REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

„Rodzina Soprano" jest z nami już 20 lat. To serial, który trzeba obejrzeć

Dzisiaj mija 20 lat od emisji 1. odcinka „Rodziny Soprano". Jeśli jeszcze nie widzieliście tego serialu, to powinniście to szybko nadrobić.

10.01.2019
17:51
rodzina soprano
REKLAMA
REKLAMA

5 powodów, dla których powinniście obejrzeć „Rodzinę Soprano"

Serial nie zmarnuje waszego czasu.

6 sezonów. Z czego ostatni ma aż 21 odcinków. Myślicie, że to strata czasu, że za dużo, że pewnie nikt nie potrafi utrzymać tak długo uwagi widza. Nie oszukujmy się. „Rodzina Soprano" ma gorsze momenty, ma dłużyzny, kiepskie epizody. Ale jednocześnie wykorzystuje w 100 procentach to medium, jakim jest serial. Jeśli coś pojawia się w pierwszych epizodach, jakaś cecha charakteru, jakiś wątek, to istnieje spora szansa, że jeszcze o nim usłyszymy - nawet kilkadziesiąt odcinków później!

Na przestrzeni tych kilkudziesięciu odcinków bohaterowie ewoluują, uczą się, zmieniają. Serial pozwala nam poznawać ich drogę, bez skrótów, bez oszustw. Najważniejsze rzeczy dzieją się mimochodem na przestrzeni sezonów: dzieci dorastają, Tony walczy z chorobą, jego żona uczy się niezależności. Ale siła tych psychologicznych opowieści drzemie w tym, że mają one czas, aby się rozwijać i dojrzewać.

„Rodzina Soprano" ma niesamowitych bohaterów.

To historia Tony’ego Soprano. Bez dwóch zdań. A jednak serial pełen jest perfekcyjnie napisanych bohaterów. Większość z nich niesie jakąś wartość komediową, aby równoważyć poważne i w sumie dość smutne życie głównego bohatera. Ale Carmela Soprano, Christopher Moltisanti i przede wszystkim Paulie Gualtieri (gra go fenomenalny Tony Sirico) to bohaterowie napisani naprawdę doskonale. Śledzimy ich losy z równym zainteresowaniem, a nawet większym, bo gdy gaśnie gwiazda głównej postaci - cóż, serial bywa nierówny - to dzięki tym bohaterom z drugiego planu wcale nie czuć, że coś jest nie tak, że czegoś brakuje. Zwłaszcza, że twórcy naprawdę przyłożyli się do namalowania bardzo złożonych portretów psychologicznych. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka tego nie widać, to z każdym sezonem będziemy te postacie coraz lepiej poznawać i doceniać.

To produkcja, od której nie da się oderwać.

Moi znajomi, którzy chyba dla świętego spokoju zgodzili się za moimi namowami, aby obejrzeć „Rodzinę Soprano", mówili, że dzielą ją sobie na części, żeby dawkować sobie przyjemność z oglądania. Amatorzy.

Kiedy dzisiaj myślę o tym, dlaczego nie byłem w stanie się od tej produkcji oderwać, nie mam na to zbyt dobrej odpowiedzi. Fabuła, losy i problemy bohaterów nie były przecież aż tak wciągające. To znaczy, nie łapało się za pilota, aby sprawdzić, czy dany bohater przeżył postrzał, czy spadnie z klifu. Nie w tym rzecz.

„Rodzina Soprano” hipnotyzuje, dostarcza tak wielu emocji, powodów do przemyśleń, że pochłania absolutnie i angażuje do końca. Naprawdę oglądacie na własne ryzyko.

To serial uniwersalny.

To, że akcja ma miejsce 20 lat temu, nie ma większego znaczenia. Jasne – technologia, ubiór i język jasno mówią nam, kiedy osadzony jest serial. Nie zmienia to jednak faktu, że problemy, które porusza, są uniwersalne. Wystarczy spojrzeć na rodzinę głównego bohatera. Relacja mafiosa ze swoją żoną, trudy wychowywania dzieci – to z jednej strony wątki poboczne, ale im częściej o tym myślę, tym bardziej uświadamiam sobie, że to one były w tej opowieści najistotniejsze. Mocno wybrzmiewają tutaj konflikty pokoleniowe, bezradność ojca, który nie do końca potrafi wychować swoje dzieci, a bardzo by chciał umieć to zrobić i inne sprawy, które nie mają nic wspólnego z przestępczą działalnością.

Dzisiaj, w świeżo zaczętym 2019 roku, serial może wydawać się trochę toporny, jeśli chodzi o sposób opowiadania historii. Ale jeśli chodzi o treść, to nie zestarzał się ani odrobinę. Nawet, gdy spojrzymy na przestępczą działalność serialowych Włochów, to okaże się, że procesy, które Tony zaczynał, dzisiaj są na porządku dziennym. Nie wierzycie? Mafia z „Rodziny Soprano" w pewnym momencie zaczyna inwestować w... nieruchomości. Brzmi znajomo?

„Rodzina Soprano" to serial o nas.

Gdy Tony po raz pierwszy siadał na fotelu u doktor Melfi, mogło wydawać się, że chodzi o tylko o jego zdrowie psychiczne, o chorobę, z którą musi się mierzyć. Prawda jest taka, że w czasie tych godzin, które spędza na zwierzeniach, my, widzowie, dowiadujemy się również czegoś o sobie. Traumy głównego bohatera nie są wcale problemami, z jaki borykać się może tylko mafioso. To kwestie, które dzisiaj są aktualne.

Tony musi mierzyć się przede wszystkim z tym, kim jest, w kontekście tego, jak postrzega go społeczeństwo. On sam cierpi, bo ma problem z wyzwoleniem się z ról, które przeznaczono mu dawno temu. Najmocniej wybrzmiewa kryzys męskości, trudności w komunikacji z kobietami (i nie tylko), toksyczne relacje rodzinne.

Uwaga, poniższy - bonusowy - podpunkt zawiera spoilery.

To serial, który do dzisiaj budzi emocje.

REKLAMA

Jeszcze dzisiaj rano media żyły informacją dotyczącą zakończenia „Rodziny Soprano". David Chase, twórca i ojciec serialu, zdecydował się nie odkrywać wszystkich kart w ostatnim epizodzie. Dokładnie nie wiemy, co się stało, chociaż możemy się domyślać, że głównego bohatera spotkał bardzo przykry koniec. To oczywiście tylko spekulacje, bo kilka ostatnich minut finałowego odcinka zdało więcej pytań, niż dostarczyło odpowiedzi. Niedawno twórca powiedział trochę za dużo, mówiąc o innych planowanych wersjach zakończenia. Powiedział jasno „scena śmierci". W ten sposób zasugerował, co mogło spotkać Tony’ego, gdy zgasły kamery. A przypominam, że ostatni odcinek wyemitowano prawie 12 lat temu!

Wszystkie odcinki „Rodziny Soprano" obejrzycie w HBO GO. I naprawdę nie ma na co czekać.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA