Kevin Feige świętuje nowy rekord „Avengers: Koniec gry” oraz zdradza, jaki jest jego ulubiony film MCU
Dopiero co „Avengers: Koniec gry” stał się najbardziej kasowym filmem wszech czasów, a jego twórcy, z Kevinem Feige na czele, mają kolejne powody do dumy i radości. Film bije rekordy sprzedaży także w kinie domowym.
Fajnie jest być Kevinem Feige. Człowiek ten nie tylko stworzył filmowe uniwersum Marvela i dał światu zastępy nowych herosów kina, ale też powołał do życia markę, która stała się gigantem i w przeciągu dekady wyprzedziła większość najbardziej kultowych franczyz.
„Avengers: Koniec gry”, który dosłownie i symbolicznie zamknął nie tylko 3. fazę MCU, ale też pewien etap w kinie rozrywkowym, absolutnie nie zawiódł fanów oraz włodarzy Marvela/Disneya – zgodnie z oczekiwaniami pobił wszelkie kasowe rekordy.
Wraz z tym najbardziej pożądanym, czyli uzyskaniem tytułu najbardziej kasowego filmu w historii kina. Oczywiście, te liczby są względne. Biorąc pod uwagę inflację nie tylko „Avatar” nadal plasuje się wyżej, jeśli chodzi o zarobki, a najbardziej kasowym filmem w historii pozostaje niezmiennie „Przeminęło z wiatrem”. Do tego różnica dzieląca „Avatara” i „Koniec gry” jest na tyle niewielka, że nie zdziwię się, gdy np. przy okazji premiery „Avatara 2” twórcy ponownie wypuszczą do kin jedynkę i znowu sytuacja się zmieni.
Ale mniejsza z tym. „Avengers 4”, pomimo kolosalnego budżetu, zarobili olbrzymie pieniądze tylko na kinowej dystrybucji. A to dopiero pierwszy etap ich drogi. Przed nimi jeszcze kina domowe oraz serwisy VOD, a potem sprzedaż praw do telewizji.
Jeśli chodzi o kino domowe to serwis VOD Fandango NOW donosi, że „Koniec gry” może pochwalić się tytułem najchętniej zamawianego przed premierą filmu w historii.
Co ważne, aż 52 proc. tych pre-orderów zostało złożonych na wersję 4K. Disney z Marvelem zadbali odpowiednio o to, by wydanie Blu-ray/VOD również zawierało masę materiałów dodatkowych oraz niepokazywane wcześniej sceny, byleby tylko dodatkowo zachęcić fanów do zakupu. Jak widać skutecznie.
Ale Kevin Feige nie tylko świętuje filmy z przeszłości, lecz coraz mocniej zaczyna skupiać się na przyszłości. W obliczu trochę rozczarowujących doniesień odnośnie 4. fazy MCU jej twórca stara się odpowiednio podgrzewać apetyty. W udzielonym niedawno wywiadzie przyznał, że jeśli Taika Waititi zdoła wprowadzić swój pełny plan w życie, to „Thor: Love and Thunder” zostanie jego ulubionym filmem z całego MCU. No cóż, pozostaje ufać jego szóstemu zmysłowi.
Aktualnie o „Love and Thunder” niewiele wiadomo, poza faktem, że zobaczymy w niej kobiecą wersję Thora. A w tej roli powróci do serii Natalie Portman, co jest o tyle ciekawe, że ani fani za nią specjalnie nie tęsknili, ani ona sama nie wypowiadała się o MCU zbyt pochlebnie. Ba, sprawia wrażenie, jakby przyciągnęli ją do tego projektu na siłę.
