REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Czy seriale z UFO mają szansę wrócić do telewizji? „Roswell w Nowym Meksyku” - recenzja

Witajcie w Mystic Falls… a nie, jednak w Roswell w Nowym Meksyku. Nowość od amerykańskiej The CW wpisuje się idealnie w typowe dla tej stacji, lekkie romansidło z supernaturalnymi wątkami.

16.01.2019
21:00
Roswell w Nowym Meksyku
REKLAMA
REKLAMA

Serial „Roswell w Nowym Meksyku” to reboot jednego z głośniejszych amerykańskich seriali młodzieżowych przełomu mileniów. Jest to także druga opowieść zaadaptowana na warunki telewizyjne, która oparta jest o kanwę serii młodzieżowych książek autorstwa Melindy Metz. Wszystkie trzy historie podążają śladami kosmitów żyjących na Ziemi i ludzi, którzy różnie reagują na ich obecność. Najnowsza odsłona odróżnia się na tle pozostałych dwóch przede wszystkim przesunięciem w czasie. Bohaterowie „Roswell w Nowym Meksyku” są dorosłymi ludźmi około trzydziestki. Poprzednio w serialu „Roswell: W kręgu tajemnic” oraz książek „Roswell High”, gdzie główne postaci to nastolatkowie.

Chociaż bohaterowie są starsi, to mentalnie wciąż chyba siedzą w liceum.

Trudno przesądzać, jak będzie wyglądał i rozwijał się serial z biegiem czasu. Jednak od razu zastanawia pewnego rodzaju mentalna ułomność bohaterów. Akcja rozpoczyna się krótkim przedstawieniem legendy z 1947 roku, kiedy to w okolicy miasta miał się rozbić statek kosmitów. Od tego czasu miasto uzyskało krajową sławę i rozgłos. Następnie przenosimy się do teraźniejszości, kiedy to obserwujemy główną bohaterkę, Liz Ortecho (Jeanine Mason), która po dziesięciu latach powraca do rodzinnego miasta. Od razu zostaje wciągnięta w wir wartkiej akcji. Zazwyczaj nie narzekam, gdy serial dynamicznie się rozwija, ale w tym przypadku chyba wolałabym usłyszeć trochę więcej o przeszłości bohaterów, których poznajemy w pierwszym odcinku. Może zostanie ona dokładniej rozwinięta w kolejnych epizodach?

Niemniej pierwszy odcinek to feeria różnorodnych bohaterów, wspominek z ich przeszłości oraz skomplikowanych połączeń między nimi. I wszystko by się zgadzało, wszelkie uniesienia, emocje i zazdrości, gdyby tylko serialowe postaci pozostały w liceum. W „Roswell w Nowym Meksyku” wiele jest zachowań i dialogów, które świetnie nadawałyby się do lekkiego teen drama. Jednak gdy wypowiadają je osoby z założenia w okolicach swojej trzydziestki, to coś tu zaczyna zgrzytać. Nie mówię, że trzydziestolatkowie nie mogą mieć swojego życia uczuciowego. Tylko jakoś nie jestem sobie w stanie wyobrazić podobnych zachowań, jak te prezentowane przez bohaterów, u typowego przedstawiciela tej kategorii wiekowej.

 class="wp-image-242692"

„Roswell w Nowym Meksyku” to nostalgiczna podróż w format, który chyba odrobinę się przejadł.

Poza rozwojem mentalnym bohaterów, który, delikatnie mówiąc, odstaje od ich wieku, rzuca się w oczy jeszcze jedna, wydaje się, oczywistość. Cały serial oparty jest o formułę wątku nadprzyrodzonego, który egzystuje gdzieś pomiędzy zwykłymi ludźmi. I faktycznie, patrząc na współczesne trendy w telewizji, był to bardzo dobry wybór. Jednak twórcy nowego „Roswell” chyba trochę przestrzelili z konkretną tematyką, to jest z kosmitami. Świat przeżywał boom na latające spodki i świecące kosmiczne embriony w ostatniej dekadzie XX i na początku XXI wieku. Z jednej strony niby nie tak dawno, wszyscy przecież pamiętamy jeszcze „Tajemnice Smallville” albo „Z archiwum X”. Jednak z jakiegoś powodu ten szał na kosmitów powoli się wygaszał, by ustępować miejsca wampirom, wilkołakom, a w końcu superbohaterom, którzy czasem faktycznie byli kosmitami, ale już zupełnie innego formatu.

Nowe „Roswell w Nowym Meksyku” owszem jest unowocześnione, dostosowane w warstwie technicznej pod wymagania współczesnego widza. Jednak trudno nie oprzeć się wrażeniu, że to wszystko już gdzieś widzieliśmy. I że jakoś trąci to zbytnią nostalgią za bezpowrotnie utraconym trendem.

The CW z kosmicznej zagwozdki próbowała wybrnąć, uderzając w tony dobrze już ogranego romansidła.

Mimo wszystko wydaje się, że twórcy mogli być świadomi trudności, jakie czekały ich na drodze wskrzeszenia historii o kosmitach z UFO. Z drugiej strony The CW ostatnimi laty wysławiła się między innymi na takich produkcjach jak „Pamiętniki wampirów”, „The Originals”, a teraz „Wampiry: Dziedzictwo”. „Roswell w Nowym Meksyku” wpasowuje się w schemat, którym zazwyczaj podążały i wciąż podążają wszystkie trzy wymienione produkcje, niczym rękawiczka.

W pierwszym odcinku spotykamy więc główną kobiecą heroinę, Liz Ortecho, jej przyjaciółkę Marię DeLucę (Heather Hemmens), byłego chłopaka Liz, Kyle’a Valentiego (Michael Trevino), który teraz pracuje w miejscowym szpitalu jako chirurg. Jego matka jest szeryfem Roswell (Rosa Arredondo) i zagorzałą feministką jednocześnie. U jej boku pracuje Max Evans (Nathan Parsons), beznadziejnie zakochany od czasów liceum w Liz, a także, w ukryciu, kosmita z nadprzyrodzonymi zdolnościami. Max ma dwójkę rodzeństwa, Isobel (Lily Cowles) oraz Michaela (Michael Vlamis), którzy również są kosmitami. Gdyby tak usunąć wszystkie różnice gatunkowe i zostawić najogólniejsze tropy, to sami przyznajcie, czy ta historia już raz się nie wydarzyła w Mystic Falls?

 class="wp-image-242695"

Na dodatek gdzieś pomiędzy kosmitami biegają też imigranci.

Podobno co za dużo, to niezdrowo. I chyba ostatecznym gwoździem do trumny zbytniego skomplikowania całej historii jest właśnie wątek imigrancki. Podejrzewam, że został on najprawdopodobniej wpleciony w serial ze względu na narastające napięcia w Stanach Zjednoczonych pomiędzy krajem jankesów a Meksykiem. Tym samym ojciec Liz jest nielegalnym imigrantem, żyjącym w miasteczku nieopodal (ale jeszcze nie tak znowu blisko) granicy z Meksykiem. Zresztą to nie jedyny przypadek, jak na razie wygląda na to, że połowa miasteczka to Latynosi i imigranci. Jak będzie się rozwijał ten wątek? Trudno na razie określić, ale po kilku wyrazistych fragmentach z pierwszego odcinka raczej możemy się spodziewać, że twórcy będą go dalej ciągnąć.

REKLAMA

„Roswell w Nowym Meksyku” na razie sprawia wrażenie obrazu bardzo chaotycznego. Twórcy próbowali chyba połączyć w nim zbyt dużo wątków. W konsekwencji trochę nie wiadomo, o co dokładnie w produkcji chodzi. O miejsce w centrum uwagi widza konkurują na razie nadprzyrodzony romans, odgrzewany kotlet w postaci UFO oraz bardzo na topie temat imigrantów i ich praw w Stanach Zjednoczonych. Być może w USA taka formuła się sprawdza. Jednak przyznam szczerze, że jako polskiego widza, przytłacza mnie taka wielowątkowość i bogactwo tematyczne. Wystarczyłoby się ograniczyć do jednej kwestii i byłaby szansa na znalezienie wiernej, a może nawet całkiem pokaźnej widowni.

1. odcinek „Roswell w Nowym Meksyku” obejrzycie od dziś na HBO GO. Następne będą się pojawiać co środę w serwisie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA