REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Jak brzmią dorośli zabójcy? Dojrzale. I wciąż przebojowo - The Killers „Wonderful Wonderful”

W promocyjnych wywiadach przed wydaniem nowej płyty Brandon Flowers opowiadał, że wraz z zespołem chcieli nagrać dorosły album. Czy to się udało?

22.09.2017
10:15
The Killers, „Wonderful Wonderful” - recenzja albumu
REKLAMA
REKLAMA

Tak! „Wonderful Wonderful” to dojrzała płyta. Wciąż jednak przebojowa. A za to przecież kochamy The Killers, prawda?

Przez ostatnie 5 lat Brandon Flowers nabrał odpowiedniego dystansu do poprzedniego albumu „Battle Born”. - Nie powinniśmy go wydawać. Przepraszamy za niego - brzmi nie tylko odważnie, lecz przy okazji mocno intrygująco w kontekście nowej płyty. - Chcieliśmy nagrać dorosłą wersję „Sam’s Town” - dodawał Flowers, co samo w sobie niosło potężną obietnicę. W końcu mowa o legendarnym drugim albumie The Killers, który ugruntował ich pozycję na światowym rynku gigantów rocka.

Jak więc brzmią dorośli Zabójcy?

Odpowiedź na to pytanie dostajemy już w pierwszym, tytułowym kawałku. Wonderful Wonderful brzmi mocno eksperymentalnie. Utwór zbudowany jest w zupełnie nowej dla The Killers estetyce - dość oszczędnej, z prowadzącą sekcją rytmiczną, a nie gitarami, czy klawiszami samego Flowersa.

W nowej estetyce dla The Killers napisany i zagrany został także drugi numer na płycie - singlowy The Man. Tak glamrockowego brzmienia nie powstydziłby się Duran Duran (oczywiście z lat swojej świetności, a nie aktualnej karykatury).

Potem dostajemy dawkę trzech utworów, po których można z łatwością rozpoznać styl The Killers. Rut - jeden z najładniejszych kawałków na całej płycie - to konstrukcyjnie typowy dla zespołu numer: zaczyna się powoli, by zakończyć się wybuchem stadionowego rocka z patosem, jakiego nie powstydziliby się panowie z U2. Life to Come to killerowska ballada. Run for Cover z kolei to typowy dla Flowersa przebojowy numer, trochę przypominający stylem single z pierwszego wybitnego albumu „Hot Fuss” z 2004 roku (matko boska, ile to już lat minęło). To zresztą nie dziwi, bo geneza Run for Cover sięga właśnie tego okresu.

Punktem kulminacyjnym "Wonderful Wonderful" są dwa kolejne numery: Tyson vs Douglas i Some Kind of Love.

Ten pierwszy - mój ulubiony z całej płyty - to pokaz tego, w czym Flowers jest najlepszy: słodko-gorzkich hymnach. Motyw liryczny oparty jest na słynnej walce Bustera Douglasa z Mikiem Tysonem, którą sensacyjnie wygrał ten pierwszy. Myliłby się jednak ten, kto oczekiwałby piosenki pisanej z perspektywy zwycięzcy. Flowers zastanawia się, jak to jest schodzić ze sceny po ciężkim knockoucie. Kapitalny numer, świetnie rozpisany na poszczególne instrumenty.

Some Kind of Love z kolei - numer, który promowałem już w moim cyklu 5 najlepszych kawałków z serwisów streamingowych - to przepięknie brzmiąca ballada z nudą psychodelii. Tę ostatnią gwarantuje legendarny producent i twórca, Brian Eno, który jest współautorem numeru.

Końcówka albumu (dwa numery The Calling i Have All the Songs Been Written?) są już mnie spektakularne.

REKLAMA

Koniecznie zajrzyjcie do swojego muzycznego serwisu streamingowego dzisiaj - album „Wonderful Wonderful” to kawałek świetnej muzyki. W sam raz na deszczowe i zimne dni września.

Jak dla mnie 8/10 i jeden z mocnych kandydatów do mojego rocznego Top 5 albumów.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA