REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Tak było, tak to pamiętam - powiedział jeden z powstańców. Rozmawiamy z twórcami filmu VR Kartka z Powstania

Zacznę prosto: na Kartkę z Powstania trzeba iść. Nie dlatego, że tak wypada. Nie tylko z uwagi na poruszany temat. To krótkie widowisko zapadnie wam w pamięci na długo.

13.08.2018
10:08
Kartka z Powstania
REKLAMA
REKLAMA

Kartka z Powstania to pierwszy polski film fabularny zrealizowany w technologii VR. Ekipa pracowała nad projektem ponad dwa lata, osiem godzin dziennie. Uzyskano łącznie 40 godzin filmu, choć prezentowana wersja trwa tylko 15 minut. Całość powstawała w starych zakładach w Świebodzicach, gdzie na potrzeby produkcji odtworzono warszawskie realia z 1944 r.

Materiał w oczywisty sposób wzbudził nasze zainteresowanie. Nie tylko z uwagi na poruszaną tematykę, ale również na zastosowaną technologię produkcji. Filmy VR czyli tzw. Cinematic VR to temat bardzo ciekawy z punktu widzenia rozwoju techniki – a więc czegoś, co przecież na Spider’s Web nas bardzo interesuje.

Niestety, filmy VR jakie do tej pory widzieliśmy możemy skwitować co najwyżej dyplomatyczną oceną: są bardzo intrygujące. Filmowcy wyraźnie dopiero uczą się tego nowego medium, które przecież pozbawione jest jednego z najważniejszych narzędzi w rękach filmowca, a więc kadru.

Idąc na pokaz Kartki z Powstania nie spodziewałem się takiego wzruszenia.

Fakt faktem, łatwo ulegam emocjom na filmach. Rzadko jednak daje się nabrać na tanie, czasem wręcz żenujące sztuczki. To, co zrobili twórcy tego filmu to absolutny fenomen. Arcydziełem Kartka z Powstania na pewno nie jest. Zrobiona jest jednak genialnie.

Nie chcę za bardzo opowiadać o prezentowanej fabule – pokaz trwa 15 minut, więc nawet nieznaczne uwagi na jej temat psują niespodziankę. Powiem tylko tyle: tytułowa Kartka z Powstania to liścik od ukochanej córki, który jeden z bojowników nosił zawsze przy sercu. Portfel ze wspomnianą kartką ocalił mu życie – w sensie dosłownym, jak i metaforycznym.

Kartka z Powstania class="wp-image-191209"

To, co jednak zrobiło na mnie największe wrażenie, to bardzo wysoki poziom techniczny filmu. I nie mam tu na myśli efektów specjalnych czy tego typu rzeczy – nie spodziewajcie się Szeregowca Ryana w wersji VR.

Chcę jednak podkreślić, że widziałem wiele filmów VR. A ten jako pierwszy oglądałem z przyjemnością.

Filmowcy wyraźnie nie mają pojęcia, jak skupić uwagę widza na danym miejscu w sferze filmu VR. Ileż razy oglądałem jakąś wysokobudżetową amerykańską produkcję, w której opuszczałem ważne sceny, bo akurat patrzyłem się gdzie indziej. W Kartce z Powstania reżyser wraz ze swoją ekipą starannie operuje światłem i dźwiękiem, byśmy wręcz podświadomie wiedzieli gdzie patrzeć – zachowując oczywiście wolność rozglądania się.

Niesamowity efekt dają też sami aktorzy. Doskonale grają do kamery, a więc w tym przypadku do nas. Na samym początku bohater filmu (świat widzimy jego oczami) jest opatrywany przez sanitariuszkę. Jej zachowanie, a także postaci w tle, jest tak autentyczne, że właściwie brakowało mi tylko doznań z pozostałych zmysłów, by w pełni uwierzyć, że tam jestem. I to mimo relatywnie niskiej jakości obrazu, zapewnianego przez aktualnie dostępne konsumenckie rozwiązania VR.

Po pokazie miałem ogromną przyjemność porozmawiać z twórcami tegoż dzieła. O filmie, kulisach jego produkcji, ale też ogólnie o branży filmowej i VR. Zachęcam do lektury – panowie mają wiele ciekawego do powiedzenia. Zanim jednak oddam im głos chciałbym was gorąco zachęcić na pokaz.

Gdzie i jak można obejrzeć Kartkę z Powstania?

Bezpłatne pokazy odbywają się w Kordegardzie, Galerii Narodowego Centrum Kultury. Odbywać się będą do 16 września od wtorku do niedzieli w godzinach 11:00-19:00 (co 30 minut). Rezerwacja jest możliwa poprzez maila: kordegarda@nck.pl.

Rozmawiamy z Tomaszem Doboszem i Mariuszem Laszukiem – twórcami Kartki z Powstania.

Maciej Gajewski, Spider’s Web: Sztampowe pytanie, ale nie mogę nie zacząć od niego. Co was właściwie do tego podkusiło? Film o powstaniu warszawskim w VR?

Mariusz Laszuk (producent). Sama historia powstania jest tak ciekawa i poruszająca, że postanowiliśmy się za nią wziąć i pokazać ją w sposób nowoczesny, zupełnie inny.

Tomasz Dobosz (reżyser): Przede wszystkim nowa technologia, która nie jest wykorzystana w kinie. Ja jestem debiutującym reżyserem, chciałbym kiedyś robić filmy w normalnej technologii. Trudno jest się przebić jako reżyser niezależny. Przede wszystkim jednak była to potrzeba serca.

Mariusz: Serducho nam podpowiedziało, by zrobić coś związanego z powstaniem.

Tomasz: Byliśmy w Muzeum Powstania Warszawskiego i tam nas oprowadzał pan Jacek Kałużny. Szukaliśmy tematu na film. Uznałem, że ciekawe będzie zadać sobie, a następnie widzowi pytanie: co ja bym zrobił, gdybym tam był. W klasycznych filmach musisz użyć wyobraźni. Tutaj oszukujemy mózg, jeśli chodzi o poczucie fizycznej obecności i kontakt wzrokowy. Pomyśleliśmy, że dzięki temu jesteśmy bliżej odpowiedzenia sobie na to pytanie:  Czy na miejscu Powstańca chciałbym walczyć, czy może się gdzieś schować? Czy widząc zrujnowaną Warszawę czułbym smutek, czy złość? Na dodatek to powstanie każdy ma w sercu. Jest apolityczne i uniwersalne.

Współpracowaliście później z Muzeum?

Tomasz: Oczywiście!

Film trwa 15 minut. Ma być wierny wydarzeniom z rzeczywistości. Forma medium jest bardzo nietypowa. Jak do tak niezwykłej formy filmowej pisze się scenariusz?

Tomasz: Nie ma czegoś takiego, jak jakiś „workflow”, nikt nie wie, jak to robić. Prawdę powiedziawszy, to trudno mi odpowiedzieć prosto na to pytanie. Ja siadałem, zamykałem oczy i wyobrażałem sobie to, co chciałbym pokazać widzowi.

Mariusz: Potem musieliśmy to jeszcze rozrysować. Storyboardy tworzyliśmy jeszcze podczas pisania scenariusza, oczywiście sferyczne. Rozpisywaliśmy w ten sposób, kto gdzie stoi, jak wygląda scenografia i tak dalej. Scenariusz i storyboardy powstawały równolegle.

Kartka z Powstania class="wp-image-191284"

Tomasz: Mam doświadczenie jako reżyser teatralny, co mi bardzo pomogło. Wyobrażałem sobie, że jestem jednym z aktorów na scenie, a reszta dzieje się dookoła mnie. VR jest trochę teatralny, mimo wszystko. Trzeba go nieco ufilmowić. A temat drugiej wojny światowej świetnie się do tego nadaje.

Film, teatr… a może VR w ogóle jest czymś innym? Pamiętam jeden z wywiadów z Jamesem Cameronem, który zdecydowanie nie stroni od innowacji. Pytany o VR stwierdził, że używa VR jako narzędzia do postprodukcji, ale samych filmów VR robić nie chce. Bo nie rozumie, jak nimi opowiadać historie bez statycznego kadru. Wam wyszło to doskonale. No to jak, legendy kina się nie znają?

Tomasz: [śmiech] Jasne, luzik, możemy panu Cameronowi pomóc, wytłumaczyć, pokazać. A poważnie to VR wymaga bardzo dużej ilości pokory, dużo większej niż film. Cały język filmów VR i jego gramatyka, a może nawet alfabet, jest wymyślany właściwie dopiero w tej chwili. Bez znajomości języka trudno jest pisać opowiadanie. Na przykład na pierwszy rzut oka nie ma zbliżeń – ale z drugiej strony możemy je uzyskać wykorzystując odległość aktorów od kamery.

Mariusz: Znamy kąty widzenia gogli VR, więc możemy wydzielić jakiś kadr, na który człowiek patrzy i już mamy swoiste zbliżenie.

Tomasz: Kadr filmowy nie wziął się z niczego. Człowiek ma też swój naturalny sposób kadrowania. Staraliśmy się przeanalizować dokładnie ten proces tworzenia języka filmowego. Zajrzeliśmy do historii kinematografii Płażewskiego i przekładaliśmy ją na nowe medium. Trochę to zajęło, wykorzystaliśmy też triki technologiczne, które działają na podświadomość. To wymaga dużej ilości preprodukcji i pokory, by sobie to rozplanować w wyobraźni i konsekwentnie wdrażać na planie. Spielberg też w wywiadach mówił, że się nie bierze za VR, z tego samego powodu co Cameron – nie wie jak tą metodą opowiadać historię, jest przyzwyczajony do bycia panem narracji. Ale rok później widziałem go już w goglach VR, jak reżyseruje Player One.

Kartka z Powstania class="wp-image-191215"

Mariusz: Na dodatek my przez pół roku testowaliśmy sprzęt, jednocześnie pracując nad scenariuszem. Testowaliśmy jego możliwości, by wiedzieć jak uzyskać najlepszą możliwą jakość obrazu i jak skupiać uwagę widza na danym elemencie. Drugą ważną rzeczą jest to, że nasz dźwiękowiec jest odpowiedzialny za skupianie uwagi. W filmie stosujemy dźwięk ambisoniczny, to on nas częściowo prowadzi po tej akcji. Wszystkie efekty dźwiękowe i odgłosy mają nakierować w daną stronę widza. Człowiek ma tak zbudowany mózg, że odwraca się w kierunku źródła dźwięku.

Tomasz: W pewnym momencie, by skupić uwagę na maszerującym żołnierzu niemieckim, wstawiliśmy na dosłownie ułamek sekundy dźwięk płaczącego dziecka w oknie, aby zwrócić uwagę na tę postać – tak dla przykładu.

A co z międzynarodowym widzem? Takim, który chciałby zobaczyć film o powstaniu w VR, ale ni w ząb nie umie po polsku?

Tomasz: Była to zagwozdka, jak łatwo się domyśleć napisy filmowe w przypadku VR nie są najlepszym wyborem. Zrobiliśmy dubbing, co wyszło całkiem dobrze. Po części z uwagi na niższą rozdzielczość filmów VR – mniej widać niepasujące głoski do ruchów warg aktorów. Aktorzy dubbingujący to native speakerzy.

A jak sami aktorzy? Inaczej gra się na deskach teatru, inaczej na planie filmowym. Jak się odnaleźli w produkcji pod VR?

Tomasz: Nie narzekali. Ale jak zobaczyli kamerę, to ich oczywistą reakcją było co to do licha jest?! Nasza kamera to 14 kamer połączonych rigiem, a w niektórych przypadkach 24 kamery. Film jest w stereoskopii…

no właśnie! To coś więcej, niż film sferyczny. Zrobiło to na mnie duże wrażenie.

Tomasz: Spider’s Web to dobre miejsce, by w końcu wyjaśnić różnicę pomiędzy filmami sferycznymi, powszechnie zwanymi filmami 360, a Cinematic VR – dwa pojęcia, często mylone nawet przez zawodowych filmowców. Różnica jest w sumie prosta: filmy sferyczne tworzy się głównie na potrzeby urządzeń typu telefon czy tablet, choćby dla mediów społecznościowych. Film Cinematic VR robiony jest na gogle, co warunkuje rozdzielczość. U nas wejściowa rozdzielczość sięgała 96K.

Postprodukcja tego musiała być cudownym doświadczeniem…

Mariusz: Jedno z najlepszych studiów postprodukcyjnych w kraju - LocoMotive, z którym pracowaliśmy przy projekcie, ma dwa piętra. A i tak im się komputery wywalały na ostatecznym renderze. Robiliśmy downgrade do różnych rozdzielczości, by dopasować się do różnych modeli gogli. To było przy 24 kamerach i oczywiście to jest chora rozdzielczość. Najczęściej pracowaliśmy w około 40-45K. Oczywiście to rozdzielczość całej sfery, no ale to jeden plik. Dla porównania, najlepsze kamery do filmów sferycznych mają jakieś 8K. No i wspomniana stereoskopia. Wkurza nas, jak ktoś twierdzi, że film VR nie powinien być stereoskopowy.

Serio? Skąd takie poglądy?

Mariusz: Od studiów VR-owych, które jeszcze nie umieją robić stereoskopii…

A może chodzi tu o problemy niektórych ludzi z odbiorem tak zwanych filmów 3D? Ja na przykład takie mam, po prostu po pewnym czasie czuję spory dyskomfort.

Tomasz: Stereoskopia nigdy nie była doskonała. Pytanie jest trochę filozoficzne. Ja na przykład mam lekki astygmatyzm, więc nieco inaczej postrzegam świat. Odległość pomiędzy oczami jest u każdego nieco inna. My przyjęliśmy za średnią 64 mm, robiąc wywiady wśród okulistów. Musieliśmy przy tym pokonać dodatkowy problem: filmy klasyczne w 3D to dwie relatywnie klasyczne kamery. My musieliśmy zmieścić obok siebie dwie sfery kamer. W każdym razie Cinematic VR to dużo wyższa rozdzielczość, stereoskopia i dźwięk ambisoniczny. To coś więcej, niż film 360.

Dla przykładu, powiem ci jak pracował nasz dźwiękowiec. Programował dźwięk na azymut, czyli tam, skąd dochodzi i na odległość. Budował w wirtualnej sferze plan zdjęciowy, stawiając kropki na źródłach dźwięku. Jedna scena to tydzień pracy, po której wyglądał jak zombie i zadawał metafizyczne pytania w stylu na cholerę ja się zgodziłem na to wariactwo. Do filmu zbudowano 120 ścieżek dźwiękowych dziewięciokanałowych, to tyle ile normalnie jest obecnych przy pełnometrażowym filmie fabularnym do kina. Mamy w filmie dźwięk przestrzenny, również w zakresie „góra-dół”. A na planie dodatkowo prawie wszystko było rejestrowane mikrofonem ambisonicznym lub systemem binauralnym.

Robi to na mnie coraz większe wrażenie. Zwłaszcza, że i dla laika film wygląda bardzo dobrze. Przyszedłem do was mając w głowie, że to film polski, na dodatek niezależny. Czyli nie ma co liczyć na rozmach. A tymczasem, by nie spoilować czytelnikom – dzieje się. Zrujnowane miasto, ciężki sprzęt. Wyraźnie nie stosowaliście grafiki komputerowej. Jak to zrobiliście? I gdzie?

Tomasz: [śmiech] Nie no, muszę zaznaczyć, że budżet był, zapewniło nam go Narodowe Centrum Kultury. Każda złotówka była wydana na film. Demolka Sisters, nasze scenografki, budowały zrujnowaną Warszawę ponad tydzień. Kręciliśmy na Dolnym Śląsku, w Świebodzicach. Tam jest pozostałość po przedwojennych zakładach włókienniczych. Nie mogliśmy filmować w Warszawie – nie ukryjemy nowoczesności kadrem, nawet jak znajdziemy coś starego, to i tak wokół widać nowoczesny świat. Dwie koparki i spychacz poszły w ruch, tony cegieł trzeba było przerzucić.

Kartka z Powstania class="wp-image-191218"

Ten film by nie powstał, gdyby nie Narodowe Centrum Kultury, a w szczególności jego dyrektor, pan Rafał Wiśniewski, który wykazał się niesamowitą odwagą i intuicją niespotykaną w instytucjach państwowych. To pierwsza instytucja państwowa, która zrobiła tak duży projekt w VR w Polsce, a może i nie tylko. Zanim trafiliśmy pod skrzydło NCK, w projekcie pomagał bardzo również pan Jan Kowalski, dyrektor biura programu Niepodległa.

A skąd wzięliście ciężki sprzęt niemiecki z tamtego okresu?

Tomasz: Dużo nam pomógł fakt, że ludziom podobał się scenariusz i nasze zaangażowanie. Pomagało nam to w negocjacjach cenowych.

Do czego zmierzam. Wkurza mnie brak możliwości zrobienia u nas wysokobudżetowego filmu. Po prostu filmy po polsku oglądają głównie Polacy, a tych jest za mało, by mogli biletami zwrócić koszty. Jak myślicie, na tym VR da się w ogóle zarobić sensowne pieniądze u nas?

Tomasz: To jest obecnie problem branży VR. Producenci gogli chcą sprzedawać gogle. Ten rynek jest już za duży, by mógł od razu upaść. Natomiast po czterech latach Oculus i inne marki doszli do zaskakującego wniosku, że bez treści nie sprzedadzą sprzętu. Nie kupię przecież telewizora, jeśli nie będę mógł zobaczyć na nim niczego ciekawego. Z kolei producenci treści czekają z wydawaniem budżetów na przykład na filmy Cinematic VR, aż będzie większa ilość gogli na rynku, gwarant opłacalności. Błędne koło. Nie będę natomiast ukrywał, że ten dziki zachód jest również szansą dla debiutujących studiów filmowych i twórców, którzy normalnie nie mieliby szans się przebić.

VR to nie tylko filmy i podobne doświadczenia, ale też gry wideo. Czy wiedza o produkcji gier VR była wam pomocna?

Tomasz: No pewnie. Czerpaliśmy na przykład inspirację z przerywnika do Far Cry, bodajże czwartej części. Widok z pierwszej osoby był tam bardzo fajnie zrobiony. Unikamy jednak skojarzeń z grami, choć uważam, że współpraca między twórcami gier, a twórcami Cinematic VR byłaby bardzo owocna.

A jak z waszymi planami? Na razie będzie można wasze dzieło oglądać w specjalnych miejscach. Planujecie kiedyś je udostępnić do pobrania w dedykowanych cyfrowych sklepach z treściami VR?

Tomasz: To będzie zależeć od tego, kto nam zaproponuje współpracę. Mogę zdradzić jedynie, że trwają obecnie rozmowy z Muzeum Powstania Warszawskiego. Jest to najczęstsze pytanie od widzów, czemu nie ma tam naszej instalacji. Rozmowy rokują bardzo dobrze, ale jeśli z jakiegokolwiek powodu się nie powiodą, to będziemy starać się umieścić instalację w innych jednostkach muzealnych w Polsce. Wersją anglojęzyczną zainteresowane są już inne podmioty z Europy.

Mariusz: Spędziliśmy nad pracami ponad 2 lata życia i wsadziliśmy w ten film mnóstwo serca, zrozumiałym jest więc, że chcemy, aby film był gdzieś wyświetlany w sposób stały. Na szczęście na brak frekwencji nie możemy narzekać, po tygodniu pokazów, mamy już zapisy do przyszłego miesiąca.

Kartka z Powstania class="wp-image-191221"

Tomasz: Wracając jednak do twojego pytania o rozwój VR, przypomniała mi się pewna anegdota. Na pierwszym historycznym pokazie kinematografu braci Lumière w Paryżu był Georges Méliès, późniejszy praojciec fabuły w filmach. Jak zobaczył ów kinematograf, zwrócił się do braci z propozycją kupna kinematografu. Chciał robić filmy. Lumière odpowiedzieli mu jednak coś w rodzaju ten wynalazek nie ma przed sobą przyszłości, to chwilowa ciekawostka, o której za trzy lata nikt nie będzie pamiętał. Bawi mnie to, bo weterani branży filmowej podchodzą do VR-u w bardzo podobny sposób. A przecież to na razie wróżenie z fusów. Tymczasem my na pokazach mamy pełne sale, rzadko można wejść na pokaz spontanicznie z ulicy. Ludzie zadają sobie trud, by zadzwonić i zarezerwować pokaz, z dużym wyprzedzeniem. I przychodzą. A my nie mieliśmy dużego budżetu na promocję.

Mariusz: Przyjechało do nas pewne małżeństwo z Lubina. Słyszeli o Kartce i że warto to obejrzeć. Przyjechali setki kilometrów. Przychodzą Powstańcy i ich dzieci. Córka łączniczki i sanitariuszki popłakała się na pokazie, twierdząc, że było dokładnie tak, jak jej mama opowiadała. Podziękowała nam za to, że przez chwilę mogła poczuć to, co ona.

Mieliście zaszczyt pokazać to Powstańcom…?

Tomasz: Tak, na zamkniętych pokazach.

…i jak?

Tomasz: Strasznie się denerwowaliśmy. Jeden z powstańców, szef Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej powiedział coś, na czym mi bardzo zależało: tak było, tak to pamiętam. I powiedział, że powinna młodzież to obejrzeć. Żeby o nas pamiętali

Co dalej po Kartce z Powstania?

Tomasz: Przez dwa lata ten film był celem. Ale teraz jest środkiem, jak już nauczyliśmy się tworzyć takie treści na przyzwoitym poziomie…otwieramy studio filmów Cinematic VR. Póki co nazwaliśmy się VRheroes.pl. Mieliśmy już przyjemność pracować razem z Papayą przy reklamie Pepsi, czekamy na propozycje, ale i sami pracujemy nad czymś nowym.

Mariusz: Po tak ciężkim temacie, jakim była druga wojna światowa, żartujemy sobie teraz, że chcemy coś nakręcić na Bahamach. Może jest tam jakaś ciekawa historia? [śmiech]

Tomasz: Myślę o czymś z XVIII lub z XIX wieku…

REKLAMA

I Mario, twój producent właśnie zapłakał. Żartujesz, prawda? Z tymi kostiumami i scenografią?

Tomasz: Mówię poważnie. A ty byś nie chciał założyć gogli VR i zatańczyć na balu z Izabelą Łęcką?

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA