Aparat Polaroid będzie straszył w horrorze. Ciekawe co na to polscy właściciele Polaroid Corporation
Polaroid to rodzaj aparatu fotograficznego, który pozwala na natychmiastowe wywołanie wykonanego zdjęcia. Właśnie to urządzenie będzie powodem zamieszania w najnowszym amerykańskim horrorze.
Jestem bardzo ciekaw, co na horror Polaroid mają do powiedzenia Wiaczesław oraz Oskar Smokołowscy. To właśnie oni kupili upadające Polaroid Corporation, przejmując prawa do znaku towarowego popularnego typu aparatów. Ciekawe, czy Polacy dali producentom horroru zielone światło i czy doszło do jakiejś współpracy z wytwórnią. Tak silnie zaakcentowana obecność produktu w filmie to doskonała reklama i kapitalna okazja do utarcia świadomości marki wśród widzów. Z drugiej - trochę głupio, gdyby widzowie utożsamiali nasz produkt z klątwami, morderstwami i duchami.
Filmowy Polaroid działa na zasadzie kasety z serii Krąg - kto zostaje uwieczniony na zdjęciu, ten ma wkrótce zginąć.
Oczywiście nastoletnia amerykańska uczennica Bird Fitcher, która weszła w posiadanie aparatu, nie miała początkowo zielonego pojęcia o klątwie, która spoczywa na retro-gadżecie. Nastolatka wzięła Polaroid na jedną z tych mitycznych amerykańskich domówek, robiła zdjęcia, a niedługo potem zaczęły padać pierwsze trupy. Na domiar złego wykonanych zdjęć nie da się w żaden sposób zniszczyć. Tak samo zresztą jak przeklętego aparatu.
Polaroid nie zapowiada się na żaden przełomowy film grozy. Prawdę mówiąc, horror jest bardzo naiwny w swoim założeniu. Do tego wykorzystuje schematy, które widzieliśmy w kinie już dziesiątki razy. Jednak coś mi mówi, że wcześniej czy później dam szansę temu tytułowi, chociażby ze względu na dosyć karkołomny pomysł zamiany aparatu na źródło wszelkiego zła w filmie. Mieliśmy już przerażające gąbki i mordercze opony. Dlaczego by nie upiorne Polaroidy?
