REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Ekranizacje, horrory, e-booki, aplikacje, spoilery i alimenty - Graham Masterton w wywiadzie dla Spider's Web

Graham Masterton to nazwisko, którego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Pisarz obecnie przebywa w chętnie odwiedzanej przez siebie Polsce w ramach promocji swojej nowej książki i znalazł chwilę czasu, by odpowiedzieć na kilka naszych pytań dotyczących zarówno literatury, jak i... nowych technologii.

23.05.2017
21:00
graham masterton w polsce wywiad
REKLAMA
REKLAMA

Niewielu jest współcześnie żyjących pisarzy, którzy mogą pochwalić się tak bogatą bibliografią co Graham Masterton. Udało nam się wraz z Łukaszem Kotkowskim zadać kilka pytań autorowi kultowych horrorów, które budzą w czytelnikach przerażenie od połowy lat 70. ubiegłego wieku.

Graham Masterton w Polsce promuje swoją nową książkę.

Uznany autor horrorów przybył do naszego kraju, który jak często podkreśla, darzy ogromną sympatią. Korzystając z tej okazji, spytaliśmy autora o to, co myśli o ekranizacji i egranizacji swoich powieści w kontekście coraz popularniejszych produkcji tego typu.

Poruszyliśmy w rozmowie także temat wpływu ebooków na czytelnictwo oraz roli internetu i wszechobecnych spoilerów w odbiorze horroru. Dowiedzieliśmy się też, z jakich aplikacji korzysta pisarz i jak pewien film uratował całą grupę artystów przed bankructwem z powodu... alimentów.

graham masterton w polsce wywiad class="wp-image-85813"

Piotr Grabiec, Spider's Web: Nad czym teraz pracujesz i co robisz w Polsce?

Graham Masterton: Aktualnie jestem w Polsce ze względu na promocję najnowszej książki o Detektyw Nadinspektor Katie McGuire, która prowadzi śledztwo dotyczące odkrycia bardzo starych zmumifikowanych zwłok pod podłogą jednego z wiejskich domków w Cork. Otrzymałem zaproszenie od Empiku z okazji Festiwalu Apostrof, a że uwielbiam Polskę i uwielbiam tu przyjeżdżać, to jestem – bo naprawdę na przyjazd do Polski nie trzeba mnie namawiać.

Co myślisz o masowych ekranizacjach głośnych książek w kontekście np. Gry o tron Martina i nowych Amerykańskich Bogów Gaimana?

Uważam, że to fantastyczny pomysł, bo wszyscy uwielbiają te ekranizacje. Ja przez wiele lat zabiegałem o to, aby któraś z moich książek została przeniesiona na ekran w postaci serialu.

Teraz chyba jest na to dobry czas?

To jest bardzo dobry czas, zwłaszcza dla gatunku horroru i pewnie dlatego w zeszłym roku NBC Universal skontaktowało się moim agentem i powiedzieli, że po przeczytaniu The Fifth Witch są bardzo zainteresowani ekranizacji w postaci sześcioodcinkowej produkcji telewizyjnej.

Akcja ma miejsce w Los Angeles i dotyczy kilku różnych grup etnicznych wspomaganych w swojej działalności przestępczej przez poszczególne czarownice, a główny bohater stara się odnaleźć tę dobrą czarownicę – tę piątą – która pomoże mu powstrzymać te pozostałe. NBC bardzo chciało rozpocząć produkcję jeszcze w poprzednim roku, ale nie udało im się znaleźć odpowiedniego scenarzysty, więc mamy nadzieję, że uda nam się w tym roku.

Czy i które twoje dzieła sam chciałbyś zobaczyć na ekranie, kogo byś widział w roli aktora i reżysera?

Najlepiej wszystkie, choć pewnie niektóre z nich byłyby dosyć trudne do przeniesienia na ekran, jak na przykład te o nocnych wojownikach, których akcja dzieje się we śnie - ale już taka Trauma opowiadająca o kobiecie sprzątającej na miejscach zbrodni bez problemu. Co ciekawe Jonathan Mostow – który zrobił U57 o łodzi podwodnej – kupił do niej prawa i opracował scenariusz, ale Universal zdecydował ostatecznie, że budżet ulokuje w innej produkcji.

Jeśli chodzi o reżyserów, to nie mam nikogo na myśli, zwłaszcza że pisarze nie mają zbyt dużego wpływu na film. Znam wielu reżyserów i znałem Tony’ego Scotta – ten niestety popełnił samobójstwo, dowiedziawszy się o swojej chorobie – który przeniósł moje trzy krótkie opowiadania na ekran telewizyjny w ramach jego serii pt. The Hunger, która zebrała dobre recenzje.

Z aktorami jest trudniej, bo nie zawsze są dostępni. W przypadku Manitou to było niesamowite, że niezależna produkcja z gatunku horroru zaangażowała Tony’ego Curtisa, Susan Strasberg, Michael’a Ansarę czy Burgess’a Mereditha.

Podczas pierwszego pokazu postprodukcyjnego w Los Angeles nie wytrzymałem i spytałem Billa Gerdlera, który reżyserował film, jak udało mu się ich namówić do współpracy. Odpowiedział, że udało mu się ich bardzo tanio pozyskać, bo wszyscy byli świeżo po rozwodach i potrzebowali pieniędzy na alimenty. Żeby było śmieszniej, ja byłem w identycznej sytuacji, więc można powiedzieć, że ten film uratował nam skórę przed kłopotami finansowymi - bo wszyscy mieliśmy, jak spłacić nasze byłe żony i mężów. (śmiech)

Ale tak to już jest, że produkcja filmowa zawsze sprowadza się do pieniędzy, bo wymaga ona milionowych nakładów – tym bardziej, kiedy fabuła wymaga zastosowania efektów specjalnych, co w przypadku horrorów zawsze ma miejsce.

graham masterton w polsce wywiad class="wp-image-85809"

Gry wideo rosną w siłę, a chociażby Wiedźmin pokazał, że literatura może być dla nich potężną inspiracją. Czy zobaczymy kiedyś grę opartą o twórczość Grahama Mastertona? Jak widziałbyś taką produkcję?

Byłoby miło. Moje nazwisko pojawiło się już w jednej grze, ale nawet jej nazwy nie pamiętam – coś tam „hill” chyba było w tytule. Ale pojawiłem się tam tylko dlatego, że wszystkie nazwy ulic w tej grze pochodziły od nazwisk pisarzy, więc jest tam też Masterton Street.

Szczerze powiedziawszy, to nie znalazłbym czasu na zaangażowane się w taką przygodę, bo nie mam nawet czasu na napisanie wszystkiego, co bym chciał napisać, nie mówiąc o znalezieniu czasu na pracę przy grze video. Choć oczywiście byłoby fantastycznie, gdyby ktoś się zdecydował na stworzenie gry wideo na podstawie którejś z mojej książek.

A której?

Wszystko jedno, którejkolwiek. Choć pewnie najbardziej nadawała by się seria Night Warriors o ludziach walczących we śnie.

Co myślisz o gatunku horroru jako pisarz - czy jako społeczeństwo nie uodporniliśmy się już nieco na to po tylu książkach, filmach w tym klimacie? Czy nadal jest nas łatwo przestraszyć, zaszokować czy musisz się starać coraz bardziej?

Myślę, że jednak ludzie nadal się boją. Zawsze staram się zaszokować i zaskoczyć czytelnika czymś przerażającym i nieoczekiwanym. Faktycznie powstało już tyle książek o wampirach, wilkołakach i zombie, które są bardzo popularne. Zwłaszcza tych o zombie, które ciągle zdobywają sławę, a dla mnie są śmieszne. Ale mimo to ja zawsze staram się pisać o strasznych demonach, które są niespodziewane i nieznane. Tak było z Manitou, będącym pradawnym indiańskim demonem, czy w przypadku Gin opowiadającym o duchu z Bliskiego Wschodu - za każdym jednym razem staram się wymyślić coś całkowicie niespodziewanego i przerażającego. A te duchy i demony są przerażające, ponieważ pojawiały się w mitologii, którą tworzyli ludzie nieposiadający dzisiejszej wiedzy. Nie wiedzieli na przykład, dlaczego w nocy umarło ich dziecko, dlaczego ich krowy padały jedna po drugiej albo z powodu załamania pogody ginęło wszystko, co uprawiali i wymyślili demony. One pozwalały im to wytłumaczyć.

Sądzę, że nie staliśmy się tyle odporni, co bardziej przyzwyczajeni. Kiedy pojawił się przecież Drakula, to był niesamowicie przerażający. Potem Egzorcysta, który potrafił spowodować, że moja żona po powrocie z kina bała się wejść do naszego salonu. Niedawno znowu widziałem ten film i nie przeraził mnie w ogóle, a wręcz wydał się śmieszny. Trzeba być stale na bieżąco. Obecne pokolenie dzięki mediom społecznościowym ma dostęp do niemal wszystkiego. A przecież w latach 80. i 90. zainteresowanie gatunkiem horroru praktycznie umarło. Pamiętam, że swojego czasu byłem bardzo wziętym autorem we Francji, a nagle dzwoni do mnie mój wydawca i mówi, że już nie chce mnie drukować. Przez 10 lat było naprawdę bardzo trudno mi sprzedać jakąkolwiek książkę we Francji, ale teraz zaczynam tam wracać na półkę, na której przez długi czas nie było mnie w ogóle.

graham masterton w polsce wywiad class="wp-image-85805"

Jak podchodzisz jako autor do elektronicznej dystrybucji książek - to przyszłość, czy zabija nieco klasyczną więź czytelnika z dziełem wydanym w fizycznej formie?

Wszyscy kochamy książki – kochamy je mieć i uwielbiamy ich zapach. Ale dla autora, pracującego autora, książki elektroniczne są czymś fantastycznym, bo dzięki nim możemy znacznie zwiększyć zasięg naszej twórczości. Możesz sprzedać 10 000 egzemplarzy książki drukowanej, ale 100 000 egzemplarzy wersji cyfrowej. I owszem są one tańsze, ale autor z egzemplarza cyfrowego może otrzymać wynagrodzenie nawet na poziomie 50 proc., a tymczasem w przypadku drukowanej trzeba się cieszyć, jak otrzymasz 17 proc. Więc nawet jeśli książka drukowana będzie kosztowała kilkanaście funtów, a cyfrowa 99 pensów, bo będzie częścią większego kontraktu, to i tak zawsze sprzeda jej się o wiele więcej. No i wersja cyfrowa dociera do znacznie szerszego audytorium i jeśli chodzi o mnie, to odmieniło to kompletnie moje życie jako autora.

Sporo się mówi ostatnio o tym, że na Wyspach coraz więcej ludzi jest zmęczonych elektroniką i wraca do papieru. Myślisz, że taki trend się utrzyma, czy jednak papier będzie spychany do niszy?

Nie – uważam, że książki elektroniczne pozostaną. Choćby dlatego, że są bardzo wygodne i można mieć ich na Kindle’u bardzo dużą liczbę przy sobie. Kindle stał się oczywiście bardzo popularny, co nie zmienia faktu, że ludzie nadal kochają książki papierowe. Dla mnie najlepsze jest, że bardzo często po przeczytaniu książki na Kindle’u czytelnikowi tak podoba się powieść, że kupuje ją w wersji papierowej – czyli kupuje książkę dwa razy, a dla pisarza oznacza to dwukrotny zarobek (śmiech).

No, ale na Kindle’u ciężko złożyć autograf.

No tak (śmiech). I ja oczywiście lubię książki papierowe – lubię je mieć w ręku i je wąchać. Ale uważam, że książki elektroniczne zdecydowanie pozostaną.

Jesteś pisarzem horrorów, w których często oprócz klimatu ważne są zwroty akcji. Czy we współczesnym świecie nie psuje tego internet, gdzie spoilery dotyczące zakończeń utworów trafiają jeszcze przed premierą?

Cóż, spoilery – nie mamy wpływu na to, co ludzie mówią. Ale nie - nie sądzę, żeby to miało znaczenie. Uważam, że jeśli twoja książka jest dobra i wystarczająco przerażająca, jeśli są realistyczne postacie, jeśli historia wciąga czytelnika - i w trakcie czytania pozwala mu uwierzyć w to, co czyta – to nie ma to znaczenia, czy wie, co dalej nastąpi.

A co w ogóle sądzisz o nowych technologiach? Należysz do entuzjastów czy traktujesz je jako zło konieczne?

Uważam, że cokolwiek ułatwia życie pisarza, jest według mnie czymś fantastycznym. Nie wyobrażam sobie dzisiaj tworzenia na klasycznej maszynie do pisania. Pamiętam mój pierwszy dzień pracy w zawodzie dziennikarza, kiedy wszedłem do pomieszczenia, w którym pracowało dziesięciu reporterów i każdy pisał na maszynie. Odgłosy w tym zadymionym pokoju brzmiały jak strzały z nitownicy i bardziej przypominały pracę w stoczni podczas budowy statków. Potem pojawiły się elektroniczne maszyny do pisania i to było cudne, potem maszyny z funkcją poprawy pisowni, a na końcu – dzięki Bogu – pojawiły się komputery.

Podczas pracy bardzo ważne dla mnie jest, aby pisać moje powieści tak, jak tworzy się piosenki – żeby czytelnik praktycznie nie czuł, że czyta. Co oznacza wielokrotne poprawki z powodu doboru coraz lepszych słów – wszystko po to, żeby czytelnik poczuł się wciągnięty w to, co czyta. Dzięki pracy na komputerze moja praca jest zatem łatwiejsza.

graham masterton w polsce wywiad class="wp-image-85812"

To z jakich narzędzi korzystasz na co dzień? Wiadomo, że pisać można wszędzie, ale czy masz jakiś swój ulubiony komputer, program, workflow, który sprawdza się najlepiej?

No przyznam, że nie jestem fanem programów poprawiających np. moją gramatykę – jeśli coś tak napisałem, to chcę, żeby właśnie tak brzmiało. Stąd też ograniczam się do używania Worda. Jest on zdecydowanie bardzo przydatny na etapie oddania skończonej powieści do wydawnictwa, kiedy wydawca i korektor zaczynają nanosić swoje poprawki i zapytania – wówczas mogę się do nich bardzo szybko odnieść i błyskawicznie poprawić cokolwiek wymaga korekty. Ale nie korzystam za żadnych fikuśnych programów.

Jeśli chodzi o komputer, to pracuję na Acerze - z szerokim płaskim ekranem. Mój najmłodszy syn jest handlowcem sprzętu IT, więc jakikolwiek by mi się zamarzył, to mogę go mieć. Ale ten, który aktualnie mam jest w zupełności wystarczający. A jakby ktoś chciał coś kupić, to polecam mojego syna (śmiech).

Z jakich aplikacji na smartfonie korzystasz najczęściej?

Oczywiście Facebook i Twitter, a poza tym aplikacje większości linii lotniczych – LOT jest jedną z nich. A poza nimi to nie bardzo, bo nie mam na nie czasu – i na komputerze też nie grywam.

A jak dziś wygląda dzień pracy mistrza horroru?

Wstaję i robię kawę.

Czy bardzo różni się to od tego, jak pracowałeś u startu kariery?

REKLAMA

Nie, w ogóle. Nie różni się też od czasów, kiedy byłem dziennikarzem. Więc najpierw robię sobie kubek kawy, takiej prawdziwej siekiery, a potem siadam i najpierw odpowiadam na wiadomości od fejsbukowiczów. W Polsce mam trzy strony fanowskie – jedną oficjalną i dwie nieoficjalne – a poza tym też jedną we Francji, więc pierwsze, co robię, to odpowiadam czytelnikom, którzy do mnie za ich pośrednictwem piszą. A potem siadam do pisania i piszę tak długo, aż uznam, że na dany dzień napisałem już wystarczająco. Zwykle pisze do piątej po południu, chyba że czasem odpłynę i wtedy piszę do późna. A jak skończę to idę do pubu.

*Tłumaczenie tekstu i zdjęcia: Monika Nowak, współpraca: Łukasz Kotkowski

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA