REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy /
  3. VOD
  4. Netflix /

Brie Larson opowiada o milenialsach. „Sklep z jednorożcami” od Netfliksa nie spodoba się nawet fanom kucyków Pony

Nic dziwnego, że ten film przeleżał na półce dwa lata. Teraz, z okazji sukcesu „Kapitan Marvel” Netflix postanowił pokazać światu „Sklep z jednorożcami”, w którym to Brie Larson próbuje nieudolnie opowiadać o pokoleniu milenialsów.

05.04.2019
20:45
sklep z jednorozcami netflix recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Jeśli świeżo po seansie „Kapitan Marvel” czujecie niedosyt duetu Brie Larson – Samuel L. Jackson, to pod tym względem „Sklep z jednorożcami” być może spełni wasze oczekiwania. Choć nie ukrywam, że i w to wątpię, bo ani Larson, ani Jackson w „nowym” filmie Netfliksa jakoś szczególnie nie zachwycają. Ale po kolei.

Na dobrą sprawę, to w „Kapitan Marvel” Brie Larson i Samuel L. Jackson nie pierwszy raz spotkali się twarzą w twarz na planie filmowym. Wcześniej, już w 2017 roku, dwójka aktorów pracowała przy filmie, który dla Larson był szczególnie ważnym projektem. „Sklep z jednorożcami”, bo o nim mowa, to reżyserski debiut znanej aktorki. I nie ukrywam, że jej dorobek robi wrażenie. Jeszcze przed 30-tką zdołała zrobić karierę jako aktorka, dostać Oscara (za genialną rolę w filmie „Pokój”), stać się popkulturowym symbolem jako Kapitan Marvel i dołączyć do rodziny Marvela. Ma też za sobą karierę muzyczną, ale to już pominę milczeniem i odeślę was w odmęty YouTube’a, o ile ciekawość was zżera. Zaliczyła też debiut jako reżyser filmowy. O tym ostatnim można jednak powiedzieć tyle, że się to zdarzyło.

„Sklep z jednorożcami” raczej nie zapisze się w historii kina oraz masowej pamięci widowni.

To dziwny, kiepsko przemyślany projekt, który powinien zatrzymać się na etapie filmu krótkometrażowego albo zostać skondensowanym do formatu wideoklipu. Nie twierdzę, że Larson nie miała dobrych intencji, ale efekt końcowy to dość przaśna i mało zabawna (pomimo zamierzeń) próba zmierzenia się aktorki-reżyserki z tematyką stanu mentalnego milenialsów.

Bohaterką filmu jest Kit (Brie Larson). Poznajemy ją w momencie, gdy podczas egzaminu z malarstwa zostaje wyrzucona ze szkoły ze względu na przemożną chęć do korzystania z kiczowatych, pastelowych barw i uwielbienia dla jednorożców. Kit ląduje z powrotem u rodziców, ale szybko znajduję pracę jako stażystka w nudnym, szarym biurze. Tam wpada w oko swojemu przełożonemu oraz zaczyna dostawać na biurko wymyślne i tajemnicze papierowe zaproszenia, które ostatecznie prowadzą ją do „magicznego” sklepu. W sklepie poznaje Sprzedawcę (Samuel L. Jackson), który obiecuje jej, że w końcu dostanie swojego wymarzonego... jednorożca.

Larson dwoi się i troi, by opowieść o Kit była po trosze odbiciem części jej własnej osobowości. Próbuje wykorzystywać główny motyw filmu jako metaforę opóźnionego procesu dojrzewania milenialsów, wciskając fabułę momentami w ramy komediowe, a chwilami zbliżając się niemalże ku baśniowej przypowieści, w stylu współczesnej wersji świata Willy'ego Wonki. Ale wszystko to niestety na nic.

Reżyserka ma problem już z samą główną bohaterką filmu. Kit chwilami jest odklejona od rzeczywistości, innym razem zdaje się przez nią przytłoczona. Momentami wydaje się dorosłą kobietą, by za chwilę objawiać się w infantylnej wersji graniczącej z parodią i dobrym smakiem.

Oglądając „Sklep z jednorożcami”, sam do końca nie wiem, czy Larson współczuje milenialsom, stara się ich zrozumieć, jest ich ambasadorką, czy wręcz naśmiewa się z ich fruwania w obłokach oraz niedojrzałości.

Brie Larson sklep z jednorozcami

I jasne, aktorka-reżyserka zwraca uwagę na ważny temat, tym samym przypominając o zanikającej kreatywności i kolorach w otaczającej nas rzeczywistości. Jednak posługuje się w tym celu niezbyt wyszukanymi metaforami i parabolami. Część z nich jest kiczowata nie tylko w celowym zamierzeniu, jeszcze inne są zwyczajnie banalne albo pozbawione ciekawego pomysłu.

„Sklep z jednorożcami” próbuje też balansować na granicy indie dramatu i delikatnej satyry. Łatwo jest w tym wyczuć kierunek w jakim zmierzała Larson, natomiast efekt końcowy jest dość miernej jakości. Autorce zwyczajnie zabrakło reżyserskiego sznytu i doświadczenia, by umiejętnie poskładać tę opowieść w koherentną całość i wydobyć z niej właściwą esencję. Komediowe wstawki, jakie próbuje nam serwować, są w większości strasznie nieporadne, z kolei te dramaturgiczne momenty zdają się puste i totalnie odklejone od reszty.

sklep z jednorozcami brie larson-samuel l jackson

Nawet jeśli ciągle macie sentyment do jednorożców i Troskliwych Misiów wątpię, by „Sklep z jednorożcami” przypadł wam do gustu.

REKLAMA

Choćbyście, podobnie jak Kit, czuli się nie do końca dojrzali i zrozumiani przez świat, ten film nie uderzy we właściwie dla was nuty. Dobrze jednak, że powstają obrazy pokazujące takie jednostki. Szkoda tylko, że tym razem jest to niezbyt udane ćwiczenie z formą Brie Larson. Ale, jak każde doświadczenie, „Sklep z jednorożcami” był zapewne potrzebnym krokiem naprzód dla autorki. Kto wie, może ucząc się na błędach za jakiś czas zachwyci nas swym kolejnym, miejmy nadzieję lepszym i dojrzalszym, dziełem.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA