REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Dobry pomysł i ponura atmosfera nie wystarczyły. "Bez litości", James Scott - recenzja sPlay

Intrygujący pomysł wystarcza mniej więcej do połowy, potem napięcie spada. Świetny początek prowadzi do z każdym rozdziałem coraz mniej ciekawego środka, by ostatecznie dojść do nieudanego zakończenia. "Bez litości" Jamesa Scotta to niezła książka, ale do pełni satysfakcji z lektury trochę jednak brakuje. Zbyt wiele w niej zgrzyta.

27.02.2015
17:00
Dobry pomysł i ponura atmosfera nie wystarczyły. „Bez litości”, James Scott – recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

Stany Zjednoczone, końcówka XIX wieku. Mroźny październik na głębokiej prowincji. Położna Elspeth Howell wraca do domu po kilku tygodniach spędzonych na pracy w mieście. Nie może się doczekać, aż zobaczy twarz męża i wyściska całą gromadkę swoich dzieci.

Nie spodziewa się tego, co zobaczy po dotarciu do celu - splądrowanego gospodarstwa i wymordowanej rodziny.

bez litości

Z masakry, za którą odpowiedzialni byli trzej zamaskowani bandyci, cało udało się wyjść tylko dwunastoletniemu synowi Elspeth, preferującemu towarzystwo zwierząt od ludzi Calebowi. Choć dwójki tej nigdy nie łączyła specjalnie bliska więź, teraz jednoczy ich wspólny cel - odwet na tych, którzy dopuścili się tego okrucieństwa. Porzucają więc ruiny swojego domostwa i ruszają w pościg.

Elspeth i Caleb tworzą dość osobliwą parę bohaterów. Oboje są na swój sposób zajmujący. Kobieta ma za sobą trudną przeszłość i dość poważne grzechy na sumieniu, chłopiec z kolei jest dojrzały ponad swój wiek; ścierają się w nim dwie postawy - współczucie i potrzeba zemsty.

Obie te postaci są intrygujące, ale jednocześnie nie budzą sympatii. Z jednej strony czytelnik ma poczucie, że czyn, którego zamierzają dokonać jest słuszny, z drugiej - kibicowanie im przychodzi z trudem.

Dlaczego? Wcale nie dlatego, że są dość antypatyczni - to przecież jeszcze można zrozumieć. Scott w "Bez litości" poświęcił zbyt dużo miejsca na opisy ich tułaczki i poszukiwań, a zbyt mało, by omówić ich psychikę - tę przyjdzie nam poznać jedynie w niewielkim stopniu, przez co trudno tak naprawdę zrozumieć, co kieruje ich działaniami.

"Bez litości" jest wyraźnie inspirowane dziełami Cormaca McCarthy'ego (nie jego jednego zresztą), co czuć zarówno w nastroju opowieści - mrocznym, ponurym, momentami groteskowym, realistycznym stylu autora, jak i w konstrukcji postaci. Bezwzględnych, brutalnych, odpychających. Zwierzęcych.

Pierwsza - zresztą najlepsza - część powieści, opisująca makabryczne odkrycie Elspeth i jej późniejszą tułaczkę po surowej prerii natychmiast przywołuje skojarzenia z "Drogą".

Jednak na jej tle wypada tak sobie. droga ma w sobie "Droga" ma w sobie jakaś hipnotyczną siłę, przyciąga i fascynuje,"Bez litości" jest po prostu sprawnie napisane. Podobnie zresztą związek rodzica z dzieckiem - tam ojca i syna, tu matki i syna, u McCarthy'ego jest zbudowany o wiele dojrzalej i ciekawiej niż w debiutanckiej książce Scotta.

REKLAMA

Początek "Bez litości" jest bardzo dobry, cała pierwsza część wypada przynajmniej nieźle, potem niestety coraz bardziej wieje nudą. James Scott duży nacisk położył na wykreowanie posępnej atmosfery, ale do sposobu prowadzenia akcji przyłożył się już zdecydowanie mniej. Czyta się tę powieść przyzwoicie, ale - mówiąc kolokwialnie - szału nie ma.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA