REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Powstrzymajcie emocje. Sukces "Wonder Woman" raczej nie zmieni podejścia do kobiet w kinie

Od tygodnia zewsząd słychać o fenomenie filmu Wonder Woman, o jego rekordach oraz o tym jak wiele może on zmienić dla kobiet w branży. Byłbym jednak ostrożny z fanfarami.

09.06.2017
18:25
Wonder Woman
REKLAMA
REKLAMA

Na wstępie zaznaczę, że "Wonder Woman" to rzeczywiście wspaniały obraz – kapitalne kino rozrywkowe, łączące elementy przygodowe, wielkie widowisko z kapitalnie wyreżyserowanymi scenami akcji, cudowną Gal Gadot w roli tytułowej oraz zawadiackim Chrisem Pine’em, jako jej obiektem miłosnym. Do tego film ten bazuje nie tylko na akcji, ale również na empatii, gdyż jest to w dużej mierze opowieść o miłości i jej sile.

Sukces "Wonder Woman" jest niepodważalny.

Wonder Woman podnosi czołg

Ponad 100 mln dol. zarobione w Stanach zjednoczonych w sam tylko weekend otwarcia. Na całym świecie łącznie film Patty Jenkins zarobił ponad 200 mln dol. w trzy dni. Jeszcze nigdy wcześniej żaden film z kobietą w centralnej roli oraz reżyserowany przez przedstawicielkę płci żeńskiej, nie był tak wielkim komercyjnym przebojem. Do tego, "Wonder Woman" przełamał też złą passę filmów z DCEU i spotkał się z pozytywnym odbiorem nie tylko fanów, ale też krytyków/dziennikarzy.

Głosy zachwytu więc rozumiem w pełni i nawet po części się do nich przyłączam, natomiast odczuwam w nich lekką przesadę i egzaltację wynikającą z emocji chwili.

Po pierwsze, już sam fakt, że tak bardzo świętujemy sukces filmu z kobietą w roli głównej i przede wszystkim reżyserowanego przez kobietę dla mnie jest jednak trochę smutny, bo dowodzi, że ciągle jesteśmy jeszcze słabo rozwiniętą cywilizacją.

Po drugie, kobiety nie od dziś kręcą dobre filmy. Sama Patty Jenkins ponad dekadę temu nakręciła genialny film "Monster" z oscarową rolą Charlize Theron. Oprócz niej wartymi uwagi artystkami są też Sofia Coppola (nagrodzona w tym roku w Cannes), Debra Granik, Miranda July, a także Lynne Ramsay (kilka lat temu głośno było o jej wybitnym filmie "Musimy porozmawiać o Kevinie", a jej najnowszy obraz "You Were Never Really Here" zrobił niemałą furorę w Cannes w tym roku i ma szansę sporo namieszać po premierze kinowej).

Warto też wspomnieć o pionierce kina, czyli Lois Weber, która tworzyła filmy w pierwszych dekadach istnienia kinematografii i Hollywood.

W swoich czasach była potęgą w branży, ówczesnym odpowiednikiem Stevena Spielberga. Jej filmy były kasowymi hitami, zbierały fantastyczne recenzje i przecierały nowe szlaki pod kątem technicznym. Weber jako pierwsza zastosowała dzielenie ekranu (w filmie "Suspens" z 1913 roku); jako jedna z pierwszych w historii eksperymentowała z dźwiękiem w epoce kina niemego, a nawet wprowadzała technologię 3D (!) w okolicach 1915 roku.

Kadr z filmu Suspense z 1913 roku, w którym po raz pierwszy zastosowano podział ekranu

I oczywiście nie jest prawdą, że kobiety nie potrafią/nie chcą/ nie tworzą bardziej "twardego" i "szorstkiego" kina. Wystarczy podać jako przykład Kathryn Bigelow (byłą żonę Jamesa Camerona), która kilka lat temu dostała Oscara za film "Hurt Locker" – typowy przykład "męskiego kina".  W 2008 roku reżyserka Lexi Alexander dała światu mroczny i brutalny film "Punisher: Strefa wojny", który jest dowodem na to, że nie jest prawdą iż Patty Jenkins jest pierwszą kobietą, reżyserującą komiksową adaptację.

Powodów, dla których filmowe kariery kobiet nie są tak bujne i trwałe jak u mężczyzn jest sporo.

Oczywiście istnieje tzw. szklany sufit"; istnieje niechęć "starszych panów w garniturach" itp. Ale istnieje też kwestia związana z samym podejściem kobiet do pracy, szczególnie w dawniejszych czasach, kiedy to panie znacznie chętniej i częściej np. przedkładały rodzinę nad karierę.

Od ładnych kilku lat branża próbuje "wypychać" kobiety na pierwszy plan produkując coraz więcej filmów z silnymi kobietami w rolach głównych. Z jednej strony sukcesem okazały się filmy afirmujące kobiecość bądź dziewczyńskość, takie jak "Kraina Lodu" (z hymnem przewodnim Let it go), "Igrzyska śmierci" (z chyba najbardziej popularną kobiecą bohaterką XXI wieku czyli Katniss Everdeen graną przez Jennifer Lawrence). Nowy "Mad Max: Na drodze gniewu" też zrobił zwrot o 180 stopni i zwrócił się ku postaci Furiosy, która wyrosła na główną bohaterkę filmu.

Mimo wszystko jednak, póki co liczby mówią same za siebie.

O ile widownia nie jest może jakoś mocno negatywnie nastawiona do filmów z żeńskimi postaciami w rolach głównych, tak owe filmy nie ściągają do kin tłumów.

Wystarczy spojrzeć sobie na wyniki finansowe większości filmów z kobietami jako centralnymi postaciami. Fatalna "Catwoman" z Halle Berry zarobiła na całym świecie trochę ponad 80 mln dol. przy budżecie 100 mln dol.

Nakręcony rok później "Aeon Flux" oparty na popularnej swego czasu kreskówce MTV, z Charlize Theron w roli głównej i w reżyserii (kobiety) Karyn Kusama, nie miał wprawdzie wielkiego budżetu (62 mln dol.), ale nie zdołał nawet zarobić tyle, by wyjść na zero.

Charlize Theron w scenie z filmu Aeon Flux

Świetny akcyjniak "Ścigana" w reżyserii Stevena Soderbergha, w którym to gwiazda MMA Gina Carano dosłownie kopie tyłki  Channingowi Tatumowi, Ewanowi McGregorowi czy Michaelowi Fassbenderowi miał jeszcze mniejszy budżet (23 mln dol.), a globalnie zarobił trochę ponad 30 mln dol..

Wehikuł akcji, który miał wypromować Zoe Saldanę po sukcesach w "Avatarze" i "Star Treku", czyli film "Colombiana" też nie zyskał zbyt wielkiej famy zarabiając na całym świecie 60 mln dol. i nie wzbudzał zbyt wielkich zachwytów widowni.

Widoczna jest więc pewna, dość wymierna, granica widzów, którzy zainteresowani są filmami akcji (i nie tylko) z kobietami w rolach głównych.

Sytuacji na pewno nie poprawiają zapędy do wymieniania męskich bohaterów na postaci kobiecie, jak to miało miejsce w przypadku nowych "Pogromców duchów". Największy hejt na ten film (rekordowa, ponad milionowa liczba kciuków w dół pod zwiastunem na YouTube’ie i negatywnych komentarzy wszędzie w sieci) spadł nie dlatego, że jest to film z kobietami w roli głównej ani dlatego, że był słaby (bo nie był), tylko dlatego, że kultowe postaci z serii zastąpiono kompletnie innymi, totalnie ignorując całą mitologię z wcześniejszych filmów (wszyscy oryginalni "Pogromcy duchów" pojawiają się w tym filmie w kompletnie innych rolach).

Oczywiście, można łatwo stwierdzić, że dziś wielkie widowiska z kobietami w rolach głównych stają się przebojami, tylko problem w tym, że są to typowe samograje.

Takim samograjem jest i "Łotr 1", bo trzeba być mocno naiwnym sądząc, że film ten zarobił ponad miliard dolarów, dlatego że ludzie chcieli oglądać kobiecą bohaterkę. Założę się, że gdyby głównym bohaterem filmu z uniwersum Star Wars był mały piesek to miałby równie wysoką widownię.

Felicity Jones jako Jyn Erso w filmie Łotr 1 - Gwiezdne wojny historie
REKLAMA

"Wonder Woman" zarabia znakomite pieniądze, bo jest dobrym filmem, ale też dlatego, że należy do filmowego uniwersum DC, a historia tytułowej bohaterki rozpoczęła się już w filmie "Batman v Superman". Jak dotąd każdy film z DCEU był kasowym hitem (pomimo tego, że ich jakość była sporo gorsza od "Wonder Woman"). Jeśli doczekamy się solowego filmu z Czarną Wdową z MCU to zapewne również stanie się przebojem, jako że postać ta zyskała sobie już sporą sympatię i popularność wśród widzów poprzednich filmów Marvela.

Także byłbym ostrożny w obwieszczaniu światu, że od premiery "Wonder Woman" żyjemy w nowej erze i od teraz filmy o kobietach i reżyserowane przez kobiety mają przed sobą lepsze czasy. Nadal jednak głęboko wierzę w to, że przede wszystkim liczy się jakość danego filmu i to czy jest dobry, a sam fakt, czy jego bohaterką jest kobieta, a reżyserem przedstawicielka płci żeńskiej, jednak w tym wszystkim jest najmniej istotny. Przynajmniej dla mnie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA