REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale /
  3. VOD
  4. Netflix /

Tylko w Azji można było zrobić tak piękną telenowelę o zombie. „Kingdom” od Netfliksa - recenzja

Netflix coraz chętniej współpracuje z azjatyckimi twórcami. Najnowszym dziełem z Dalekiego Wschodu na platformie jest „Kingdom”, opowiadające o apokalipsie zombie w koreańskim państwie XIV wieku.

28.01.2019
14:20
kingdom netflix
REKLAMA
REKLAMA

Przedstawiciele największego serwisu streamingowego nie ukrywają, że potencjał do dalszego finansowego wzrostu widzą przede wszystkim w Azji. Produkcje tworzone w Indiach, Japonii czy Korei Południowej mają zachęcić potencjalnych widzów do założenia konta. Taka strategia ma sens, a jej pierwsze owoce widać w katalogu nowości na Netfliksie. Najnowszą produkcją tego typu jest „Kingdom”.

Produkcja opowiada o koreańskim królestwie Joseon, które trawi wewnętrzny konflikt między następcami tronu. Książę koronny przeczuwa, że po śmierci ojca zostanie odsunięty od władzy przez drugą żonę króla i jej ojca. Postanawia zorganizować zamach stanu, ale jego wrogowie dowiadują się o tym planie. Na księcia zostaje nałożony wyrok śmierci. Tymczasem królestwo trawi niezwykła choroba, która budzi zmarłych do życia i każe im się żywić ludzkim mięsem.

„Kingdom” jest opowieścią o zombie w nietypowej otoczce.

Zaraza zombie rozprzestrzenia się szybko po kolejnych dzielnicach państwa, a jego najważniejsi decydenci i szlachta walczą między sobą i ratują własne majątki. Tymczasem książę umyka swoim oprawcom i rozpoczyna poszukiwanie słynnego doktora, który podobno będzie w stanie powstrzymać chorobę. Na papierze „Kingdom” jest więc historią opowiadającą o skorumpowanych elitach rozpadającego się kraju oraz o ludzkiej samozagładzie.

Wielbiciele głębokich portretów psychologicznych powinni jednak powstrzymać swój entuzjazm. Produkcji Netfliksa w warstwie fabularnej znacznie bliżej do kiczowatego, prostego moralitetu. Bohaterowie są tutaj niemal bez skazy, a ich przeciwnicy zachowują się niczym superzłoczyńcy ze złotej ery komiksów, którzy planują zniszczenie świata w najbardziej absurdalny sposób. Niecne plany i machinacje zestawione zostały zaś z dobrocią księcia, który nikogo nie porzuca i ratuje nawet biedaków.

Serial Netfliksa nie jest więc absolutnie koreańskim „The Walking Dead”.

Nie musi to zresztą oznaczać czegoś negatywnego. Ciągłe powtarzanie motywów to największy grzech opowieści o zombie. Dlatego powiew świeżości w tym gatunku na pewno by się przydał, nawet gdyby był mocno rozrywkowy. Jak pod tym względem prezentuje się „Kingdom”? Prawdę powiedziawszy mocno średnio. Widz zostaje rzucony w sam środek epidemii zombie, co jest miłą odmianą. Wynikają z tego jednak inne problemy. Bohaterowie serialu cierpią na chorobę znaną postaciom z wielu horrorów, czyli głupotę wcieloną.

Podejmują tak bardzo nieracjonalne i bezsensowne decyzje, że w pewnym momencie człowiek zaczyna kibicować żywym trupom. Jedynie protagoniści „Kingdom” wykazują jakąkolwiek szczątkową inteligencję. Są jednak w większości zbyt idealni i pomnikowi, żeby dało się z nimi mocno utożsamić. Na plus pod tym względem wyróżnia się tylko osobisty ochroniarz księcia. Może jest bohaterem budowanym na bazie klisz, ale też nie ma sensu psuć czegoś, co działa.

W każdej historii o żywych trupach najważniejsze jest tworzone przez nich poczucie zagrożenia. Jak w tym aspekcie prezentuje się nowy serial w serwisie VOD?

kingdom na netflix

Zombie z „Kingdom” poruszają się bardzo szybko, ale tylko za dnia. W obawie przed słońcem wraz z nadejściem świtu chowają się pod ziemią w ciemnych miejscach. Tam zastygają i sprawiają na powrót wrażenie umarłych. Pozostałe zasady nie są do końca jasne. Czasami zjadają zaatakowanych do końca, a czasem po jednym ugryzieniu rzucają się na następną osobę. A ta poprzednia sama zmienia się w potwora. Twórcom serialu udało się sprawić, że zombie faktycznie są imponującą siłą, a ich żądza krwi wydaje się być nie do powstrzymania.

I tutaj dochodzimy do zdecydowanie największego atutu „Kingdom”. To serial w piękny sposób nakręcony i doskonale grający światłem. Wrażenie robi ogrom statystów, lokacji i cudownych kostiumów. Netflix absolutnie nie oszczędzał pieniędzy na produkcję. Również choreografia walk całkiem nieźle się sprawdza (choć szybko staje się jasne, że głównym bohaterom nic nie grozi). Natomiast montaż i prowadzenie scen niekiedy kuleją, zwłaszcza na początku, gdy w krótkim czasie na ekranie pojawia się zbyt wiele nieznanych osób.

REKLAMA

Oglądając serial Netfliksa trzeba się też liczyć z pewnym szokiem kulturowym. Niektóre dialogi, motywy, a zwłaszcza gagi zachodniemu odbiorcy mogą wydać się niezrozumiałe. Nie to jest jednak największą wadą tej nierównej produkcji. Niestety, pod jednym względem „Kingdom” wpisuje się w globalny trend produkcji platformy. Chodzi mianowicie o zakończenie, a raczej jego brak. Netflix zamówił od razu dwa sezony, ale nie może to być wytłumaczeniem na tak szokująco rozczarowujący finał. Pewnym błędów zwyczajnie nie sposób wybaczyć.

Serial Kingdom znajdziecie na Netflix Polska.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA