REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Zombie ze swastykami i Hitler na tyranozaurze. Nurt nazi exploitation potrafi zaskoczyć

Wkrótce na ekrany polskich kin wejdzie „Iron Sky. Inwazja”. W zwiastunie widzimy tyranozaura wyważającego metalowe drzwi i noszącego na grzbiecie Hitlera o zdeformowanej twarzy. A to i tak nie jest najbardziej ekscentryczna rzecz, jaką można zobaczyć w gatunku nazi exploitation.

30.04.2019
19:25
iron sky inwazja nazi exploitation
REKLAMA
REKLAMA

Filmy eksploatacji to takie, które już samą swoją tematyką powodują zainteresowanie. Zupełnie oderwane od rzeczywistości i mające za nic wartości artystyczne. Dają widzowi pokaz najbardziej absurdalnych pomysłów, co przy często znikomym budżecie, wywołuje na twarzy uśmiech politowania. Nie brak w nich też erotyki, a nawet pornografii i skrajnej brutalności. Czysty kamp.

W tym wszystkim doszukać się jednak można próby oswojenia historii. Krwawi zamordyści przemieniają się w postacie rodem z komiksu. Kino niejednokrotnie opowiadało o światowych przywódcach z krwią na rękach, naśmiewając się z nich. W tym konkretnym przypadku mowa o tematyce faszystowskiej/nazistowskiej.

Popkultura, o ile to właściwe słowo, polubiła Adolfa Hitlera.

Przywódca III Rzeszy pojawił się przecież w grach komputerowych i w komiksach. W świecie elektronicznej rozrywki najbardziej kultową reprezentacją jest Wolfenstein 3D, gdzie Führer atakował gracza w ogromnej mechanicznej zbroi. Brano tam II wojnę światową w potężny cudzysłów, a kontekst historyczny został silnie przerysowany. Dokładnie te same zagrywki można było oglądać zarówno wcześniej, jak i później w kinie.

Wyodrębniło się nazi exploitation, osobny nurt wykorzystujący wizerunek hitlerowców. Przykładów można tu podawać bez liku. Naziści byli żywymi trupami („Zombie SS”), zawitali do wytwórni Troma w „Nazistowscy surferzy muszą umrzeć” czy też zostali wpisani w sadomasochistyczny kontekst w „Elzie – Wilczycy z SS”. Z kolei w w „Iron Sky” wysłano ich w kosmos.

Również Quentin Tarantino sięgnął po postać Hitlera w swojej pół realistycznej wizji II wojny światowej w „Bękartach wojny”. W pamiętnej, katartycznej scenie nawiązującej do kina eksploatacji, niemiecki wódz zostaje rozstrzelany. Z drugiej strony to zbyt delikatne słowo, zostaje raczej zmasakrowany, przez dwóch amerykańskich żołnierzy żydowskiego pochodzenia dzierżących w dłoniach broń maszynową. Sprawiedliwości dziejowej stało się zadość.

Samych początków nazi exploitation można szukać w kinie RFN-u i Włoch lat 70.

Przykładem „Salon Kitty” Tinto Brassa, gdzie sceny erotyczne nie miały oddawać sfery ludzkiego życia powiązanego z doznaniami seksualnymi. Miały jedynie służyć walorom rozrywkowym. Co ciekawe tytułowy salon istniał naprawdę. W latach 30. XX wieku był to ekskluzywny dom publiczny w Berlinie. Klientelę w większości stanowili niemieccy dygnitarze oraz zagraniczni dyplomaci. Było to nie tylko miejsce doznań, ale cały interes służył również jako przykrywka i był wykorzystywany do celów szpiegowskich. I tak oto pożeniono erotykę i działalność nazistowskich Niemiec.

Kolejnymi przykładami z włoskiej kinematografii lokującej się gdzieś w dolnych rejonach popkultury, są „Nocny portier” Liliany Cavani i „Salo, czyli 120 dni Sodomy” Piera Paolo Pasoliniego. I tu na ekranie przetworzono wojenne wspomnienia w perwersyjne fantazje. Nazizm stał się wygodną figurą Zła – z jednej strony absolutnego, a z drugiej kiczowatego i podciągniętego do granic absurdu.

Ta strategia jest wykorzystywana do dziś. Filmy o nazistach wciąż cieszą się zainteresowaniem, choć nie zawsze udaje się to przekuć w sukces finansowy. W zeszłym roku w kinach oglądaliśmy „Operację Overlord”. Przeddzień operacji D-Day, amerykańscy spadochroniarze w nazistowskiej wieży odkrywają niebezpieczne eksperymenty, które mają Hitlerowi pomóc wygrać II wojnę światową. Szaleństwo wojny ubrane zostało ponownie w kostium nazi exploitation, ale wynik finansowy filmu nie był najlepszy, bo ledwo zwróciły się koszty jego produkcji.

Oczywiście na przestrzeni lat do kin trafiały także typowe komedie, w których wykorzystano wizerunek Hitlera.

REKLAMA

Mowa oczywiście o słynnym „Dyktatorze” Chaplina z 1940 (ten zresztą zostaje wspomniany w „Iron Sky”, ale w innym kontekście). Sukces obrazu doprowadził do powstania w kolejnych latach innych wykorzystujących wizerunek Hitlera filmów - krótkometrażowe „You Nazty Spy!” (1940) i „That Nazty Nuisance” (1943), animowanych „The Ducktators” (1942), „Der Fuehrer's Face” (1942) oraz „Komandos Daffy” (1943), a także pełnometrażowego fabularnego „Być albo nie być” (1942) o warszawskiej grupie teatralnej działającej w ramach ruchu oporu.

Po kilku dekadach otrzymaliśmy również „Producentów” Mela Brooka z 1967 roku o kulisach wystawienia musicalu z nazistami w roli głównej. Jednym z ostatnich przykładów jest „On wrócił” (co znamienne niemieckiej produkcji) z 2015. Obdarzony charakterystycznym wąsem tyran budzi się w XXI-wiecznym Berlinie i z miejsca staje się gwiazdą telewizji. Komedia Davida Wnendta stara się uświadomić widzom, że i dziś skrajnie poglądy mają wielu zwolenników, a dawny koszmar może się ponownie powtórzyć. Tak oto kino oswaja historię, zastępuje traumę śmiechem, ale jednocześnie przestrzega.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA