REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Król TVN-u nie do końca nagi. Recenzujemy Nieautoryzowaną autobiografię Kuby Wojewódzkiego

Książka Kuba Wojewódzki. Nieautoryzowana autobiografia leży już od jakiegoś czasu na sklepowych półkach, a jej treść rezonuje w celebryckim środowisko naszego kraju. Czy kogoś to dziwi? Nie powinno.

19.11.2018
21:04
kuba wojewódzki nieautoryzowana autobiografia
REKLAMA
REKLAMA

Pewnie wiele osób liczyło na to, że w książce znajdą się łakome kąski dotyczące tego, z kim Wojewódzki się spotykał, kto i co mu powiedział, jakie rady dostał od tego czy innego. Wszystko się zgadza, tak właśnie jest, Wojewódzki zapotrzebowanie spełnia. Ale dlaczego w takim nadmiarze?

Życiorys Wojewódzkiego jest sumą wszystkich poznanych po drodze ludzi. Mniej więcej tyle dowiedziałam się po lekturze Nieautoryzowanej autobiografii. No i tego, że autor może cierpieć na seksoholizm i alkoholizm. Tylko nie wiem, czy „cierpieć” jest tu właściwym słowem.

kuba wojewódzki class="wp-image-223634"

Nie jest tak, że z lektury nie dowiedziałam się niczego o życiu Wojewódzkiego.

Wbrew pozorom, spomiędzy gradu sucharów, anegdot i celebryckich opowieści, z tajemniczymi bohaterami występującymi niekiedy tylko pod postacią inicjałów (branżowe plotkary mają radochę), wyłaniają się szczątki życiorysu Jakuba Wojewódzkiego. Spisane całkiem zgrabnie, z wielką swobodą i pogrubieniem najzabawniejszych momentów. Zazdroszczę autorowi dobrej pamięci - nie posiadam tak szczegółowych wspomnień na temat sąsiadów z klatki schodowej z czasów dzieciństwa, historyjek z najmłodszych lat czy szkolnych przygód. W autobiografii znalazło się też trochę miejsca na historyczny i socjologiczny kontekst, jakżeby inaczej - grzechem byłoby pominięcie tego aspektu.

Nie wiem czemu, ale od najmłodszych lat bałem się słowa „przyjaciel” i chyba nikogo tak nie nazywałem. Przyjaciele są jak gwiazdy na niebie albo hemoroidy. Nawet jak tracisz z nimi kontakt, to jednak czujesz, że oni gdzieś są i pamiętają o tobie. Ja byłem zawsze zbyt skromny, żeby zmuszać innych do myślenia o sobie.

W Nieautoryzowanej autobiografii za mało jest tego typu przemyśleń autora na swój własny temat. A jak już się pojawiają, to wywołują grymas zdziwienia na twarzy. Bowiem o skromność Wojewódzkiego nigdy bym nie podejrzewała. Ale nie mnie go oceniać. Ja tu jestem tylko czytelnikiem i mogę jedynie na swój sposób „rozliczyć” autora z lektury, którą mi zaserwował.

Nie była to lektura zła, nie była również całkowicie udana.

REKLAMA

Wojewódzki niby już się przed czytelnikiem odsłania, już odchyla rąbek swojego szlafroka, czytelnikowi wydaje się, że oto za chwilę Król TVN-u będzie nagi, że pozna go naprawdę, dokładnie takiego, jakim jest i wtem... Wjeżdża kolejna anegdotka, łańcuszek wspominek czy następny pamiętny i bardzo ważny dialog z bardzo ważnym człowiekiem (z ang. VIP, very important person).

Na kilkadziesiąt anegdot, skumulowanych bardzo ciasno na kartach książki, może kilka było dość zabawnych. Językowe gierki, dowcipne przekręcanie powiedzonek i związków frazeologicznych, układanie błyskotliwych metafor i jeszcze bardziej błyskotliwych wniosków dotyczących rzeczywistości to poważny oręż. Wojewódzki włada nim bardziej niż umiejętnie. Ale ani broń, ani chęć szczera nie zrobi z ciebie bohatera. A pisać to trzeba mieć o czym.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA