REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Chcę solowej płyty Flea! Red Hot Chili Peppers "The Getaway". Recenzja sPlay

Długo oczekiwany powrót Red Hot Chili Peppers nie rozczarowuje. I choć "The Getaway" nie ustrzegło się kilku słabych punktów, to jako całość, udanie łączy nonszalację ich pierwszych albumów z ambicjami i przebojowością tych nowszych.

17.06.2016
18:33
Red Hot Chili Peppers The Getaway recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Minęło 5 lat od ich poprzedniej płyty "I’m With You", która  trochę rozczarowywała. "The Getaway" idzie na szczęście o krok do przodu, aczkolwiek nie wszystkie problemy poprzednika udało się zażegnać. Tym głównym problemem jest to, że już po praz kolejny grupa nie jest w stanie dostarczyć słuchaczom jakiegoś naprawdę zapadającego mocno w pamięć kawałka. Bez względu na to, czy miałby to być jakiś ambitny rockowy hymn, czy też typowy hicior, który rezonowałby na dłużej z masową publiką.

Mówiąc wprost, pomimo iż Red Hoci usilnie starają się (a to słychać), by tworzyć przyjemne i wpadające w ucho melodie oraz rytmy, to nie udaje im się wykreować żadnego utworu, który miałby potencjał dorównać Californication, By The Way, Can’t Stop, Give it Away.

red_hot_chili_peppers_the_gateway class="wp-image-70974"

Oczywiście, nic na siłę, grupa swoje "5 minut sławy" przeżyła i nadal cieszy się sporą popularnością. Tym niemniej, te ich komercyjne zapędy, by wyhodować nowy przebój, działają trochę na niekorzyść, a słychać to w pierwszych utworach "The Getaway". Kawałek tytułowy zaczyna się znakomicie, kapitalna funkowa gitara i przepysznie rytmiczny bas Flea zapowiadają coś wielkiego. I nagle wchodzi linia wokalna, następnie zwrotka i refren brzmiące do bólu banalnie. Potem jeszcze pojawiają się dziwne syntezatory.

Z Dark Necessities sytuacja jest jedynie trochę lepsza. Intro brzmi naprawdę intrygująco, potem kapitalna linia basu, wraz ze zwrotką pojawiają się klimatyczne riffy na fortepianie. Wszystko psuje słaby, "miękki" refren. Chociaż tego kawałka czepiać się nie będę, bo akurat nie jest taki zły i nawet go lubię. Mimo wszystko te dwa rozpoczynające płytę utwory pokazują, że tak naprawdę tylko Flea na basie pozwala sobie na szaleństwo i zabawę, a cała reszta idzie po linii najmniejszego oporu.

Znacznie gorzej jest w następnych We Turn Red i Longest Wave – oba potwornie nijakie, banalne i zadziwiająco łatwo ulatniające się z pamięci.

Go Robot powtarza wcześniejszy schemat, czyli kapitalny początek z pulsującym rytmem basu (gdyby nie Flea Red Hoci ciężko by przędli), ale to co dzieje się dalej to już wynik chyba nadmiernie dobrego samopoczucia muzyków (if you know what I mean). Brzmi to jak kiepski synth rock rodem z filmu klasy b z lat 80. I pomimo, że lubię stylistykę  synthwave, to jednak Go Robot nie działa na mnie, nawet jeśli przyjęlibyśmy, że to muzyczna zabawa albo forma żartu.

Dalej jest już lepiej. Zespół odpuszcza sobie bezpieczne hity i zaczna bardziej eksperymetnować. Goodbye Angles jest chyba najbliższe dźwiękom pamiętnym z "Californication". Tym razem Kiedis powstrzymał swoje zapędy, by napisać kolejnego melodyjnego hiciora i udało się upichcić kawałek z ciekawymi rozwiązaniami brzmieniowymi, konsekwentnie trzymanym w ryzach rytmem, fajnej płynącej melodii i elektryzującej solówce na basie i gitarze pod sam koniec. Takich Red Hot Chili Peppers mogę słuchać bez przerwy.

Sick Love brzmi z kolei po prostu sielnakowo, przywodzi na myśl skojarzenia z Beatlesami, ma w sobie urzekającą lekkość i relaksującą atmosferę. I ciężko się dziwić, gdyż na spółkę z zespołem pisali go Elton John i Bernie Taupin. To jeden z mocniejszych momentów na płycie. Podobnie jak alternatywny Detroit z kapitalnym zeppelinowskim riffem na gitarze w zwrotkach

REKLAMA

Fani Red Hotów nie mają się czego obawiać, nie zawiodą się na "The Getaway", bo to udana płyta.

Flea i spółka to dobrze naoliwiona maszyna i jeden z najlepszych rytmicznie zespołów na świecie. Panowie posiedli naprawdę rzadką umiejętność pisania dobrych kawałków, tak pod względem konstrukcji jak i melodii, nie sposób tego nie docenić. Gdyby tylko tak bardzo nie starali się zabiegać o komercyjne względy to "The Getaway" byłoby jeszcze lepsze. Ale cóż, nobody’s perfect.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA