REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

„Chłopaki nie płaczą 2", czyli „Futro z misia” na planie. Czy w Polsce da się nakręcić jeszcze genialną komedię?

26.06.2019
21:25
Michał Milowicz
REKLAMA

Moda na „kontynuacje w duchu oryginału” po raz kolejny zawitała do Polski. Niedawno ogłoszono rozpoczęcie prac nad komedią „Futro z misia”, mającą być czymś w rodzaju „duchowego spadkobiercy” jednej z najśmieszniejszych polskich komedii - „Chłopaki nie płaczą”.

REKLAMA

Zdjęcia do filmu w reżyserii Michała Milowicza i Kacpra Anuszewskiego trwają obecnie w południowej części Polski, o czym możemy dowiedzieć się z konta na Instagramie drugiego ze wspomnianych panów.

Produkcja ma „odnosić się do ducha komedii z końca lat 90.”, jak mówią twórcy, jednak nie być bezpośrednią kontynuacją świetnie przyjętego obrazu „Chłopaki nie płaczą”, mimo obecności znacznej części obsady tamtego filmu na planie. Nieznana jest jeszcze fabuła nowego dzieła. Wiadomo jedynie, że w ważne role wcielają się Olaf Lubaszenko, Michał Milowicz, Cezary Pazura, Mirosław Zbrojewicz i Izabela Miko.

Odnoszenie się do ducha komedii końca lat 90. i początku 2000, wydaje się niezłym kierunkiem.

Był to w końcu złoty czas dla polskiej komedii, a wiele tekstów z filmów tamtego okresu weszło przecież do języka codziennego. Takie filmy, jak wspomniane „Chłopaki nie płaczą”, dwie części „Kilera”, „Poranek Kojota”, „Dzień Świra” czy „Zróbmy sobie wnuka” bawią nas przecież do dziś.

Znaczną częścią uroku tamtych obrazów był fakt, że ogrywały one znaną nam rzeczywistość, celnie punktując jej absurdy, czy wystawiając niektóre mechanizmy na światło dzienne, celnie je puentując. Na dodatek były to komedie świetnie napisane, pełne ciętych ripost i intrygujących punktów widzenia.

W późniejszym okresie również nieźle sobie radziliśmy, ale brakuje chyba filmu, który zapisałby się w zbiorowej świadomości tak, jak tamte komedie z przełomu tysiącleci. Świetnie radzimy sobie w dramatach, ale ponadprzeciętnych komedii wcale nie produkujemy tak dużo. W końcu obok udanych komedii pokroju: „Juliusza”, „Ataku Paniki”, „Obywatela”, czy „Polskiego gówna”, mamy też takie „perełki”, jak „Last Minute”, „Kac Wawę” czy zalew komedii romantycznych pokroju „Pokaż kotku, co masz w środku”. Potocznie mówi się, że dobrą komedię jest dużo trudniej stworzyć niż niezły dramat. I rzeczywiście, patrząc na liczbę wyjątkowo udanych polskich komedii w ostatnich latach, coś zdecydowanie jest na rzeczy.

Teoretycznie świetne wyniki „Ataku Paniki” i „Juliusza” mogą rysować dobry obraz polskiej komedii, nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że nie są to obrazy, o których wspomina się w luźnej rozmowie ze znajomymi.

Rynek jest raczej rozdrobniony i choć każdy może znaleźć coś dla siebie, brakuje czegoś, co zjednoczyłoby wszystkich odbiorców. I znów - teoretycznie filmy Patryka Vegi, znajdujące się na pograniczu dramatu, komedii i satyry, biją kolejne rekordy popularności, ale nie ustaje wciąż dyskusja na temat rzeczywistego poziomu artystycznego jego produkcji.

Z drugiej strony jedna z moich ulubionych komedii ostatnich lat, doskonały „Kebab i Horoskop” Grzegorza Jaroszuka, którą uwielbiam za specyficzny, nieco deadpanowy rodzaj humoru, mieszający dramat ze śmiechem, raczej nie spodobała się szerokiej publiczności, która nie kupiła tego rodzaju mikstury.

REKLAMA

Jakie efekty przyniesie nowa komedia i czy uda jej się zjednoczyć gusta publiczności i stać się hitem, o którym będziemy rozmawiać po latach, dowiemy się pewnie w najbliższych miesiącach.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA