REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Robert Brylewski nie żyje. Był moim muzycznym przewodnikiem

Robert Brylewski nie żyje. Ktoś na Facebooku napisał, że "zmarł ojciec jego muzyki". Mogę się pod tym podpisać.

04.06.2018
8:27
Robert Brylewski nie żyje
REKLAMA
REKLAMA

Muzykę tworzoną przez Roberta Brylewskiego poznałem dość późno, bo dopiero na początku lat 90. Gdy na specyficznym polskim rynku ukazała się Legenda Armii, Brylewski był już weteranem sceny alternatywnej, której chyba nikt wówczas tak nie nazywał.

Usłyszałem Legendę i zakochałem się w każdym z jej aspektów. Monumentalna, może wręcz symfoniczna ściana dźwięku stworzona przez Roberta przemawiała do mnie na równi z poetyką tekstów Budzyńskiego, który wyśpiewywał, że "tu go wrzucono któregoś dnia, by żywcem zjeść". Do dziś uważam Legendę za jedną z najdoskonalszych płyt polskiego rocka.

Druga płyta Armii była punktem wyjścia do dalszych poszukiwań. Brylewski przewijał się w nich wielokrotnie. Na początku sięgnąłem oczywiście po pierwszą płytę Armii - nieco mniej poetycką, za to surowszą i bardziej punkową, w każdym tego słowa znaczeniu.

Te muzyczne eksploracje musiały zaprowadzić mnie w przeszłość. Tworzona przez Brylewskiego muzyka była wehikułem czasu. Musi być w tym swoisty paradoks, że w tej podróży najpierw natrafiłem na płyty Izraela, a dopiero później na Brygadę Kryzys i sam Kryzys. Poszukiwania były znacznie trudniejsze niż dziś. Nie było Internetu, nikt nie marzył o Spotify. Płyt słuchałem z kaset.

Izrael stanowi do dziś wyłom w moich muzycznych fascynacjach.

Wielu uzna to za bluźnierstwo, ale nie znoszę reggae. Nie kocham Marleya. Dźwięki tego typu wywołują we mnie nieokreślony wewnętrzny zgrzyt. Zgodnie z tymi prawidłami płyta Biada, biada, biada nie powinna mi się podobać. Musi być w tym jakiś cud, że korzenny debiut Izraela uwielbiam, a w jego prostocie i punkowym pazurze dostrzegam geniusz Brylewskiego. Po nim mogłem dotrzeć już tylko do Brygady Kryzys i samego Kryzysu. Tych dwóch zespołów Roberta, które nigdy szczególnie mnie nie zachwyciły, choć dziś doskonale rozumiem czym były w bezbarwnych latach 80.

Kilka lat temu Robert Brylewski umieścił na swoim youtube'owym kanale fragment programu telewizyjnego z tamtego okresu. poświęconego Kryzysowi. Oddajmy głos narratorowi, który ubolewa nad popularnością zespołu:

Słuchając ich produkcji i patrząc na powodzenie jakim cieszy się zespół nastolatków, z całą powagą uświadamiamy sobie, jak wiele szkody uczynił lekceważący stosunek władz oświatowych do spraw wychowania muzycznego i estetycznego w polskim szkolnictwie.

Trudno się dziwić, że prawie u schyłku PRL-u, twórczość Kryzysu nie podobała się władzy. Brylewski we wspomnianym programie mówił, że jego zespół jest przeciwko wszystkiemu, co jest przeciwko niemu, a w utworze Ambicja deklarował, że tytułowej cechy nie posiada.

Podróż w przeszłość śladami Brylewskiego doprowadziła mnie do najważniejszych muzycznych odkryć.

Później z zainteresowaniem śledziłem twórczość muzyka, ale nigdy nie wzbudziła już tak silnych emocji, jak najważniejsze dzieła jego życia. Falarek Band z lat 90. czy 52um to projekty, które muszą stanowić dla nich tło. Odnoszę się do nich z szacunkiem, ale bez zapału.

REKLAMA

Robertowi Brylewskiemu zawdzięczam wiele wzruszeń. Do dziś słucham płyt, które współtworzył. O jego muzycznym talencie najlepiej świadczy fakt, że po dekadach od pierwszego odsłuchu nadal poruszają mnie w podobny sposób. Do dziś czuję ciarki na plecach, słuchając pierwszych płyt Armii. Do dziś wierzę, że Babilon upadnie, gdy odtwarzam krążek Biada, biada, biada.

Dziękuję ci, Robercie. Spoczywaj w pokoju.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA