REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Czy "X-Men: Apocalypse" to najlepszy film o X-Menach? Mocno subiektywny ranking produkcji z serii

Z okazji premiery filmu „X-Men: Apocalypse” prezentujemy nasze subiektywne zestawienie wszystkich filmów z serii X-Men, od najgorszych po najlepsze.

20.05.2016
17:23
Ranking filmów X-Men
REKLAMA
REKLAMA

Seria X-Men należy do jednej z bardziej nierównych, w dużej mierze ze względu na przetasowania na stołkach reżyserskich oraz odmienne podejścia do formuły i kierunku, w którym cała saga ma zmierzać. Na X-Menach dokonuje się także swego rodzaju eksperyment filmowy, było nie było, to właśnie od tej serii rozpoczęła się na nowo moda na filmy o superbohaterach, która dziś przybrała potężne rozmiary. Ma to swoje plusy i minusy, o których poniżej.

8. X-Men: Apocalypse

Zaczynamy od najnowszej odsłony. Trailery wyglądały nieźle, choć trochę niepokoiły i niestety potwierdziły obawy. „X-Men: Apocalypse” to w najlepszym wypadku średno udane kino klasy B. A tak naprawdę to jeden wielki bałagan, pełen głupot i zmarowanego potencjału postaci, które budowane były przez lata w poprzednich filmach. Aż trudno uwierzyć, że odpowiada za to „ojciec” całej serii, czyli Bryan Singer... Jeśli są jakieś powody, dla których warto obejrzeć „X-Men: Apocalypse” to z pewnością kolejna świetna scena z Quicksilverem; młody Nightcrawler w kultowej kurtce Michaela Jacksona z klipu „Thriller” oraz Michael Fassbender (Magneto) mówiący po polsku i mieszkający w podwarszawskim Pruszkowie.

7. X-Men Geneza: Wolverine

Z perspektywy zwykłego widza, który nie zna serii, ten spin-off skupiony na historii Wolverine’a to w miarę przyzwoite kino akcji. Bez szału, ale da się oglądać. Natomiast w kontekście uniwersum, "X-Men Geneza: Wolverine” to mały potworek. Nie dość, że nie wykorzystał w pełni postaci Wolverine’a, o której opowiada (i która jest jedną z najlepiej zarysowanych postaci w historii popkultury) to jeszcze uwypukla wszystkie najgorsze błędy jakich dopuszczały się całkiem niedawno wielkie wytwórnie filmowe w procesie tworzenia adaptacji komiksów. Mam tu na myśli, lekceważenie fanów oraz brak poszanowania dla komiksowego pierwowzoru. Film miał zarabiać pieniądze, a gdy coś nie pasowało do „starej, sprawdzonej matrycy” to trzeba było dokonać zmian. Mowa tu przede wszystkim o postaci Deadpoola, która pojawia się w filmie na drugim planie. Fani z pewnością wiedzą o co chodzi, a tych mniej zorientowanych zapraszam na seans porównawczy tego jak Deadpool został przedstawiony w „Genezie: Wolverine”, a jak ta postać wygląda naprawdę zarówno w komiksach jak i w niedawnej adaptacji filmowej z Ryanem Reynoldsem w roli głównej.

6. X-Men Ostatni bastion

Ten film spotkał się z dość sporą krytyką, i ogólnie, w kontekście całej serii jest on trochę chaotyczny, ma w sobie zdecydowanie za dużo wątków upchanych na siłę, nie brak też dziur w scenariuszu i paru głupotek, natomiast gdybyśmy mieli zacząć sobie przypominać poszczególne sceny z „Ostatniego bastionu”, to stwierdzilibysmy, że może to nie był w pełni udany film, ale miał parę niezłych momentów oraz całkiem nieźle spisuje się w kategorii typowego wakacyjnego blockbustera. Tym niemniej, przyznaję, nie jest to godne zwieńczenie pierwszej trylogii.

5. X-Men

Od tego filmu wszystko się zaczęło. I nie chodzi mi tylko o całą serię „X-Men”, ale o dzisiejsze filmy o superbohaterach w ogóle. Jasne, mieliśmy wcześniej Batmany Tima Burtona czy Supermany Richarda Donnera (części 3 i 4 zrobione bez jego udziału pominę milczeniem), ale po klapie żenującego „Batman i Robin” w 1997 roku, Hollywood oraz widownia spisały adaptacje komiksów na straty. I w sumie ciekawe jak by dziś wyglądało kino rozrywkowe, gdyby nie Bryan Singer. Twórca genialnych „Podejrzanych” postanowił pójść pod prąd i w tamtych czasach pokusił się o adaptację średnio popularnych X-Menów, tworząc z nich przypowieść o tolerancji, wykluczeniu społecznym, inności w sztach hollywoodzkiego widowiska. I choć ta odsłona serii zestarzała się najbardziej, to nadal ma swój urok. Nawet pomimo tego, że na dobrą sprawę głównym bohaterem jest Wolverine (oczywiście nie mam nic przeciwko, ale nie o to chodzi w X-Menach), a cała reszta postaci to drugi plan. Z ciekawostek, o których warto wspomnieć – to właśnie na planie „X-Men” swoje pierwsze szlify w branzy filmowej i adaptacji komiksów zdobywał (jako asystem produkcji) Kevien Feigie, czyli dzisiejszy szef Marvel Studios i mózg MCU.

4. X-Men: Przeszłość, która nadejdzie

To część, w której po latach do serii powrócił jej „ojciec”, czyli Bryan Singer. Ze wszystkich odcinków, „Przeszłość...” jest zdecydowanie najciekawszym pod względem fabularnym, mamy tu bowiem do czynienia z zabawą zarówno z materią podróży w czasie, alternatywnych rzeczywistości jak i z samą formułą filmowych kontynuacji. „Przeszłość, która nadejdzie” stanowi nie tylko sequel względem „Pierwszej klasy”, ale również jest niejako pomostem pomiędzy starą trylogią a nowymi odsłonami, może być też traktowana jako zarówno sequel jak i prequel „Ostatniego bastionu”. Ale równie dobrze może to też być i reboot całej serii, która poprzez zmiany w przeszłości, zmienia bieg wydarzeń, wprowadzając alternatywne rozwiązania. I choć, ta część jest wyraźnie słabsza od „Pierwszej klasy”, to mimo wszystko jest pełna znakomitych scen (przede wszystkim mam na myśli głośną sekwencję z Quicksilverem), świetnie rozwiniętych względem poprzednika postaci, no i Wolverine’a w latach 70. – czegóż chcieć więcej?

3. Wolverine

Oto film, na który wielu fanów X-Men oraz Wolverine’a czekało. Może nie jest to jeszcze idealne przeniesienie tej postaci z kart komiksów na ekran, ale z pewnością, jak dotąd najbliższe papierowamu oryginałowi, który wszyscy uwielbiają. Reżyser James Mangold tchnął nowe życie w postać Logana, Hugh Jackman tym razem był już totalnie w swoim żywiole, a umiejscowienie akcji w Japonii to kapitalne rozwiązanie. „Wolverine” to też, po prostu, jeden z lepszych filmów akcji ostatniej dekady. Wystarczy przypomnieć sobie choćby zapierającą dech w piersiach scenę pojedynku na dachu pociągu.

2. X-Men 2

W momencie premiery, czyli w 2003 roku, druga część „X-Men” uważana była za jedną z najlepszych adapatacji komiksów i kolejnym, niezwykle rzadkim przykładem na wyższość sequela nad oryginałem. Na szczęście do dziś, "X2" nie postarzało się tak znacznie i nadal znakomicie się je ogląda. To sequel idealny. Bryan Singer wziął wszystko to, co najlepsze w pierwowzorze, poprawił i dodał jeszcze lepsze elementy, a całość to po prostu kawał kapitalnie sfilmowanego widowiska, z mistrzowską, otwierającą cały obraz sceną z Nightcrawlerem.

1. X-Men: Pierwsza klasa

REKLAMA

Nie mogło być inaczej. Pomimo iż akcja cofa się o kilka dekad wstecz względem poprzedników oraz przedstawia młodsze wersje X-menów, to jest to też najdojrzalsza odsłona serii. Matthew Vaughn stworzył jednen z najlepszych komiksowych filmów wszech czasów – obraz pełen dramaturgii, znakomicie rozpisanych postaci oraz fantastycznie wyglądających scen widowiskowych. W „Pierwszej klasie” wszystko jest po coś. Rozterki bohaterów są głęboko zarysowane; ich motywacje dobrze wyjaśnione – szczególnie dynamika relacji Charles Xavier i Magneto stanowi podstawowy budulec całego filmu. To co pierwsza trylogia X-Men zaledwie musnęła, jeśli chodzi o charakterystyke postaci Xaviera i Magneto, „Pierwsza klasa” genialnie wyśrubowała najlepiej jak to było możliwe. To też, właściwie jedyna część serii, którą obiektywnie można nazwać po prostu znakomitym filmem w ogóle i spokojnie polecić każdemu widzowi.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA