REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy /
  3. VOD

„Sala samobójców. Hejter” od dziś w Player.pl i dla klientów Canal+. To film, który świetnie diagnozuje Polskę, ale jej nie ocenia

Jeśli przegapiliście w kinie film „Sala samobójców. Hejter”, nic straconego. Film od dzisiaj obejrzycie w Player.pl, a także na platformie Canal+. To obraz wiele mówiący o współczesnej Polsce, a Jan Komasa, reżyser produkcji, zdaje się rozumieć ją bardzo dobrze. Chociaż nie ocenia.

18.03.2020
19:05
sala samobójców hejter player
REKLAMA
REKLAMA

Media okrzyknęły „Hejtera”, kontynuację „Sali samobójców”, polskim „Jokerem”. Rzeczywiście, film Jana Komasy, chyba najgorętszego teraz nazwiska w branży filmowej z nominacją do Oscara za „Boże Ciało” na koncie, jest w pewnych założeniach podobny do obrazu Todda Phillipsa. Można powiedzieć, że oba filmy mają takie samo przesłanie – nie ma po prostu dobrych i po prostu złych ludzi, jest tylko system, który wrzuca nas w określone role, konfiguracje.

A my jesteśmy jego ofiarami; ofiarami przekazów medialnych, rynku pracy, elit, miejsca urodzenia, siebie nawzajem, finansowej sytuacji itd., itd.

I chociaż w „Jokerze” ten problem wybrzmiewa nieco mocniej, bo sam główny bohater, Arthur Fleck, jest mniej oczywisty niż tytułowy hejter u Komasy i w związku z tym pozwala zastanowić się nad bardziej uniwersalnymi, filozoficznymi zagadnieniami, zwłaszcza że operuje gdzieś na granicy snu i jawy, to nie można Komasie odmówić wrażliwości. Właściwie jego spojrzenie na dzisiejszą Polskę, pełną podziałów, jest chyba największą wartością tego filmu.

Wznowienie marki „Sala samobójców” spotkało się z dużym zainteresowaniem medialnym – nie wiedzieć czemu „jedynka” zdobyła aż 23 nagrody (!), w tym dwa Orły – ale ja byłam, przyznaję, nieco zdegustowana. Cieszyłam się tylko, że Jakub Gierszał z oczywistych przyczyn nie zagra w kontynuacji, bo kiedy już zapomniałam o jego występie u Komasy, zdążyłam go naprawdę polubić i ujął mnie w wielu innych produkcjach. Później okazało się, że w główną rolę wcieli się Maciej Musiałowski, młody aktor, który od kilku lat promowany jest przez telewizję TVN, będącą, nawiasem mówiąc, współodpowiedzialną za film „Sala samobójców. Hejter”.

Sam Musiałowski był dla mnie zagadką.

Aktora kojarzyłam tylko z jednego serialu TVN, „Ostatnia szansa”, gdzie wcielił się w zagubionego nastolatka z talentem muzycznym, który wchodzi na drogę sławy. I chociaż jego rola była w porządku, to trudno byłoby mi powiedzieć, że wówczas mnie urzekł. Ale w „Hejterze”, trzeba to sobie powiedzieć, rozkwita.

Nie wiem, czy to rola szyta dla niego na miarę, raczej nie, bo i Bartosz Bielenia, gwiazda „Bożego Ciała”, ze swoim niesamowitym spojrzeniem i nietuzinkową urodą, do tej kreacji mógłby świetnie pasować, ale Komasa i Mateusz Pacewicz, scenarzysta, w swoim filmie dają Musiałowskiemu przestrzeń, dzięki której ten może zabawić się konstruowaną przez siebie postacią. W swojej roli Tomka Giemzy, młodego studenta prawa z ambicjami i marzeniami, który do Warszawy przyjeżdża ze wsi, jest autentyczny.

Już pierwsze sceny filmu zwiastują nam, że będziemy mieć do czynienia z machiną, która ruszy lawinowo i jeśli w ogóle uda się ją powstrzymać, to potrzeba będzie czegoś strasznego, wielkiego, choćby na wzór rewolucji, mającej zmienić postrzeganie świata przez wielu ludzi.

sala samobójców hejter recenzja
Fot. Jarosław Sosiński

Giemza zostaje oskarżony o plagiat na uczelni. Chłopak nie może już dłużej być studentem, co stawia go w trudnym położeniu – traci miejsce w akademiku. Dodatkowo jego naukę wspomagali stypendium państwo Krasuccy – ci niejednokrotnie gościli w agroturystyce Giemzów w czasie letnich wakacji; stali się znajomymi, a dla Tomasza „ciocią” i „wujkiem”.

Po straceniu statusu studenta chłopak gości u Krasuckich na kolacji. Zastanawiamy, czy przyzna się do tego, co go spotkało. Ale wstyd, strach przed jutrem i pewna wygoda wydają się być silniejsze – Tomasz, jak się okaże, z premedytacją podtrzymuje, że wciąż uczy się prawa na uniwersytecie. Wychodząc od Krasuckich, traktujących go już wtedy nieco pobłażliwie, celowo zostawia telefon z włączonym dyktafonem – jest ciekaw, co ci wielcy państwo o nim mówią. I choć ma nadzieję, że został przyjęty dobrze, uznany za „swego”, rzeczywistość okazuje się brutalna – jest dla Krasuckich tym biednym chłopaczkiem ze wsi, który choćby ubrał się we frak i spryskał najlepszą wodą kolońską, zawsze będzie kimś gorszym, kto nie może im dorównać.

Ten incydent mocno wpłynie na Tomka.

Można powiedzieć, że w świetle dalszych wydarzeń, które będą toczyć się z jego udziałem, a nawet nie tyle „toczyć”, bo wiele z nich zostanie przez niego sprowokowanych, wspomniana sytuacja będzie prawie że przełomowa; ona też pozwoli nam w pewnym sensie zastanowić się nad tym, kim tak naprawdę jest Tomek. A w trakcie tych rozważań niebagatelny będzie fakt, że młody chłopak wkrótce podejmie pracę w firmie Beaty Santorskiej, znanej z pierwszej części „Sali samobójców”, i stanie się zawodowym hejterem. Za pieniądze, bez skrupułów, będzie w sieci (i nie tylko) próbował wywindować jednych, kosztem drugich, niszcząc tym, którzy nie są jego klientami, kariery, życia, przyszłość.

Ale tytułowy hejter nie jest jedynym, który nas szokuje, budzi sprzeczne uczucia.

Wspomniałam, że wrażliwość Komasy i, dodajmy, Pacewicza jest największą wartością filmu „Sala samobójców. Hejter”. Twórcy pokazują świat takim, jakim jest. Nie stają po żadnej ze stron. Lewicujące elity wciąż jeszcze nie chcą dorosnąć do tego, że świat tuż obok, ten mikro wycinek składający się z ich sąsiadów, gospodyń albo chłopaków, którym dają stypendium, nie potrzebuje pobłażliwości, pogardy i tylko pieniędzy, ale też zrozumienia. Bo kiedy oni organizują wystawy mające na celu zwrócić uwagę na problem uchodźców na świecie, problem nierówności społecznej nie znika – wciąż brakuje w nim dialogu.

Prawicowi idealiści i aktywiści nie są tylko „debilami”, jak nazywają ich niektórzy bohaterowie filmu, ale mają swoje bolączki, podejmują różne działania w taki sposób, bo być może nikt wcześniej, nie pokazał im, że można inaczej. W „Hejterze” są źli i gorsi ludzie ulepieni przez niewdzięczny system, który często nie daje im szansy na bycie lepszymi, z różnych powodów. Ofiary rodzą nowe ofiary, potrzeba zmian – zabrnęliśmy za daleko. Polityka i „zachowanie twarzy” są dla nas ważniejsze niż prawda, pozwalamy bogacić się bogatszym, którzy zawsze spadną na cztery łapy, a tych, którzy nie są tak ładni i pachnący jak my, traktujemy jak zło konieczne. Nie mamy dla siebie szacunku.

To właśnie w tej pesymistycznej wizji świata w „Hejterze” odnajdujemy „Jokera”.

sala samobójców hejter
Fot. Jarosław Sosiński

I w pewnym sensie odnajdujemy go też w samej sprzedaży filmu. Tak jak wielu zarzucało, że sam tytuł „Joker” jest dość pretekstowy w kontekście filmu Phillipsa, tak samo powiązanie nowego filmu Komasy z „Salą samobójców” wydaje mi się zgoła niepotrzebne. Santorska mogłaby być kimkolwiek innym i film, a także ta postać, nie straciliby na wyrazistości. Zresztą to właśnie odwołania do „Sali samobójców” w samej fabule produkcji wydają się pretekstowe, wprowadzone na siłę i nie do końca zrozumiałe, momentami naiwne.

Filmowi zarzucić można też dość jasne podążanie wytyczonymi szlakami; zaskakująca jest chyba najbardziej finałowa scena, a najbardziej elektryzująca próba zrozumienia działań Tomka, kiedy widz zacznie cofać się krok po kroku do początkowych scen. Bo odpowiedź na pytanie, kim właściwie jest ten hejter, teoretycznie ktoś kto nienawidzi, nie jest prosta. Więcej: jest wieloznaczna.

Nowy film Komasy zdecydowanie lepiej diagnozuje dzisiejsze problemy niż udało się to w „jedynce”. Jest też po prostu lepszym dziełem reżysera, chociaż „Bożego Ciała” przebić się nie udało. Na pewno jednak rozbudza apetyty na obserwowanie dalszych tworów filmowca, który zrozumiał Polskę i nam, Polakom, pozostawia ją do oceny. Nie hejtując.

REKLAMA

„Sala samobójców. Hejter” od dziś w Player.pl (35 zł za 48h dostępu) i platformie Canal+ w usłudze premiery VOD+. Klienci CANAL+ będą mogli wypożyczyć film bezpośrednio na dekoderze i odtwarzać na telewizorze lub dowolnym urządzeniu dzięki usłudze nc+ GO. Opłata za wypożyczenie będzie doliczona do kolejnego rachunku (25 zł).

* Zdjęcie tytułowe: Jarosław Sosiński

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA