REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Dzieje się

Roman Praszyński przeprosił za skandaliczny wywiad, a potem od razu zrobił następny. W Polsce szerzy się plaga non-apologies

Polacy od dwóch dni żyją aferami wokół reportażu Dzień Dobry TVN i wywiadu Vivy. W obu przypadkach autorzy skandalicznych materiałów przeprosili, a jednocześnie nie przyznali się do winy. Internet zareagował wściekłością na kolejne non-apologies. Co to jest i dlaczego Roman Praszyński jest doskonałym przykładem tego zachowania?

30.01.2020
17:40
Roman Praszyński znów obraził wywiadem. Polacy mają dość non-apology
REKLAMA
REKLAMA

Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że sprawy wideo Dzień Dobry TVN na temat koreańskiego piosenkarza i wywiadu magazynu Viva z aktorką Anną Marią Sieklucką zostały już zamknięte. Tekst Romana Praszyńskiego zniknął z internetu, a autor przeprosił obrażone osoby. Podobnie zrobili też prezenterzy programu śniadaniowego, a prywatna stacja telewizyjna oprócz przeprosin wyciągnęła też konsekwencje dyscyplinarne wobec jednego z dziennikarzy. Zaledwie kilkadziesiąt minut temu podobną drogą poszła też Viva, która zakończyła współpracę z niesławnym dziennikarzem.

Błędy zostały popełnione, ale wszyscy winni to zrozumieli, proszą o wybaczenie ofiary i zastanawiają się nad możliwościami zadośćuczynienia, prawda? Gdyby to było takie proste... W rzeczywistości do żadnego ze wspomnianych elementów szczerych przeprosin wcale nie doszło. Nie trzeba robić szczegółowej analizy językowej i szukać etymologicznych źródeł użytych słów, żeby zobaczyć prawdę jasno i wyraźnie.

Zachowanie Andrzeja Sołtysika, Anny Kalczyńskiej i Romana Praszyńskiego to typowy przykład tzw. non-apology.

Powyższy termin (w różnej formie, czasem jako nonapology, ifapology, fauxapology lub sorry not sorry) zaczął pojawiać się w mediach już w latach 90., ale globalną popularnością zaczął cieszyć się w ostatnich pięciu latach. Czym dokładnie są niby-przeprosiny? To sposób na publiczne przeprosiny, który pozwalają nie okazać żadnej skruchy i żalu, ani nawet de facto przyznać się do winy. Najczęściej polega na użyciu formy: „przepraszam osoby urażone”, „przepraszam osoby, które odebrały moje słowa negatywnie” lub „przykro mi, że czujesz się w ten sposób”.

Za pomocą takiego postawienia sprawy akcent zostaje przeniesiony na osobę odczuwającą oburzenie. Wyraźnie widać w tym sugestię, że osoba przepraszająca tak naprawdę nie zrobiła nic złego, a jakikolwiek problem miały jedynie osoby przewrażliwione. Podobne wtrącenia widać zarówno we wspólnych przeprosinach prezenterów TVN-u, jak i w wytłumaczeniu Praszyńskiego. Traktowanie Jongkooka na wizji nie było ksenofobiczne i rasistowskie, tylko zostało tak odebrane. Zachowanie dziennikarzy (według opisu z obu przeprosin) zostało po prostu niewłaściwie zinterpretowane lub wyrwane z kontekstu.

Niby-przeprosiny są bezużyteczne, bo nie idzie za nim żadne postanowienie poprawy. Dość powiedzieć, że ledwie wczoraj Roman Praszyński po raz kolejny naruszył granice rozmówczyni w wywiadzie.

O całej sprawie poinformowała Joanna Jędrusik, która spotkała się z dziennikarzem, żeby porozmawiać o swojej nowej książce „50 twarzy Tindera” i ruszającym niedługo podcaście pt. „Pod kołdrą z Jędrusik”. Współpracująca z Krytyką Polityczną autorka podkreśla, że do wywiadu doszło już po tym jak Praszyński opublikował swoje non-apology. Przyjął jednak identyczną koncepcję rozmowy, co wcześniej z Anną Marią Sieklucką.

Dziennikarz pytał m.in. o doświadczenia seksualne Jędrusik, czego nowego dowiedziała się w tej sferze, czy ma jakieś granice w BDSM. Wypytywał ją też ze szczegółami o przeżytą depresję i bezwstydnie patrzył na jej na piersi. W międzyczasie pojawiły się też wcześniejsze historie od Pauliny Młynarskiej i Borysa Szyca, którzy również mieli złe doświadczenia z Praszyńskim.

Należy zdać sobie jednak sprawę, że nie mamy tu do czynienia tylko z jednostkowym przypadkiem. Nie chodzi o jeden zatruty owoc. Non-apology to plaga, która szerzy się od polityki, przez świat mediów, aż po celebrytów. Oburzone reakcje na forum publicznym ostatecznie zmuszają większość sprawców do przeproszenia, ale ile razy faktycznie mieliśmy do czynienia z uznaniem własnej winy? Kiedy ktoś z nas miał okazję przeczytać słowa: „Przepraszam, zrobiłem rzecz niewybaczalną i nie ma dla mnie wytłumaczenia”?

W tym kontekście pochwały mimo wszystko należą się obu firmom, które nie tylko wyraziły skruchę, ale też podjęły szereg dalszych działań.

REKLAMA

Oczywiście, nic nie tłumaczy tego, że wcześniej pozwoliły na publikację skandalicznych materiałów. Dbałość o jakość publikowanych treści dotyczy w równym stopniu mediów prywatnych, co publicznych. Dopiero w przyszłości dowiemy się też, czy złożona przez zarząd Edipresse Polska deklaracja większej dbałości o weryfikację treści przeznaczonych do druku zmieni się w rzeczywistość. Istnieje też pytanie o odpowiedzialność innych osób, które pozostały na swoich stanowiskach.

Przydałaby się też większa solidarność zawodowa wśród dziennikarzy i faktycznie prawdziwy apel o większą dbałość o jakość naszej pracy. Nie trudno odnieść wrażenie, że reakcje wielu przedstawicieli mediów na sprawy Dzień Dobry TVN i Vivy zależą od prywatnych znajomości i medium, w którym pracują. Potrzebujecie przykładu? „Wiadomości” TVP z olbrzymią radością piętnowały wczoraj nadużycie konkurencyjnej stacji jednocześnie w tym samym wydaniu, pozwalając sobie na liczne ksenofobiczne ujęcia i zdania. Absurd? Nie, to po prostu nasza medialna rzeczywistość. Mam wrażenie, że w przyszłości czeka nas jeszcze wiele non-apologies. Na jak długo wystarczy cierpliwości odbiorcom?

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA