REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Nie jest ważne ile, ważne co. Gdy kraj stoi, czytniki i książki sprzedają świetnie

Akcja #zostańwdomu i dość zdecydowane akcje rządu sprawiły, że sklepy, place, rynki opustoszały, a znaczna część usług gastronomicznych została zamknięta. Już dzisiaj wiemy, że konsekwencje gospodarcze i społeczne rozprzestrzeniającego się koronawirusa mogą ciążyć nam przez wiele kolejnych lat. Nie wszystkie branże są jednak na straconej pozycji. 

01.04.2020
20:27
ksiazka koronawirus
REKLAMA
REKLAMA

Niewesołą sytuację puentuje to, że tak naprawdę nie wiemy, kiedy epidemia się skończy i będziemy mogli wrócić do normalnego życia. Jeden z najczarniejszych scenariuszy mówi, że powrót do stanu sprzed epidemii jest niemożliwy, a koronawirus zostanie z nami na dłużej. To będzie oznaczało, że wielu rzeczy będzie trzeba nauczyć się od nowa, wypracować sobie dziesiątki nowych przyzwyczajeń. Taka przyszłość będzie też oznaczała, że więcej czasu spędzimy w domu, a w miejsce aktywności na powietrzu – a nawet tych bardziej dusznych barowo-imprezowych – będą musiały pojawić się nowe. Już teraz widać, że zmieniają się nasze przyzwyczajenia i to zmieniają gwałtownie. Z koronawirusem jest bowiem trochę jak zimą i kierowcami – chociaż od dłuższego czasu wiedzieliśmy, że epidemia przyjdzie do Polski i Europy, to i tak było to zaskoczeniem.

Gdy tylko okazało się, że musimy zostać w domach, wydawnictwa książkowe, serwisy VOD, operatorzy komórkowi zrobili dużo dobrego, aby nam tę przymusową kwarantannę umilić. Oczywiście nie wszyscy, ale patrząc na to, co się dzieje, jasno widać, że nie tylko my, jako społeczeństwo, zdajemy egzamin z odpowiedzialności i solidarności. Można było więc przypuszczać, że prędzej czy później pojawią się dziedziny życia, które w czasie epidemii zaczną żyć intensywniej.

Chociaż mogliśmy czuć to podskórnie, to ostatnie badania donoszą, że siedzimy więcej przed telewizorem. Według Nielsen Audience Measurement w marcu średni dobowy czas oglądania telewizji wzrósł o niemal pół godziny w porównaniu do analogicznego okresu z poprzedniego roku. Trudno powiedzieć, czy to powód do radości, bo jeśli oglądaliście jedną z komercyjnych stacji, to przynajmniej 10 minut tego czasu zajęły reklamy.

Bezdyskusyjnie można cieszyć się można z innych danych.

Firma ArtaTech, która jest producentem czytników inkBOOK, doniosła nam, że w ich magazynach pracownicy muszą uwijać się jak w ukropie. To znaczy, nie napisali tak dosłownie, ale wzrost sprzedaży czytników na poziomie 370 proc. (!) robi wrażenie. Ponadto pięciokrotnie wzrosła aktywacja usług partnerskich, takich jak Empik Go, Legimi czy Publio.

Wzrost zainteresowania czytelnictwem i to czytelnictwem z pominięciem tradycyjnej, dość anachronicznej już książki – ciężkiej, nieporęcznej i zarazem angażującej masę ludzi w dostarczenie jej do klienta końcowego – dla nikogo pewnie nie jest zaskoczeniem. Wrażenie robią same liczby, bo podejrzewam, że tę tendencję widać nie tylko u tego konkretnego producenta, ale zapewne wszystkie księgarnie mające w swojej ofercie e-booki w dobrych cenach mają teraz swoje 5 minut.

Nie należę do osób, które fetyszyzują książki i sam fakt czytania, bo miałem do czynienia z powieściami, po których stwierdzałem, że patrzenie w sufit, przelewanie wody ze szklanki do szklanki czy stawianie pasjansa może być doświadczeniem duchowym i niezmiernie rozwijającym. Nie ukrywam jednak, że wzrost zainteresowania słowem pisanym sprawia mi pewną satysfakcję. Chętnie jednak przyjrzałbym się temu, co Polacy czytają, a nie ile.

REKLAMA

Mam bowiem szczerą nadzieję, że z tej trudnej sytuacji wyjdziemy poobijani, to chociaż z poczuciem, że zawsze możemy na kogoś liczyć, jeśli nie na rząd, to przynajmniej na sąsiada i że wyjdziemy, mając poczucie, że udało nam się go dobrze spożytkować.

Najlepiej (z dobrą) książką.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA