REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. YouTube

Krzysztof Kanciarz powróci na YouTube. I to już wkrótce

Nazywa się Krzysztof Kanciarz i na swoim YouTube'owym kanale porad biznesowych wartych 15 tys. złotych udziela za darmo. A raczej udzielał, bo kilka miesięcy temu zniknął z Internetu, prawdopodobnie poświęcając ten czas na inwestycje, inwestycje oraz inwestycje. Niebawem jednak ma powrócić. 

19.09.2014
17:03
Krzysztof Kanciarz powróci na YouTube. I to już wkrótce
REKLAMA

Kanał Krzysztofa Kanciarza to świetna parodia różnego rodzaju rad udzielanych przez "specjalistów" od marketingu wielopoziomowego i "coachów" po kursach uwodzenia. Takich, które w istocie rzeczy pozbawione są jakiekolwiek faktycznej wartości, ale potrafią omamić obietnicą szybkiego i efektywnego sukcesu - "pięć prostych kroków jak zostać miliarderem", "zarób pierwszy milion w 15 minut nie ruszając się z domu", albo "zaciągnij do łóżka każdą kobietę, nigdy wcześniej nawet z nią nie rozmawiając". Są one oczywiście śmieszne same w sobie, ale Kanciarz idealnie je punktuje.

REKLAMA

Kanciarz to w rzeczywistości alter ego Krzysztofa Gonciarza, youtubera najbardziej znanego chyba z serii "Zapytaj Beczkę", w której z dystansem i w błyskotliwo-ironiczny sposób odpowiadał na pytania zadane mu przez widzów. Na dość niecodzienne pytania, dodajmy - na przykład czy można się masturbować pod wodą, jak zrobić coś z niczego, albo dlaczego plecy występują w liczbie mnogiej, a nie pojedynczej. I to wcale nie są najdziwniejsze przykłady. Gonciarz jakiś czas temu wstrzymał produkcję swoich komediowych formatów i poświęcił się nagrywaniu treści, które sam nazywa "premium". Przybliża w nich między innymi kulturę Japonii albo opowiada o wyprawie na Spitsbergen. Jednak w udzielonym serwisowi naTemat wywiadzie (nota bene bardzo ciekawym, jeśli interesują was trendy na YouTube), Gonciarz zapowiedział medialny powrót swojego "brata", Kanciarza.

REKLAMA

To oczywiście świetna wiadomość dla wszystkich jego fanów (choć pewnie bardziej elektryzujące byłoby wznowienie "Zapytaj Beczkę"), ale każe się zastanowić nad pewną kwestią. Gonciarz jest dla mnie jednym z najciekawszych twórców w dziedzinie internetowego wideo, którego lubię oglądać niezależnie od przyjętej przezeń formuły programu. Niemniej jednak za prawdziwie rewelacyjne uważam dopiero jego najświeższe serie - właśnie z Japonii, Spitsbergenu czy nawet "Świat Ziemi". Nie da się nie zauważyć, że mają one kilkukrotnie niższą liczbę wyświetleń od przeciętnego odcinka "Zapytaj...". Czy zatem YouTube nie dorósł jeszcze do "treści premium"? Czy kiedykolwiek dorośnie?

Obwieszczając koniec serii ze Spitsbergenu, Krzysztof Gonciarz napisał na Facebooku, że jest to - na tę chwilę - działalność kompletnie nieekonomiczna, "pięciokrotnie mniej nakładu sił wygenerowałoby podobną albo nawet większą oglądalność". Mimo to, nie zamierza z niej rezygnować, ma już pomysły na kilka lat wprzód i nawet udało mu się zainteresować nimi sponsorów. Oczywistym jest, że proste i zabawne rzeczy zawsze będą dużo bardziej viralowe od tych sensu largo poważnych. Ale wygląda na to, że te drugie powoli przestają być niszą i zaczynają być coraz bardziej opłacalne dla ich twórców. Na co dowodem może być właśnie droga obrana przez Gonciarza czy choćby Radka Kotarskiego z Polimatów.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA