REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Panie McGregor, niech pan wróci do aktorstwa. Film Amerykańska sielanka to strata czasu – recenzja Spider’s Web

Uwielbiam aktorstwo Ewana McGregora. Jednak jego reżyserki debiut udowadnia, że nie każdy dobry aktor wie, jak się powinno zrobić dobry film. Miało być poważnie, wyszło dość żenująco.

29.01.2017
19:38
Amerykańska sielanka recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Trainspotting, Gwiezdne wojny, Helikopter w ogniu czy nawet Moulin Rouge. Gdziekolwiek McGregor się nie pojawi, lśni na tle innych aktorów lub chociaż nie ustępuje im swoim wysokim poziomem. Jak wielu dobrych aktorów, McGregor postanowił stanąć za kamerą i na swój sposób opowiedzieć jakąś historię.

Niestety, dopóki aktor skoncentrowany jest na własnej roli, wypada świetnie. Jednak historii opowiadać nie umie. Ani robić filmów. Amerykańska sielanka to nużący dramat i ekranizacja książki Philipa Rotha.

Fani książki będą rozczarowani.

McGregor w reżyserowanym przez siebie filmie wciela się w Seymoura Lwowa, przykładnego obywatela pod każdym względem. Lwow był Żydem, uznanym sportowcem, a dzięki odziedziczonej po ojcu pozycji w fabryce, również nie narzekał na brak pieniędzy.

Zarabiał ich na tyle dużo, by kupić sobie niewielką farmę nieopodal miasta i żyć na niej w swoim małym raju ze swoją nieżydowską żoną i byłą miss New Jersey. Tam prowadzi proste, wiejskie życie i wychowuje w tej sielance swoją córkę Mary.

Trudno wyczuć, co jest motywem przewodnim dalszego ciągu opowieści. Stawiałbym, że nieprzewidywalność zdarzeń i tego, co nas czeka w przyszłości. Bo kto by się spodziewał, że mająca pewne problemy ze swoją seksualnością i jąkająca się córka pod wpływem tegoż stanie się radykalną działaczką lewicową?

Amerykańska sielanka recenzjaSama opowieść filmu skupia się na konsekwencjach, jakie rodzice Mary, wspomnianej córki, ponoszą na skutek jej kolejnych decyzji. Stres związany z grożącym jej niebezpieczeństwem czy też jej zniknięcie w lewicowym podziemiu odciskają swoje piętno na rodzinie, a szczególnie na Lwowie, głównym bohaterze.

To bardzo ciekawy materiał na świetny dramat, co zresztą udowadniają bardzo wysokie oceny książki, której film jest ekranizacją. Niestety, dzieło McGregora składa się głównie z nużących, nic nie wnoszących dialogów. Przy czym nie ma nic złego w opieraniu filmu na dialogach (Kevin Smith!), ale sama koncepcja takiej formy, niestety, nie wystarczy. A dialogi te są marne i puste.

Jedynym plusem całego filmu są świetne zdjęcia, które mają szansę pozostać mi dłużej w pamięci. No i muzyka. Scenariusz, montaż i gra aktorska są w najlepszych momentach średnie, a zazwyczaj dość rozczarowujące. Film nie prowadzi nas w odpowiednim tempie przez historię i poruszaną problematykę, jest chaotyczny.

REKLAMA

Do Amerykańskiej sielanki można podejść, gdy nie mamy nic lepszego do roboty. Nie jest totalną klapą, a kilka scen (i to dosłownie kilka!) przykuwa uwagę. Jako całość niestety, nie broni się w ogóle. A biorąc pod uwagę rzekomo wysoką jakość materiału źródłowego, oznacza to, że na kolejny film z McGregorem w roli reżysera raczej nie warto czekać.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA