewicz.

Ile pieniędzy straci Vogule Poland?

Okazuje się, że taka ingerencja YouTube’a w kanał twórców, wiąże się z całkiem sporymi stratami finansowymi:

Taka demonetyzacja sprawia, że po prostu nie chce się dalej nagrywać, ponieważ my inwestujemy w nasze treści. Legalnie zatrudniamy montażystkę, której płacimy rynkową stawkę i od czego odprowadzamy podatki. Wbrew pozorom, to są dla nas spore koszta i taki ruch ze strony YouTube nie tylko demotywuje nas do tworzenia kolejnych treści, ale i realnie uszczupla nasz budżet

— przekonuje influencer w rozmowie z Rozrywka.Blog.

Teraz, kiedy w czasie pandemii nie ma imprez, straciliśmy około 80 proc. dochodów i w tej chwili naszym głównym źródłem utrzymania jest YouTube, plus oczywiście dobrowolne wsparcie fanów Vogule Poland i przychody ze sklepu z naszym gadżetami. W momencie demonetyzacji ostatniej prasówki, która jest pod względem liczby wyświetleń rekordowa (w zaledwie dwa dni film obejrzało ponad 200 tys. osób), realnie będziemy stratni kilka, lub nawet kilkanaście tysięcy złotych.

— dodaje.

Tymczasem, gdy my piętnujemy zachowania przemocowe, taki patostreamer pokroju Kamerzysty, który pokazał na ekranie molestowanie 10-latka, ma ponad 3 mln subskrypcji i radzi sobie na YouTubie świetnie.

— zwraca uwagę nasz rozmówca.

My niestety nie możemy radzić sobie świetnie, bo YouTube i jego polityka — wbrew temu, że sobie zmienią logo na tęczowe, czy będą mówić o równości — skłania się ku temu, by pokazywać treści albo pozbawione jakichkolwiek zasad albo zwyczajnie ogłupiające. Z tej perspektywy, gdybyśmy kierowali się tylko pieniędzmi i logiką YouTuba, już dawno musielibyśmy przestać mówić o ważnych tematach, a zamiast tego nagrywać kolejne haule zakupowe z Zary.

— kwituje Patryk Chilewicz.

Google odpowiada: „decydują jasne wytyczne”

O stanowisko w tej kwestii zapytaliśmy też drugą stronę. YouTube tłumaczy swoje działanie krótko i zwięźle, powołując się na globalne standardy firmy:
Na YouTubie funkcjonują jasne wytyczne, które określają przy jakich filmach mogą być wyświetlane reklamy. Dbamy o przestrzeganie tych zasad i jeśli zidentyfikujemy film, które narusza te zasady – uniemożliwiamy wyświetlanie na nim reklam.

— tłumaczy nam Adam Malczak z Google Polska.

Vogule Poland kontra TVN, czyli walka Patryka i Adama z medialnym Goliatem

Każdy, kto od początku śledzi stale rozwijającą się redakcję Vogule Poland, doskonale pamięta głośny konflikt blogerów ze stacją TVN. Jedną z aktywności Patryka Chilewicza i Adama Mączewskiego były relacje na Instagramie, na których mogliśmy oglądać nagrywane z telewizora lub komputera fragmenty popularnych programów rozrywkowych i seriali, opatrzone zabawnymi komentarzami autorów.

W reakcji na instagramową działalność Vogule Poland, stacja z Wiertniczej zarzuciła redakcji łamanie prawa autorskiego. TVN zaczął też masowo zgłaszać treści publikowane przez blogerów, w wyniku czego Instagram zamknął oficjalny profil VP. Oliwy do ognia dolało stwierdzenie youtuberów, że „TVN cenzuruje sieć” i ostatecznie sprawa wylądowała w sądzie. Po roku sądowej batalii (wspieranej tłumnie przez fanów VP, którzy rozpowszechnili hasztag #freevogulepoland i licznie gromadzili się na kolejnych rozprawach), zapadł wyrok. Na jego mocy oddalono powództwo zarówno TVN, jak i Vogule Poland. Sąd potrzymał żądanie przeprosin (Vogule Poland za pisanie, że TVN cenzuruje sieć, a TVN za zwroty o pasożytniczym i hejterskim charakterze), a żądania finansowe zostały oddalone (choć sąd nakazał TVN zwrot kosztów sądowych na rzecz VP).

Czy jesteśmy zadowoleni? Średnio. Nie czujemy się winni użycia stwierdzenia, że TVN cenzuruje/filtruje sieć

— pisali redaktorzy na łamach Vogule Poland.

Nie dawajcie sobie nigdy wmówić, że nie macie racji tylko dlatego, że ktoś jest bardziej wpływowy czy stoją za nim wielkie pieniądze. Nasz przykład pokazuje, że dwóch dwudziestoparolatków może dzielnie stawić czoła wielkiej, międzynarodowej machinie.

— zaapelowali wówczas twórcy.

Co wolno, a czego nie wolno na YouTube

Po przeanalizowaniu regulaminu Google dotyczącego treści publikowanych na YouTube i zasad regulujących to, czy pod danym filmem mogą się znajdować reklamy, czy nie, trudno jednoznacznie orzec, kto w tym sporze ma rację.

Zasady te dopuszczają demonetyzację konkretnych filmów w ściśle określonych przypadkach. Ograniczenie lub całkowita blokada reklam może nastąpić, gdy w materiałach występują treści związane z:

  • niestosownym językiem (np. „mocne wulgaryzmy (takie jak słowo na „k”) pojawiające się w początkowej części filmu),
  • przemocą (np. krew, wnętrzności, rany, płyny ustrojowe, odchody ludzkie lub zwierzęce, sceny przestępstw lub zdjęcia wypadków),
  • materiałami dla dorosłych (np. ludzie albo zdjęcia lub obrazy ludzi pokazujących genitalia, sutki czy pośladki),
  • działaniami szkodliwymi lub niebezpiecznymi (np. treści, które wywołują przedłużający się stan zagrożenia emocjonalnego u dzieci”),
  • szerzeniem nienawiści (m.in. na tle rasy, płci i orientacji seksualnej),
  • prowokowaniem i poniżaniem (m.in. takie, które „skupiają się na zawstydzaniu lub obrażaniu konkretnej osoby bądź grupy”),
  • narkotykami (np. wymienianie się wskazówkami lub sugestiami związanymi z zażywaniem narkotyków),
  • tytoniem (fajki do palenia tytoniu, bibułki do zwijania papierosów, e-papierosy)
  • bronią palną (np. promowanie sprzedaży broni palnej)
  • kontrowersyjnymi tematami i wydarzeniami o charakterze wrażliwym (samookaleczanie, aborcja, samobójstwo)
  • tematyką tylko dla dorosłych w treściach dla całej rodziny (treści, które wydają się odpowiednie dla wszystkich odbiorców, ale zawierają tematykę przeznaczoną dla dorosłych, taką jak m.in. seks, przemoc i wulgarność).

Lista potencjalnych pułapek (szczegółowy ich opis znajdziecie tutaj), czyhających na youtuberów, jest więc dość imponująca i rodzi pytanie: czy w ogóle są tematy, które wykraczają poza zakupowe haule i testowanie szminek, a które jednocześnie nie byłyby narażone na interwencję serwisu?

Vougle Poland vs. YouTube: kto ma rację?

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że chłopaki z Vogule Poland nie złamali żadnej z ustalonych przez serwis zasad: w końcu istnieje różnica w promowaniu samobójstw i udzielaniu wskazówek osobom chcącym targnąć się na własne życie, a opisywaniu własnych trudnych doświadczeń — i to z perspektywy osoby, która wybrnęła z nich zwycięsko, a zatem może swoją historią zainspirować odbiorców borykających się z podobnymi problemami. Tak samo czym innym jest szerzenie nienawiści, a wyjaśnianie mechanizmów za nią stojących.

Powyższym problemom poświęcony został niedawny film na kanale Vogule Poland pt. „System nienawiści”, w którym autorzy dzielą się swoimi doświadczeniami i pokazują, jak sobie radzić, np. z wykluczeniem ze względu na odmienną orientację seksualną.

Co ciekawe, również to nagranie YouTube zdecydował się zdemonetyzować:

YouTube oczywiście już wyłączył nam monetyzację, bo śmiemy mówić o czymś ważnym i poważnym. Jak widać nie wolno. Wolno tylko ogłupiające bzdury, one są w topce tego serwisu.

— komentuje pod nagraniem redakcja.

Absurdalne wydają się również sankcje serwisu za wspomnianą na początku artykułu „prasówkę” pt. „Polska doczekała się rodziny królewskiej”. Serwis zablokował reklamy pod filmikiem, zarzucając twórcom, że ich materiał „skupia się na wypadkach, żartach lub wyczynach kaskaderskich, które są ryzykowane dla zdrowia” oraz zawiera „ujęcia odsłoniętych piersi lub całego nagiego ciała, akty seksualne, parzenie się zwierząt, rozmowy na temat fetyszów lub treści pornograficzne w miniaturze”.

Wystarczy obejrzeć wspomnianą prasówkę, by przekonać się, że żadne z powyższych w nagraniu nie występują — no, ewentualnie pod pierwszy punkt można by podciągnąć fragment, w którym Chilewicz i Mączewski nawiązują do filmu innego youtubera o nazwie Luka (który zresztą zrobił rzecz tak obrzydliwą, że oszczędzę Czytelnikom jej przytaczania — i jeśli ktoś tu powinien dostać ban na reklamy, to właśnie on, a nie VP, które tylko to skomentowało). Co do pozostałych zarzutów — w mojej opinii nie znajdują one uzasadnienia. Zresztą, przekonajcie się sami, może wam uda się zidentyfikować „wrażliwe” fragmenty, które skłoniły YouTube'a do nałożenia kary:

Każdy kij ma dwa końce

Z drugiej strony, rozumiem też, że restrykcje zaproponowane przez Google nie wzięły się znikąd. Oprócz tego, że YouTube jest platformą umożliwiającą twórcom promowanie ich treści, nie tylko ponosi odpowiedzialność za przestrzeganie podstawowych zasad społecznych, ale jako firma musi też dbać o interesy reklamodawców: w końcu gdybyśmy zobaczyli radosną reklamę napoju gazowanego przed lub w trakcie materiału o dramacie uchodźców z Syrii, odczulibyśmy lekki zgrzyt. To tylko pierwszy z brzegu przykład i nie twierdzę, że oddaje istotę konfliktu między VP a YouTube'em, ale przyjmuję, że mechanizmy zarządzające reklamami w tak potężnym medium, mogą być odrobinę bardziej skomplikowane, niż mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka.

REKLAMA

Cóż, jako wiernej Vogulemaniaczce, ale i nałogowej użytkowniczce serwisów firmowanych logiem Google, pozostaje mi mieć nadzieję, że obu stronom uda się w tej kwestii osiągnąć jakiś kompromis. Takie sytuacje są też okazją, by po prostu wesprzeć ulubionych twórców w inny sposób — przekazując im napiwek, lub robiąc zakupy w fanstorze. A propos — właśnie zamówiłam sobie kubek od Vogule Poland z cytatem mojego duchowego guru, czyli Magdy Gessler. Da się? Da się.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA