REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Godzilla: Planeta Potworów to anime, które z przyjemnością obejrzy również zachodni widz - recenzja

Stracili swoją planetę. Uciekli w kosmos, gdzie dopadł ich głód, a nadzieja zamieniła się w bezradność. W akcie ostatecznej rozpaczy powracają na Ziemię, podejmując walkę o dom, który został im odebrany przez bestie. Godzilla: Planeta Potworów nie jest typową produkcją o wielkim gadzie.

17.01.2018
17:40
Godzilla: Planeta Potworów to zaskakująco dobra animacja - recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Pomimo otoczki twardego science-fiction, Planeta Potworów pod pewnym względem wraca do filmowych korzeni serii z wielką bestią. Godzilla ponownie jawi się tutaj jako zagrożenie całej ludzkości. Jest przeciwnikiem, nie obrońcą. Niepowstrzymaną siłą, która systematycznie i bezwzględnie niszczy wszystko na swojej drodze. Żadna broń, żadne mocarstwo i żadna technologia nie są w stanie jej powstrzymać. Dlatego ludzkość decyduje się na ucieczkę w kosmos.

Godzilla: Planeta Potworów koncentruje się wokół powrotu na planetę w akcie ostatniego, desperackiego ataku.

 class="wp-image-125998"

Wzorem filmu Interstellar, upływ czasu w kosmosie jest wartością względną. Okazuje się, że gdy ludzkość wraca do Układu Słonecznego, minęło nie 20, ale 20 tys. lat. Ziemia niemal w niczym nie przypomina świata, który został opuszczony przez homo sapiens. Planeta jest dzika, pełna pomniejszych potworów, a na domiar złego Godzilla wciąż niepodzielnie nad nią panuje. Rozpoczyna się nierówna walka o przetrwanie, w której ludzkość wydaje się stać na przegranej pozycji.

Jeżeli jesteście zaciekawieni tytułem, ale nie przepadacie za japońską kreską animacji, mam dobrą wiadomość. Chociaż pod względem realizacji Godzilla: Planeta Potworów jest typowym anime, to nie ma tutaj egzotycznego, obcego nam kulturowo sposobu narracji. Netflix dopilnował, ale jego tytuł był możliwie globalną produkcją. Dlatego mieszkańcy obu Ameryk oraz Starego Kontynentu bez żadnych zgrzytów zanurzą się w tę opowieść.

Ta jest banalna, ale dobrze przedstawiona. Mamy jasny podział na dobrych i złych. Postawienie Godzilli w roli bezosobowego tajfunu sprawiło, że zostało więcej miejsca na rozwinięcie ludzkich postaci. Bohaterowie są do pewnego stopnia modelowymi archetypami, ale świetnie realizują powierzone im zadania. Nie męczą i nie irytują, co z punktu widzenia zachodniego widza jest bardzo ważne. Wszakże mówimy o mainstreamowym anime. Kategorii, w której patetyczne dialogi są na porządku dziennym, a herosi bywają tak prawi, że aż mdli.

Godzilla: Planeta Potworów cieszy oko płynną animacją bez spadków i gorszych momentów.

 class="wp-image-126001"

W przeciwieństwie do większości anime, statyści drugiego i trzeciego planu nie są traktowani po macoszemu. Trójwymiarowe modele zapewniają odpowiedni poziom szczegółowości, która jest skalowalna niezależnie od ujęcia. Co bardzo ważne, komputerowym postaciom i elementom otoczenia nie towarzyszy nimb sztuczności. Efekt 3D jest stosunkowo nieinwazyjny. Wszystko bardzo ładnie komponuje się z dwuwymiarowymi, malowanymi tłami planety Ziemia, co widzicie na grafice powyżej.

W parze z solidną warstwą wideo podano bardzo przyjemne audio. Producenci z Toho powstrzymali się od implementacji j-popu oraz j-rocka. Postawili na uniwersalne motywy instrumentalne, które świetnie komponują się z zimną pustką kosmosu. Potem jest nieco gorzej, ale akcja przyspiesza na tyle, że przestajemy zwracać uwagę na ścieżkę dźwiękową. Seans mija w okamgnieniu, przy akompaniamencie wybuchów i okrzyków.

Szkoda tylko, że twórcy zdecydowali się na tak bezczelne zakończenie.

Napisy końcowe pojawiają się w momencie, który trzyma w napięciu. To bezczelne zagranie obliczone na drugą część Godzilli, która pojawi się w przyszłości. Nie mam nic przeciwko, gdy tego typu zabiegi są stosowane przez twórców seriali. Zwłaszcza tych dostępnych w Netfliksie, gdzie zwykle od razu dostajemy cały sezon. Jednak w przypadku pełnometrażowego anime tego typu ruchy nie przystają.

REKLAMA

Kontynuację filmu Godzilla: Planeta Potworów obejrzałbym tak czy inaczej, bo animacja broni się sama. Nie trzeba było korzystać z tak taniej sztuczki, aby budować bazę pod drugą odsłonę.

Ode mnie solidne siedem jaszczurek na dziesięć

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA