REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Opowiadania Twardocha to podróż w głąb ludzkiej psychiki. Ballada o pewnej panience - recenzja Spider's Web

"Ballada o pewnej panience" to zbiór opowiadań Szczepana Twardocha. Ich lektura nie będzie przyjemna, ale zawarte w książce utwory mają wszelkie cechy dobrej literatury.

11.10.2017
11:48
Szczepan Twardoch, Ballada o pięknej panience
REKLAMA
REKLAMA

Być może to karkołomna teza, ale o wiele trudniej napisać dobre opowiadanie niż powieść. Pewnie dlatego unikam tych krótkich form prozatorskich. Czytając je, szukam choćby w tle zarysowanej puenty. Zupełnie nie przepadam za opowiadaniami, których powstanie uzasadnia jedynie forma. Tak było na przykład ze zbiorem "Uprawa roślin południowych metodą Miczurina" Weroniki Murek. Tomik określany mianem genialnego debiutu, był dla mnie wielkim rozczarowaniem. Zbiorem dobrze napisanym, ale bezcelowym.

Wspominam książkę Murek nie po to, by porównywać ją z dziełem Twardocha. Autor "Morfiny" czy "Króla" to zupełnie inna liga i tego typu zestawienia nie mają sensu. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że jego opowiadania pochodzą z różnych okresów twórczości. Mimo wszystko, w obu przypadkach za istotne uważam pytanie fundamentalne: o rolę opowiadania.

Opowiadania Szczepana Twardocha wciągają jak bagno.

Wybaczcie to prymitywne skojarzenie, ale dawno nie miałem w rękach zbioru opowiadań, który broniłby się jako całość. Choć bohaterów i opisane przez pisarza sytuacje łączy niewiele lub nie jest to łącznik, który miałby przypominać wiązanie atomowe, czytelnik ma poczucie, że znalazł się w konkretnym wszechświecie. Rzeczywistości całościowo podobnej, nieco brudnej, wulgarnej. Chciałoby się może nawet napisać męskiej, gdyby ta męskość nie była stereotypowa i nie stawiała mężczyzn w złym świetle. To też rzeczywistość bardzo zakorzeniona na Śląsku.

Świat opowiadań Szczepana Twardocha jest bardzo brutalny. Pozbawiony sentymentów. Wchodząc do niego, zapuszczamy się do ciemnych uliczek w najgorszych dzielnicach miast. Nie robimy tego dosłownie, bo pisarz nie bawi się kartografa. Nie szkicuje wyraźnego kontekstu miejsca (może poza odrobinę nużącym opowiadaniem „Tak jest dobrze”, osadzonym na Spitsbergenie). Więcej niż o miejscu, dowiemy się o czasie. Przede wszystkim zaś głównym celem jest ukazanie bardzo wyrazistych postaci.

Opowiadania Twardocha są nieco przewrotne. W tytułowym spotkamy mężczyznę, który przybył na pogrzeb narzeczonej, skacowany, sponiewierany, ale w doskonałym humorze. W utworze "W piwnicy" zetkniemy się z małym Frankiem. To na pozór szczęśliwe dziecko zderza się z tajemnicą rodem z mrocznego horroru. "Masara" to z kolei opowiadanie o otyłej nastolatce zamkniętej w piekle swojego ciała. Niekochanej, nielubianej i odrzuconej przez rówieśników, a w gruncie rzeczy również przez własnych rodziców.

Na kartach książki "Ballada o pewnej panience" doświadczamy przemiany bohaterów. Wykluwają się oni, jak motyle z poczwarki. Imago jednak niekoniecznie będzie pięknym, dorosłym, okazałym osobnikiem. Tacy też się pojawiają, ale poznamy również ludzi złamanych przez życie, przemoc czy pogardę.

O ile trudno szukać prostej puenty w poszczególnych opowiadaniach Twardocha, możemy spróbować znaleźć ją w całym zbiorze. Świat w nim jest miejscem, w którym człowiek walczy o przetrwanie, ale też akceptację ludzi obok niego. W biblijnej Księdze Hioba pada egzystencjalne pytanie: czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Rzeczywistość opisywana przez autora "Morfiny" przypomina pod wieloma względami tę Hiobową.

REKLAMA

"Ballada o pewnej panience" nie będzie przyjemną lekturą.

Nie można jej nazwać lekką i łatwą. Zbiór opowiadań Twardocha ma jednak wszelkie cechy, by nazwać go po prostu dobrą literaturą. Obserwacja losów ludzi portretowanych przez prozaika nie dostarczy nam radości, w znaczeniu emocjonalnego odruchu skutkującego wydzielaniem endorfin. Będzie to raczej zmaganie i poznawanie konstrukcji tego świata. Zamiast pięknych jezior czy mórz, rysowanych słowem, zobaczymy odmęty ludzkiej psychiki, żądzy, lęków. Zamiast wspaniałych krajobrazów, doznamy egzystencjalnego drżenia i być może Kierkegaardowskiej bojaźni.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA